sobota, 26 grudnia 2015

Myśli nieuczesane, marzenia i plany

Sytuacja damsko–męska opanowana. Od razu lepiej. Co za nieprzyjemne uczucie taki brak kogoś.
Dziwne jak na mnie, ale chyba zdrowe. Zaczynam ostatnio myśleć o tym by mieć kogoś. W ostatnim czasie dzięki tym wyjazdom poznałam kilka osób. Nie wiem czy te znajomości przetrwają, ale póki co jest całkiem ok i tak koleżeńsko. To dla mnie ważne, bo w przeciwnym razie szybko się zawinę. Niestety potrzebuję wciąż sporo czasu na oswajanie się z tym co nowe, z ludźmi też. Chyba wciąż.

No a dzisiaj mi smutno i samotnie. Całe szczęście, że jakoś mam z kim popisać na fejsbuku. Smutno mi tak, że aż coś mnie boli w klatce piersiowej. Pod powiekami czuję łzy, jakby miały zaraz popłynąć.
Żyję dzisiaj w poczuciu winy. W takie dni jak święto Bożego Narodzenia, mimo tego, że od lat go nie obchodzę, uświadamiam sobie, że gdzieś są ludzie, którzy są razem. Ja te dni spędziłam samotnie.
Uważam, że w bardzo dużej mierze zapracowałam sobie na tę samotność. W ostatnich miesiącach odbudowałam sporo relacji, po czym większość z nich zaprzepaściłam, Mam bardzo zaburzoną osobowość. To chyba nie tylko choroba, ale moja osobowość przyczynia się do spieprzania wszystkiego co ważne. A skoro to zaburzenie różnych zachowań, jest nadzieja, że można nad tym pracować. Osobowość ma to do siebie, że można na nią wpływać. 
Muszę spytać na grupie wsparcia chadowców jak im się udają relacje i czy chad może przyczyniać się do nieumiejętności ich pielęgnowania. 

Przez kilka lat nie miałam żadnych postanowień noworocznych, ale w tym roku chyba będzie inaczej. Nazbyt bardzo odczuwam ulotność życia, jego niepowtarzalność. 
Chciałabym naprawić kilka rzeczy. Mój terapeuta mawiał, że wiele z nich da się naprawić. Nie tylko w moim przypadku, ale w ogóle. I to jest kolejna dobra wiadomość. Praca nad osobowością, praca na relacjami. Nad swoim życiem w  całości. A, i mam jeszcze jedno postanowienie. Właściwie najważniejsze. Chcę spłacić wszystkie swoje długi. To dla mnie bardzo ważne. Powoli spłacam największe, choć jeszcze sporo przede mną. 

W poniedziałek idę do pracy, bo dostałam propozycję i już byłam w niej tydzień. Bardzo, bardzo się z tego cieszę. Mam nadzieję, że ją utrzymam. Zwłaszcza, że ostatnio poleciało mi ich kilka.
Wszystkie wiązały się z dużym napięciem, z pracą, do której na dłuższą metę już od dawna nie mam serca. Obecna jest zupełnie czym innym. Marzę o tym, że przetrwam, że przetrzymam ewentualne kryzysy. Marzę, bardzo mi zależy, bo wiem, że ostatnie miesiące nie były stabilne. A zatem mam też marzenia, nie tylko plany :)

We wtorek lecę do Liverpoolu. Spędzę tam czas z nowymi znajomymi. Chciałabym ten czas przeżyć jakoś tak towarzysko bardziej. Wracam drugiego stycznia i już do pracy pełną parą. Ten ostatni tydzień był w sumie już bardzo pracowity, choć miałam mały kryzys. Sprawka jakiegoś nieuświadomionego lęku, myślę. Zaszłam do pracy i kompletnie nie pamiętałam nad czym pracowałam i co mam w związku z tym robić dalej.

Ach! I angielski! Koniecznie muszę wrócić na angielski. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz