niedziela, 9 listopada 2014

Praca vs. choroba

Dużo niepokoju zebrało się we mnie. Nie miałam czasu o tym myśleć wcześniej. Chciałam podomykać wszystkie sprawy. Jutro zaczynam pracę. Dzisiaj raz jeszcze muszę wszystko dobrze sobie poukładać. 

Mam w sobie dużo lęku, ale też zwykłej ciekawości. Zastanawiam czy osoba chora psychicznie, ktoś, taki jak ja ma prawo chcieć od życia więcej. Siedzi we mnie demon, który wszystko dyskredytuje, który wciąż szepcze. Prosiłam moją terapeutkę, by mi opowiedziała o ludziach takich jak ja. Takich, którzy miewają tyle energii, tyle pomysłów, tyle siły i tak wysoki temperament połączony z nadaktywnością wynikającą z choroby afektywnej dwubiegunowej. Spytałam czy zna kogoś, kto mimo choroby unosi pewne odpowiedzialności, robi fajne rzeczy. Podała mi kilka przykładów, zachęciła do czytania biografii różnych ludzi. 
Kiedy tak na nią patrzę, opowiadając jej o swoich poczynaniach, o moim życiu, nie dostrzegam w niej ani cienia wątpliwości, a ja - ja mam w sobie tyle obaw. Tak bardzo nie chcę zawieść dziewczyn, zawieść siebie. 

Dostałyśmy z dziewczynami propozycję dużego zlecenia. To znaczy jeszcze negocjujemy warunki. E. jedna z nas, mieszka za granicą. Ma też dom w Polsce. Wczoraj miałyśmy konferencję przez telefon. Omówiłyśmy informacje, które udało nam się zebrać od ostatniej rozmowy. Naszym zdaniem, Anglicy proponują zbyt niskie stawki pracownikom, których miałybyśmy im zrekrutować. Za takie pieniądze ludzie nie będą chcieli się nigdzie ruszać. 
Właściwie miałybyśmy zrekrutować dwie grupy ludzi, dwóch różnych specjalizacji. W sumie sto osób. Zgodnie uznałyśmy, że możemy podjąć się tego zlecenia, ale póki co, w przypadku jednej grupy i negocjując ludziom większe pensje, bez tego się narobimy jak głupie i być może z marnym skutkiem. Chcemy się jednak podjąć tej pracy, po to, by spróbować jak pójdzie nam tego typu projekt - nas jako "firmy" (na razie to coś w rodzaju konsorcjum). Zależy nam także na osobistym doświadczeniu. Jeśli będziemy rzeczywiście spójnie i rzeczowo działać, to w przyszłości zechcemy założyć spółkę.

Udało nam się powiesić stronę pod domeną. To strona dawnej firmy I. Potrzebowałyśmy podpiąć ją na szybko, bo w czwartek miałyśmy targi, sporo rozmów, zostawiłyśmy sporo wizytówek. No i musimy przygotować kilka ofert.
Teraz muszę te treści na stronie w znacznym stopniu zmienić. Dużą część strony okroić. Nie wiedziałam jak się do tego zabrać. Branża, w którą weszłam jest mi jeszcze mało znana. Co innego marketing. To znaczy nie mam jeszcze dokładnej wiedzy na temat funkcjonowania tego środowiska, zwłaszcza jego potrzeb, tych potrzeb, które my jako firma chcemy zaspokajać. Muszę przewalić jeszcze trochę badań. Przeanalizować wyniki. Odnieść je do tego, czym my będziemy się zajmować i oprzeć miedzy innymi o to argumentację naszych działań.

