czwartek, 7 stycznia 2016

Budzik na drogę

Cały dzień spędziłam w łóżku. Teraz dochodzi już druga, a ja nie jestem ani zmęczona, ani senna. Wzięłam na sen dwie setki kwetiapiny. Czekam aż mnie zetnie. Jutro, a raczej już dzisiaj, sesja chadowej grupy. Chyba na nią czekam. To już będzie moje czwarte spotkanie. Jestem ciekawa co się na niej wydarzy, kto przyjdzie i co znów dla siebie dobrego z niej wezmę i co dam.

Do pracy też mam iść rano, ale ten dzień tak przyjemnie mnie rozleniwił, że potrzebuję jeszcze jednego by ocucić się z błogiego letargu. Lubię wszelkie święta i związane z nimi dni wolne od pracy. Nawet jeśli świąt tych nie obchodzę. Tylko w czasie takich dni potrafię wyłączyć w sobie napięcie i nie mieć przymusu ani presji robienia czegoś ze sobą, wiedząc, że inni moi znajomi też mają wolne. Swoją drogą ciekawe, że tak to postrzegam.
Z tym, że chyba przez ten dzisiejszy dzień zapomniałam o motywacji do życia, ale zdaje się, że chciałam spłacić wszystkie długi i coś tam jeszcze. 

Kiedy przestaję być czujna, zapominam dokąd zmierzam. Ale czy muszę nieprzerwanie dokądś zmierzać?

Szczerze mówiąc boję się zasnąć. Wiem, że jutro i przez kolejne dni znów będę musiała musieć.
Nastawiłam budzik. Wstanę i dam radę. Jak zwykle. Jak potrafię i tak jak będę musieć. Wiem, że pomimo chwil ogromnego stresu będę miała sporo powodów do radości, bo tak to ostatnimi czasy wygląda.

No i teraz już lepiej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz