wtorek, 23 stycznia 2018

L4

Od tygodnia leżę w łóżku. Lekarka sugerowała szpital, ale umówiłyśmy się, że do lutego jestem na L4 i jeśli nadal będę tak wyczerpana, to może rozważę szpital. Dostałam antydepresant.

A zaczęło się tak. Po świętach wróciłam do pracy całkiem wypoczęta. Pierwszy tydzień był spokojny, niewiele nadal się działo. Coś tam robiłam, ale nie było takiej presji jak zwykle.
W między czasie zaczęłam mieć kłopoty ze snem, do tego stopnia, że oprócz 400 kwetaplexu brałam dodatkowo 400 ketrelu, by móc zasnąć. Nie czułam żadnego pędu w głowie, żadnego takiego pobudzenia, a jednak sen nie przychodził. Pod koniec tygodnia poczułam się dziwnie wyczerpana. W piątek wieczorem zajechała do mnie siostrzenica z mężem i dziećmi. To mnie też zestresowano, właściwie od momentu gdy zadzwonili w czwartek, że mogliby do mnie zajechać, w drodze na ferie do babci.
Jakoś mnie to wybiło z rytmu. Troszkę dlatego, że nie miałam pieniędzy by ich ugościć jak trzeba, bo cienko przędę z kasą. W każdym razie zrobiłam zakupy, siedzieliśmy do późnej nocy a w sobotę przed południem odjechali. Wówczas jak stałam tak padłam. A nie, poszłam jeszcze nakupić słodkości do cukierni i się obżarłam do granic wytrzymałości. W poniedziałek ledwie się podniosłam, poszłam do pracy a tam takie zmęczenie, że aż drżały mi mięśnie, jakby ciało nie mogło mnie utrzymać w pionie. Wtedy po raz pierwszy odkąd tu pracuję pomyślałam, że wychodzę z pracy i nie przychodzę na drugi dzień, ani kolejne. Ciężko mi było zadzwonić we wtorek do L. i powiedzieć jej, że źle się czuje i zostaję w domu. Bardzo ciężko, ale odebrała to z troską w głosie. Jestem jej za to wdzięczna.
Wróciłam do domu i spałam do czwartku. W czwartek poszłam do mojej lekarki psychiatry i wszystko jej opowiedziałam. Potem znów telefon do L. i znów wstyd i lęk przed oceną, że się migam od pracy. Kiepska sprawa, ale L. znów przyjęła wiadomość o zwolnieniu lekarskim przychylnie.
Przez to mogłam ze spokojem wyłączyć się z życia.

Najdziwniejsze w tym było, że nie czułam ani smutku, ani jakichś takich depresyjnych przytłaczających myśli. Raczej w kierunku rozdrażnienia jeśli już. Promienie słoneczne doprowadzały mnie do szału. Więc gdy tylko wychodziło słońce zaciągałam rolety.

Dzisiaj mija tydzień mojego leżenia. Do wczoraj zero mycia się, sprzątania, tylko spałam i spałam.
Ledwie wstawałam dawać jeść kotom. Wczoraj podniosłam się z łóżka. Zrobiłam porządek ze sobą i wokół siebie, a dzisiaj dalej w łóżku.

Poprosiłam G., z którym nie widziałam się od listopada, by podrzucił moje zwolnienie do pracy.
Nie czuję się na siłach by pójść i w ogóle wyjść z domu.

6 komentarzy:

  1. Coś o tym wiem... Współczuję.
    Jak z Tobą jest teraz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz dobrze, choć głównie śpię. Zbierałam siły na wyjazd do Liverpoolu w weekend. Miałam bilety kupione, szkoda było ich nie wykorzystać. Wezmę jeszcze dwa tygodnie wolnego, żeby zrobić sobie porządny reset.

      A Ty jak sobie radzisz?

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Wczoraj napisałam do warszawskiego stowarzyszenia Aktywnie przeciw depresji z propozycją stworzenia grupy samopomocowej dla osób w depresji. Napisałam o tym więcej w dzisiejszym wpisie. Myślę, że powinna taka grupa istnieć, byśmy sami mogli sobie na wzajem pomagać. Chętnie dotrzymałabym Ci chociażby towarzystwa lub w czymś pomogła.

      Usuń