Błogosławieństwem okazała się piątkowa rozmowa z bardzo dużym klientem. Zostałyśmy z I. zasypane serią pytań. Na część z nich nie znałam odpowiedzi. Przysłuchiwałam się temu jak reaguje I., co mówi, jakiej argumentacji używa. Klient po rozmowie poprosił nas o przygotowanie oferty pod ich potrzeby, ale mocno rozbieżnej z naszymi. To mniej więcej zabrzmiało tak, że chętnie podejmą z nami współpracę, ale chcą, żebyśmy zrobiły tak, jak oni to widzą. Doskonale znam takich klientów z poprzedniej branży. Zmora agencji reklamowych. 

Usiadłyśmy po spotkaniu i uznałyśmy, że mimo bardzo nęcącej wizji posiadania kogoś takiego w portfolio, nie jesteśmy w stanie przystać na warunki, jakie proponuje Klient i nie chodzi nam tylko o pieniądze. Mało tego, nie mamy w swojej ofercie takiej usługi, co właśnie jest zamierzone i tym zdecydowanie chcemy się wyróżniać. Dzięki temu spotkaniu, zrozumiałam jak powinnyśmy przedstawić naszą ofertę i jak ją komunikować. Pod tym względem taka konfrontacja trafiła mi się jak ślepej kurze ziarno. Chyba jeszcze dzisiaj zacznę pisać tę treść. W każdym razie zaraz  po spotkaniu z tymi ludźmi, usiadłam w kawiarni i zapisałam spontanicznie dziewięć kartek dużego notesu. 

Bardzo lubię swoją pracę, bo zarówno tu jak i w agencji, moja nadaktywność niczym nie różni się od funkcjonowania innych osób i w ogóle nie jest postrzegana jako nadaktywność. Czerpię ogromną przyjemność z pracy, także z tego, że mam zupełnie wolną rękę w podejmowaniu pewnych decyzji i działań. Lubię wymyślać, tworzyć, analizować, planować, wszystko to w połączeniu z pracą z ludźmi, dla ludzi.

Uzgodniłyśmy z dziewczynami, że z czasem będziemy wymieniać się umiejętnościami. Na tę chwilę, każda z osobna będzie korzystać z wyłącznie osobistych kompetencji, tak by nie przedłużać niektórych procesów. Moim zadaniem jest marketing i sprzedaż. W tym moja ulubiona analiza całego otoczenia pod kątem dostarczenia jak najlepszej jakości usług, co za tym idzie najtrafniejszej. Dzięki temu obie strony (Klient i my) będą mogły zaoszczędzić sobie, czy też zminimalizować liczbę powikłań, które mogą w sposób naturalny pojawiać się po drodze. To skraca proces i zwiększa efektywność, a za tym idą pieniądze.

Nie wiem dlaczego tak bardzo histeryzuję z tą swoją chorobą. Kiedy mam spadek formy, to mimo wszystko mój stosunek do pracy, moje działania utrzymują się na tym samym poziomie i pod tym względem moja terapeutka widzi constans. Cały czas mi to powtarza. 
Nie wiem czy, nie przesadzę, ale rzeczywiście kocham swoją pracę. Cieszę, że doszłam do takiego wniosku.Tu czuję się najlepiej, najpewniej. I może właśnie dlatego, że jest to dla mnie obszar niezwykle ważny, boję się nawalić i stracić to, co straciłam w 2012 roku, co w konsekwencji skończyło się wypadnięciem z rynku pracy na ponad półtora roku i tym okropnym poczuciem bezsensu. 

Mam nadzieję, że to kwestia czasu, że z czasem pozbędę się tej swojej wewnętrznej stygmatyzacji.
Z drugiej strony, gdyby nie postawiono mi tej diagnozy i nie dostosowano odpowiednich leków, mój stan mógłby być, rzeczywiście bardzo kiepski. Może tak powinnam o tym myśleć. O tym, że diagnoza jest dla lekarzy, a ja jestem mną, sobą, człowiekiem, którego dzień wygląda jak dni tysięcy, milionów ludzi, którzy żyją, czują i robią różne rzeczy, bez zastanawiania się nad tym, czy robią coś w wyniku choroby czy nie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz