wtorek, 15 października 2013

Poza emocjami

Bycie słyszanym, czy też wysłuchanym to jeden ze sposobów okazywania szacunku rozmówcy.
Myślę, że nie ma takiego człowieka, który nie chciałby by odnoszono się do niego z szacunkiem. Oczywiście, niektórzy mogą uważać, że nie zasługują na takie traktowanie, inni wręcz siłą je egzekwować.

Na przykład poczucie niskiej wartości i przyzwalanie na pewne zachowania najczęściej biorą się z pewnego przekłamania, które wpisuje się w nas, gdy często w ogóle lub nawet rzadko, ale od osób szczególnie nam bliskich i ważnych, otrzymujemy niezbyt przychylne komunikaty.
Nie chodzi o to, że wszystko, co mówią nam inni, czy innym my, ma być osłodzone miodem. Jednak dla mnie zawsze był i jest szalenie ważny sposób w jaki odnoszę się czy odnoszą się do mnie inni.

Każda krytyka jest godna uwagi pod warunkiem, że rozmówca robi to z taktem.

Otóż to! Każda "atakująca" wypowiedź, czy traktowanie z góry nie spotka się ze zrozumieniem.
Jedyne do czego może doprowadzić, to nas rozzłościć i wzmocnić naszą postawę obronną lub wpłynąć na spadek poczucia naszej wartości, w efekcie doprowadzając do naszego wycofania się.

Jeśli odczuwamy negatywne emocje w kontakcie z kimś, jest to dla nas sygnał, że nasze granice zostały w jakiś sposób przekroczone. Owszem, te granice mogą być często nieadekwatne. Nie zmienia to jednak faktu, że czujemy się z tym źle. I to jest jak najbardziej prawdziwe w nas. Nikt nie ma prawa temu zaprzeczać ani tego podważać.

Kiedy dziecku zepsuje się zabawka i zaczyna płakać, najgorsze co może zrobić rodzic to nie potraktować poważnie uczuć dziecka. Rodzic może się rozzłościć, zbagatelizować problem lub zupełnie nie zwrócić nań uwagi. Z takich właśnie postaw rodziców kształtują się postawy już dorosłych dzieci tychże rodziców. To właśnie one wpływają na to, jak zachowujemy się w różnych sytuacjach. I chodzi tu o każdą ze stron relacji.

Dokładnie opisał to amerykański psychiatra Eric Berne, który w swojej koncepcji stosunków międzyludzkich, którą nazwał Analizą Transakcyjną wyróżnił trzy typy postaw przejawianych przez dorosłych ludzi: - Rodzica, - Dziecka, - Dorosłego.

W naszym życiu wchodzimy w różne role. Dlatego często odnosimy się do innych na przykład w tonie rodzicielskim. Nawet jeśli jest to ton pełen troski i zainteresowania ich sprawami.

Możemy też zachowywać się czy traktować innych jak zagubione, lękliwe, nie radzące sobie z życiem dzieci. Albo wręcz przeciwnie, rozkapryszone, nie znoszące sprzeciwu czy też po prostu lubiące się w życiu zwyczajnie dobrze bawić

Ale co najważniejsze, możemy także traktować lub czuć się traktowani jak osoby dorosłe. Taka dojrzała komunikacja odbywa się na zasadzie partnerstwa i jest oparta na wzajemnym szacunku. Niestety takich postaw jest naprawdę niewiele.

W naszym dorosłym życiu spotykamy sporo "rodziców", czyli osób dorosłych, wysyłających nam takie komunikaty, które nasze zachowanie stawiają na równi z dziecięcymi. Nawet osoby działające w dobrej wierze i ze szczerą troską, potrafią brakiem taktu podkreślać naszą niedojrzałość. Tak samo działa to w drugą stronę. Nieznoszenie sprzeciwu, moralizatorstwo, wymierzanie kary za brak podporządkowania się, bagatelizowanie lub nadopiekuńczość, to cechy niedojrzałych postaw.
Oczywiście większość tych zachowań to reakcje nieświadome. Zostały wdrukowane w nas w okresie, gdy byliśmy jeszcze dziećmi.

Wymaga sporego nakładu pracy, by dokładnie zrozumieć te zależności i zacząć stosować je w swoim życiu. Należy przy tym pamiętać, że możemy wpływać jedynie na własne zachowanie.
Jeśli relacja z kimś w jakimś momencie przekracza nasze możliwości, ja osobiście widzę sens choćby w chwilowym odsunięciu się, czy daniu na wstrzymanie. Potrzebuję zdystansować się do problemu i uspokoić emocje, by zdobyć się na jakiś możliwe zdrowy osąd sprawy. Czasem. a nawet często, potrzebne jest zaciągnięcie opinii innych osób. Należy jednak zwrócić uwagę jakimi ludźmi są i jak wpływają na nas nasi zaufani "życiowi doradcy".

Fakt, że nie do nas należy zmiana zachowań innych, nawet tych bardzo bliskich nam osób, może budzić w nas poczucie bezradności i irytację. Często relacja taka przeradza się w długotrwałą, bezsensowną walkę. A niekiedy staje się przyczyną zaprzestania, czy też zamrożenia relacji. Naturalnie każdy ma prawo do wycofania się z kontaktu, ale równie ważne jest prawo tej drugiej strony do wiedzy dotyczącej powodu naszej decyzji. Tak jak wspomniałam, w dużej mierze obie strony nie są świadome wielu swoich zachowań.

Przeważnie potrzeba jednak sporo czasu, by móc na spokojnie powiedzieć komuś o tym, jakie jego zachowaniu sprawiło nam przykrość czy wprawiło w irytację. Taka rozmowa, by nie przerodzić się w konflikt, wymaga ogromnej dojrzałości obu stron.

Ja ze względu na silne przeżywanie uczuć potrzebuję dość długiego czasu, by móc na spokojnie rozmawiać o problemie. Najczęściej odsuwam się od ludzi, nie informując ich o przyczynie takiej a nie innej mojej reakcii. To też brak szacunku dla tej drugiej strony. Tylko jak tu okazać szacunek i dojrzale wyrazić nasze uczucia, kiedy jesteśmy silnie wzburzeni czy pełni rozpaczy?

Myślę, że sztuka polega na przeczekaniu a dokładnie na przekazaniu tej drugiej stronie informacji, iż potrzebujemy czasu do namysłu w jakiejś sprawie i prosimy o ten czas. Nikt, naprawdę chyba nikt nie chce być pozostawionym bez słowa. Naturalnie ważne jaki ładunek słowo to w sobie nosi.

Oczywiście tej sztuki się nabywa. I to jest cała praca dla wielu z nas myślę.

Na koniec pozwolę sobie odwołać się do  Pięciu Praw Fensterheima, które są równie ważne w pracy nad poprawą stosunków z innymi. Bo jak to mawiam, ta praca nigdy się nie kończy :)


Pięć Praw Fensterheima:

1. Masz prawo do robienia tego, co chcesz – dopóty, dopóki nie rani to kogoś innego.

2. Masz prawo do zachowania swojej godności poprzez asertywne zachowanie – nawet jeśli rani to kogoś innego – dopóty, dopóki Twoje intencje nie są agresywne, lecz asertywne.

3. Masz prawo do przedstawiania innym swoich próśb – dopóty, dopóki uznajesz, że druga osoba ma prawo odmówić.

4. Istnieją takie sytuacje między ludźmi, w których prawa nie są oczywiste. Zawsze jednak masz prawo do przedyskutowania tej sprawy z drugą osobą i wyjaśnienia jej.

5. Masz prawo do korzystania ze swoich praw.



*Herbert Fensterheim jest doktorem psychologii i profesorem psychiatrii na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Cornella. Od ponad dwudziestu lat prowadzi prywatny gabinet na Manhattanie. Jako jeden z pierwszych psychologów klinicznych zaangażował się w terapię behawioralną. Jest autorem wielu artykułów fachowych oraz książek naukowych i popularnych.


14 komentarzy:

  1. Myślę o tym co napisałaś, wiele tu jest wątków i różne myśli pojawiały mi się w głowie i znikały, kilka zostało i to może jakiś znak, że powinnam się na nich skupić, nie wiem. Pamiętam z młodości, że gdy komuś [mama] zwierzyłam się z czegokolwiek, to mimo pozorów przychylności wiedza ta zostawała najczęściej wykorzystana przeciwko mnie. Efektem było i jest to, że jeśli już od wielkiego dzwonu zdecyduję się jej cokolwiek o sobie opowiedzieć prawdziwego i ważnego, to muszę potem zamknąć się w sobie na wiele dni, jeśli nie tygodni czy miesięcy by odreagować i odbudować ścianki mojego jestestwa. Może to brzmi głupkowato. Ona nie musi nic robić, sama świadomość że pewnie użyje za jakiś czas tej wiedzy przeciwko mnie napawa mnie takim uczuciem, jakbym była mentalnie zgwałcona. Więc muszę odbudować mój WŁASNY świat zewnętrzny w samotności, żeby mieć cokolwiek WŁASNEGO. Może to dlatego że nie szanowano nigdy moich granic i np. permanentnie czytano moją pocztę czy pamiętniki.
    Przychodzi mi do głowy jeszcze jedno... może to śmieszne i żałosne, ale czasem kupuję na allegro jakieś stare [w sensie używane] zabawki, pluszaki. Tak jakbym chciała nagrodzić to zrozpaczone dziecko we mnie, zaopiekować się nim. To takie głupie, ale i symboliczne. Życie postawiło mnie w takiej sytuacji, że czuję się jak wieczny dawca, dawca, dawca, aż do wyrzygania. A kiedy ja potrzebuję wysłuchania, to czuję się lekceważona i odbieram sygnały jako brak szacunku. Przeraża mnie, że nawet kiedy nieraz myślę o samobójstwie, albo wspominam o myślach S, to nikt nie traktuje tego poważnie, mam na myśli najbliższą osobę. Tak jakbym robiła sobie wieczne jaja i nie miała prawa do rozpaczy. Strasznie mnie to wkurwia i czuję to o czym piszesz, złość. Zresztą często jestem z tego powodu agresywna - w odpowiedzi na lekceważenie i brak uwagi. Ale wychodzę z założenie, że co pomoże mówienie o tym, nawet wykrzyczenie tego, jeśli druga osoba tego nie czuje, przecież ja nie chcę do cholery żeby ktoś to wyćwiczył, chcę żeby to czuł. Brak tego czucia u drugiej osoby doprowadza mnie do szału.

    OdpowiedzUsuń
  2. *Więc muszę odbudować mój WŁASNY świat wewnętrzny [nie zewnętrzny]

    OdpowiedzUsuń
  3. I kiedy teraz analizuję swoją agresję i złość, to widzę, że to jest zawsze rozpacz. To oczywiście mnie nie usprawiedliwia, nie usprawiedliwia formy, ale widzę że to jest sprzeciw wobec tego lekceważenia, nie liczenia się, braku szacunku. Niestety forma w jakiej to wyrażam powoduje, że zachowuję się tak samo, czyli atakiem nie okazuję szacunku drugiej stronie. Nie potrafię inaczej, może to jakoś we mnie narosło. Ciekawe, że teraz po zastanowieniu synonimem do agresji i złości jest dla mnie właśnie rozpacz i wewnętrzny ból człowieka, który czuje się wykorzystywany. Smutne.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla testu wyobraziłam sobie, że to co teraz tu napisałam mówię w oczy komuś najbliższemu. Jakby się to skończyło? Paniczną ucieczką własną w siebie i w samotność, aby odbudować cienkie ścianki. Poczucie, że ktoś dowiedział się czegoś o mnie za dużo i NIE MAM JUŻ NIC SWOJEGO. Nic. Może to dlatego, że jakoś wbiłam sobie w głowę, że choćby naruszano moją prywatność i granice, to ja mam coś własnego w środku, przemyślenia, wspomnienia i refleksje, których nikt mi nie zabierze. Jeśli się nimi dzielę, to nie mam już nic dla siebie i powoduje to lęk i rozpacz. Muszę wytworzyć od nowa SWOJE i tylko swoje "rzeczy". Nie wiem, czy to jest zrozumiałe, co piszę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Napawa mnie prawdziwym wstrętem, że miałabym kogoś instruować jak ma mnie traktować. Chciałabym, żeby to czuł, żeby to wypływało z jego uczuć i serca, a nie z nauk. Nie chcę sobie wytrenować kukły, chcę żeby się ze mną liczono. To że mam kogoś zmuszać do okazywania mi szacunku odbieram jako upokarzające.

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozumiem Cię. Dziękuję, że zechciałaś podzielić się swoimi uczuciami.

    Hm... z tą instrukcją jest coś na rzeczy, tylko bardziej jest ona potrzebna nam a nie tym, którzy naciskają nam na odcisk.

    Trafiłam niedawno na artykuł, do którego link zamieszczam.
    W szczególności, jeśli o instrukcję chodzi, polecam śródtytuły: "Wyraź złość w zdrowy sposób"; "Procedura stopniowania reakcji" oraz "Od myśli do uczucia"
    http://www.psychotekst.pl/artykuly.php?nr=60

    A swoją drogą, skrobnę coś jeszcze na blogu, bo przyszło mi coś do głowy.

    Pozdrawiam i daj znać co sądzisz o tym artykule. Jutro wrzucę go na profil BPD na FB, więc tam też będzie można podyskutować.

    OdpowiedzUsuń
  7. Świat obejdzie się bez Was? Czy możecie i Wy światu czasem odpuścić? Czy Wy możecie przestać się domagać by świat do Was się dopasowywał? Stała lista zarzutów, pretensji od początku świata.
    Może należy zastanowić się co Wy wnosicie do życia innych. Jakie są konsekwencje posiadania w rodzinie czy otoczeniu osoby zaburzonej bordeline? Czemu takie osoby nie bywają samodzielne za to kipią pretensjami do wszystkich? Opieka nad Wami jest raczej niebezpieczna, wszystkie obietnice i plany sypią się w pył. A jakiekolwiek uwagi o konsekwencjach spotykają się z pretensjami . Może trzeźwa ocena realiów, zagrożeń dla rodzin i konsekwencji dla partnerów dobrze robi i osobom z zaburzeniem bordeline.
    Od czasu do czasu, szczera wypowiedź osoby z bordeline, pokazuje, że nawet jeśli to nie są stałe wybuchy wściekłości to i tak jest to jedna skumulowana niechęć do ludzi; Nienawiść była jest albo będzie za chwilę. Dlaczego domagacie się od otoczenia bez przerwy tak wiele? a bycie wrednym w stosunku do otoczenia uznajecie za chwilowe wiec nie istotne?
    Może zadbajcie o swoje odciski sami. Znacie konsekwencje związków z Wami. Znacie konsekwencje jakie ponosi rodzina od której nie potraficie odciąć pępowiny. I co?
    Stałe domaganie się dobrego traktowania, zaufania i tolerancji. poparte opisami cierpienia. I zero dodatkowych zobowiązań z tego tytułu, że jesteście kłopotliwi w obsłudze. Ryzykowni w kontaktach, Emocje, finanse, zdrowie - przy Was poprawia się? Dlaczego mielibyście mieć prawo nawtykać wszystkim uwag o Waszej wyjątkowości i żądać? Nie jesteście cudem ale bardzo poważnym problemem. Trzeba widzieć i doceniać to co bierzecie w porównaniu z tym co dajecie. Myślę, że pomysł z wyjazdem przyniesie ulgę wielu osobom. Nic lepszego nie można sobie życzyć niż tego by border dał sobie radę i był samodzielnie szczęśliwy. I zapomniał komu za co chciałby dokopać. Życzliwość opłacona wrednymi jazdami to nie jest rzadkość - niestety, stąd wiele osób marzy o jednym - by zaburzony nigdy nie wracał, nawet z przepraszam. Niech się sam sobą zaopiekuje tak troskliwie jak robił to innym. Nie kłopotliwi nie mają problemu, ich nie dotyczy cała dyskusja o pretensjach do świata, że się nie nadaje do służenia dorosłym zdrowym ludziom.

    OdpowiedzUsuń
  8. Kolega powyżej chyba nic nie zrozumiał, a wydawałoby się że język polski nie jest aż tak trudny. Nie projektuj swoich odczuć na innych.

    OdpowiedzUsuń
  9. Przeczytałam artykuł i znalazłam jedno fundamentalne zdanie, coś czego często sobie nie uświadamiamy:
    "Złość pozwala nam odczuć naszą odrębność: odczuć nasze potrzeby i ochronić nasze granice." To święte słowa - okazuje się, że dzięki niej możemy zbudować się na nowo, określić czego chcemy, a czego nie, ochronić nas, wręcz uratować przed byciem wykorzystanym do cna. Nie jest zła. Złość nie jest zła - czy nie brzmi to paradoksalnie? Może to ostatnia deska ratunku? I nie chodzi nawet o to, żeby ktoś to zrozumiał, bo przecież nie można kogoś wyćwiczyć, żeby nas szanował czy docenił, gdy na to zasłużymy. Ważne, że to my zrozumiemy i wsłuchamy się w siebie: "moje ja mówi mi że coś jest nie tak, że to co się dzieje mi nie służy".
    W artykule jest napisane, że niektórzy odczuwają chorobliwy lęk przed złością - do mnie akurat ta diagnoza nie pasuje. Wyrażam złość bez większych problemów, gdy doprowadzona zostaję do ostateczności. Chociaż gdyby się głębiej zastanowić, jeśli moja złość nie przynosi efektu i nie powoduje zmian i tego, że ktoś zaczyna traktować mnie dobrze, to zamykam się w sobie. Wtedy, w tej drugiej fazie, faktycznie ją tłumię, zbieram w sobie, w poczuciu, że nic nie daje. Zaczynam krzyczeć i przestaję w pół, szloch mija tak szybko jak się zaczął, bo widzę, że to na nic. Nie spowoduje to żadnej reakcji. Wtedy pojawia się żal i bezsilność.
    W połączeniu ze złością, wszystkie te uczucia komasuję do wewnątrz. Nieujawniona złość, tak jak jest napisane, "żyje własnym życiem także w psychice, powodując dystansowanie się do świata, gromadzenie się żalu, rozgoryczenia, czasem wręcz wrogości oraz depresję." "Czasami, ludzie wybuchają złością pozornie z byle powodu, gdy nazbiera się już tyle irytujących szczegółów w ciągu pewnego okresu czasowego, że nawet mały drobiazg uruchamia lawinę. Nikt nie rozumie wtedy, co się dzieje." To też święta prawda.

    OdpowiedzUsuń
  10. W artykule jest napisane:
    "Asertywne wyrażanie złości to mówienie o tym, że ją odczuwamy oraz wskazywanie zachowań drugiej osoby, które tę złość u nas wywołały. Dzięki stanowczemu, ale nie agresywnemu wyrażeniu złości, zmniejszamy odczuwane w ciele napięcie, ustanawiamy granice, unikając jednocześnie walki. Ważne jest również to, po prostu, że reagujemy - już nie musimy obwiniać siebie samych za brak reakcji. Wyrzucamy z siebie złość i już nie musimy jej dłużej czuć, unikamy jej eskalacji."
    Potrafisz tak? A co jeśli to nie działa? Jeśli asertywne mówienie co nas boli nic nie daje? Co wtedy robić?

    OdpowiedzUsuń
  11. Ważny jest również akapit mówiący o tym, że są 3 elementy, które razem powodują, lub nie, wybuch złości:
    A. ZDARZENIE

    B. MOJA OPINIA O TYM ZDARZENIU

    C. MOJE EMOCJE

    "Dręczymy się przykrymi emocjami właśnie dlatego, że stosujemy iiracjonalne myślenie - nawykowo. To znaczy, takiego wzoru myślenia nauczyliśmy się i praktykowaliśmy je przez wiele lat. Teraz, jeśli szukamy drogi do poradzenia sobie z naszą emocjonalnością, warto zacząć uświadamiać sobie ten monolog wewnętrzny, który doprowadza nas do gniewu, rozpaczy czy innych przykrych uczuć."

    Ciekawe i warte sprawdzenia, chociaż boję się, że miałoby znamiona zaklinania rzeczywistości. Bo przecież jeśli chcę mogę dowolnie interpretować wydarzenie, ale czy o to chodzi? Czy jeśli ktoś mnie lekceważy albo poniewiera, interpretacja cokolwiek pomoże? Boję się, że spowoduje inne, ale wcale nie lepsze skutki. Bo co jeśli mój monolog wewnętrzny odzwierciedla FAKTY? Przecież jakieś FAKTY istnieją i żadna interpretacja ich nie zmieni. Może zmieni mnie, moje myśli, emocje i samopoczucie, ale nie zmieni FAKTÓW. Co o tym myślisz?

    OdpowiedzUsuń
  12. Wpadła mi ostatnio w ręce Metoda Sedony, ale - zakładając że działa na konkretną osobę - czy również nie niesie ryzyka zaklinania rzeczywistości? Zmieni to moje emocje czy odczucia, ale nie zmieni tego co powoduje moją złość, żal i bezsilność. Czy to nie jest tylko leczenie objawów?
    Wklejam ją poniżej:

    Kiedy czujesz jakiekolwiek niechciane emocje po prostu wykonaj następujące kroki:

    Krok 1: Skup się na tym, co czujesz w danej chwili . Przyjmij, zaakceptuj to uczucie i pozwól mu, jak najlepiej potrafisz, przejawić się w całej pełni.

    Większość z nas żyje bardziej w świecie myśli, obrazów i uczuć związanych z przeszłością i przyszłością, niż uświadamiając sobie to, jak się czuje obecnie. TERAZ to jedyna chwila w której możemy coś zrobić z tym, co czujemy. Im częściej będziesz stosował tę metodę, tym łatwiejszy stanie się cały proces identyfikowania własnych emocji. Po prostu stosuj metodę najlepiej, jak potrafisz w danej chwili.

    Krok 2: Zadaj sobie następujące pytanie: "Czy mógłbym pozwolić temu uczuciu odejść?"

    To pytanie ma jedynie otworzyć Cię na możliwość podjęcia takiego działania. Zarówno "tak", jak i "nie" są dopuszczalnymi odpowiedziami. Tak naprawdę, pozwolisz odejść niechcianemu uczuciu nawet wtedy, gdy powiesz "nie". Najlepiej, jeśli odpowiesz na pytanie jak najmniej myśląc, odsuwając na bok próby spekulacji i nie wchodząc w wewnętrzne dyskusje z samym sobą na temat wartości, czy konsekwencji tego, co teraz robisz. Przejdź do kroku 3 niezależnie od tego, jakiej odpowiedzi udzieliłeś na pierwsze pytanie.

    Krok 3: Zadaj sobie pytanie : "Czy pozwolę mu odejść?" Innymi słowy: "Czy jestem skłonny, chętny do "puszczenia" tego uczucia?"

    I znowu unikaj zastanawiania się nad tym tak bardzo, jak tylko potrafisz. Pamiętaj również, że stosujesz tę technikę, bo chcesz być wolny. Nie ma znaczenia, czy to uczucie jest usprawiedliwione, długotrwałe czy prawidłowe. Jeśli odpowiedź brzmi "nie" lub nie jesteś pewien, zapytaj siebie: 'czy chciałbym czuć to, co czuję?' lub 'czy czując to będę szczęśliwy i osiągnę to, czego chcę?'. Nawet jeśli odpowiedź nadal brzmi "nie", przejdź do następnego kroku.

    Krok 4: Zadaj sobie pytanie: "Kiedy?". Jest to zachęta do tego, żeby pozwolić uczuciu odejść TERAZ. Być może stwierdzisz, że pozwalasz mu odejść z łatwością.
    Zawsze pamiętaj, że jest to decyzja, którą możesz podjąć w dowolnej, wybranej przez siebie chwili. Jeśli chcesz trwać przy określonym uczuciu, w porządku. Po prostu uznaj, że to, jak długo chcesz doświadczać danej emocji, jest Twoim wyborem.

    Krok 5: Powtarzaj procedurę czterech kroków do momentu, aż poczujesz się wolny od niechcianej emocji.
    Prawdopodobnie po każdym kolejnym kroku odkryjesz, że wyrażenie zgody na odejście jest coraz łatwiejsze. Na początku efekty mogą być ledwo uchwytne. Bardzo szybko, jeśli jesteś wytrwały, rezultaty staną się coraz bardziej zauważalne. Możesz odkryć, że istnieje kilka warstw emocji związanych z określoną sprawą. To, czemu pozwolisz odejść, odejdzie na dobre. Odkryjesz, że stosowanie tej techniki sprawia, że utrzymanie pozytywnego nastawienia do życia wymaga o wiele mniejszego wysiłku z Twojej strony

    OdpowiedzUsuń
  13. Myślę o tym co napisałaś i o tym co Ci odpowiedziałam. Może to i racja, że wszelkie instrukcje są potrzebne tylko nam? Że jedyne na co mamy wpływ i możemy zmienić, to tylko siebie. Łatwo jest Ci się pogodzić z tym? Że druga strona się nie zmieni, i dalej będzie np. nie okazywać Ci szacunku, co spowoduje złość, albo uwaga: nie spowoduje złości, jeśli zastosujesz INSTRUKCJĘ. Kurwa, to chyba nie o to chodzi. Więc co? Próbować, a jak się nie da, po prostu zerwać każdą taką znajomość?

    OdpowiedzUsuń
  14. Moje przemyślenia w kolejnym wpisie.

    OdpowiedzUsuń