poniedziałek, 18 czerwca 2018

Chyba jutro już zakończymy zajęcia z psychoedukacji. Nie wiem ile się z tego nauczyłam o chad, ponieważ moja choroba przebiega trochę inaczej. W tej książce było niewiele o stanach mieszanych, właściwie nic, a te rzeczy, które przerabiałyśmy w większości dotyczyły tego jak sobie radzić z depresją lub manią. O lekach trochę było, dlaczego je brać i takie rzeczy, których nie ma sensu omawiać, bo ja już to potrafię. W sensie, że z niektórymi kwestiami nie mam problemu, a z innymi już umiem sobie radzić, nawet jeśli to trudne.

Dzięki naszym spotkaniom i rozmowom zrozumiałam, że moim największym przeciwnikiem jest bulimia, oraz to co po niej następuje gdy zaczynam mieć nad nią kontrolę. Zrozumiałam też, że problem z odżywianiem się ma bardzo duży wpływ na moje relacje z mężczyznami. W szczególności to jak postrzegam swoje ciało i jaki to ma wpływ na moje poczucie własnej wartości.

Zrozumiałam także, że mój temperament, moja żywiołowość, moja spontaniczność a także to, że czasem mam prawo czuć się zmęczona i dlatego wyciszam się i zwalniam, to nie choroba.
Mam prawo odczuwać smutek, gdy coś mnie smuci, złościć się, gdy coś mnie złości. Mam prawo do wielu uczuć i zachowań, które nie wynikają z choroby, ani z borderline, ani z bulimii, ale tego co niesie ze sobą życie.
Mam prawo czuć się samotna, mam prawo tęsknić, mam prawo pragnąć czegoś bardzo. Mam prawo o to zabiegać, walczyć, dopominać się, ale w sposób dojrzały. Umiem być dojrzała, ale czasem odruchowo idę schematem na skróty. Czyste lenistwo.
No i wreszcie mam prawo mierzyć wyżej, nawet jeśli wydaje mi się, że jestem kimś, kto na to nie zasługuje.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz