poniedziałek, 4 czerwca 2018

Mijają kolejne dni i jest dobrze. Wygląda na to, że wszystko co tak bardzo wpłynęło na pogorszenie mojego zdrowia to śmierć kotów, żałoba, koszmarne przepracowanie i stres w pracy.  Teraz znów wszystko (no prawie wszystko) wygląda tak jak w 2016 roku, gdy właśnie po raz pierwszy odnotowałam tak znaczącą poprawę w swoim funkcjonowaniu.
Moje obecne strapienia to powtarzająca się bezsenność i bardzo kiepska sytuacja finansowa. Otrzymuję dużo wsparcia. P. zafundował mi karmę dla kotów, pomaga mi też G., z którym spotykam się znów od jakichś dwóch miesięcy, ale nie nazywamy tego związkiem, bo z różnych powodów nie chcemy być ze sobą, a i także nie umiemy.

Maj był szczególnym miesiącem, w którym spotkało mnie wiele dobrych rzeczy. Dużo od mojej matki. Ostatni weekend też był udany. Ogólnie, dużo dobra ze strony ludzi. Fajnie, że są, że są dobrzy, ciepli, cenni, że mam w sobie dla innych coraz więcej miejsca. Przez co wyszłam do ludzi bardziej, zaczęłam się też w końcu ruszać. Wczoraj spędziłam cały dzień na samotnej, rowerowej wędrówce, co mnie niesamowicie zregenerowało, również fizycznie, wbrew ogromnemu wysiłkowi. Wyjechałam daleko poza Warszawę. Spędziłam mnóstwo czasu, przemierzając niemal wyludnione miejsca, pełne eksplodującej wręcz przyrody. Czasem tylko trochę się bałam, że może coś mi się stać w tej samotni, z dala od ludzi. Dużo myślałam, dużo wspominałam i tak jakoś poczułam się silniejsza, budząc w sobie nadzieję, że jeszcze wszystko się wyprostuje. Głównie z pracą i pieniędzmi.

Mam ogromne kłopoty ze snem i właściwie niewiele sypiam. Przez co momentami jestem trochę bardziej nakręcona i czasem ciągnie mnie do ludzi bardziej niż zwykle. Ale po wczorajszym odnalazłam jakiś niesamowity spokój i potrzebę spotkania się głównie ze sobą. To było jak wyjście sobie na przeciw. Po ponad roku, niemal nieprzemijającego cierpienia, smutku i niepokoju, chyba mam ze sobą trochę do pogadania, albo raczej do pobycia. Takiego refleksyjno-radosnego. Przeprowadzam też mały eksperyment w kierunku swojego chad, ale o nim opowiem za jakiś czas.

Poza tym co jeszcze. Powoli, krok po kroku realizuję swoje plany na rzecz wspierania osób z ChAD i osób z BPD. W czwartek mamy, tj. nasz samopomocowy komitet organizacyjny, spotkanie z Biurem Obsługi Ruchu Inicjatyw Społecznych oraz Grupą TROP, w sprawie szkolenia pod kątem stworzenia i prowadzenia grupy samopomocowej dla osób z ChAD. W środę jeszcze się wewnętrznie spotykamy, żeby obgadać to co będziemy chcieli poruszyć na spotkaniu. W piątek za to widzę się z dziewczynami w sprawie kampanii społecznej na rzecz osób z borderline. To znaczy one zaprosiły mnie do projektu, jeszcze go nie do końca widzę. Dałam dziewczynom kontakt do PTTDB, tak się złożyło, że jedna z nich w między czasie dostała się na staż w DBT Emocje, których założycielką jest prezeska PTTDB, dzwoniłam do M. koordynatorki z PTTDB, by przybliżyć jej sprawę od mojej strony. Zobaczymy.  

Z jedzeniem lepiej. Nie objadam się, nie pochłaniają mnie myśli o jedzeniu. Schudłam z 72.5 do 67 kg, ale dużo piłam alkoholu i przez ostatni czas w ogóle nie trzymałam się diety. Dzisiaj znów do niej wróciłam. Tym razem zaprzestaję picia alkoholu, a wczorajszy wysiłek sprawił, że mam ochotę się ruszać. Dzisiaj wleciałam bez zadyszki na trzecie piętro. Myślałam, że będę zdychać po wczorajszym, ale nic takiego. Także jest nadzieja dla mnie. 
To tyle. Mam nadzieję, że będę pisać częściej.

1 komentarz: