środa, 6 stycznia 2016

Związek z osobą z rozpoznaniem borderline.


Dzisiaj wrzuciłam na moją fejsbukową stronę tekst z wypowiedzią specjalistki z jednego z warszawskich centrów psychoterapii. Treść dotyczy związku, w którym jedna ze stron posiada osobowość chwiejną emocjonalnie. Brzmi następująco:

"Musisz się liczyć z tym, że twój partner jest bardzo chwiejny emocjonalnie – czułość przeplata się ze złością, uwielbienie z niechęcią. Raz uważa, że jesteś wspaniała, a za chwilę może stwierdzić, że nic niewarta. Może obwiniać cię bezpodstawnie o wszystkie problemy w waszym związku i oskarżać o rzeczy, których wcale nie zrobiłaś. Jeśli słuchasz tego regularnie – możesz dojść do wniosku, że to prawda. Że to z tobą jest coś nie tak. Ale nie wierz w to: przyczyną problemów są trudności emocjonalne twojego partnera. Nie znaczy to jednak, że masz się godzić na takie traktowanie. Nie oznacza to również, że jedynym wyjściem jest znalezienie sobie innego partnera."


Moje związki (o czym wspominałam nie raz na blogu) również wyglądały dość koszmarnie. Jedyną osobą, z którą trzymam, i która trzyma dystans do dzisiaj jest mój były mąż. Jemu chyba oberwało się najbardziej. Choć byliśmy ze sobą najkrócej. To bardzo smutna historia. Dla mnie do dziś traumatyczna i dla M. zapewne też.
Ale nasz rozwód przebiegł bardzo pokojowo, w dużym porozumieniu i zgodzie. Z tym, że rozwiedliśmy się po roku od mojego burzliwego odejścia od męża. W tym czasie pracowałam w terapii nad tym związkiem i tym, czy go naprawiać, czy raczej zakończyć. Mój terapeuta powiedział, że weszłam w tę relację w manii i wyszłam z niej w manii.

Kiedy patrzę na to dzisiaj, uważam, że było to coś bardzo, bardzo niedobrego dla obu stron. Z tym, że ja w jakimś stopniu przepracowałam te doświadczenia w terapii, a M, zaraz po moim odejściu, a jeszcze przed naszym rozwodem wpakował się w kolejny podobny związek. Potem opowiadał mi o tym. Niestety pojawiło się dziecko, był też kolejny ślub. Choć myślę, że dzisiaj jest szczęśliwy, że ma córkę i bardzo ją kocha.
Nie wiem co z drugą żoną. Była o mnie chorobliwie zazdrosna, więc zaprzestaliśmy kontaktu. To było w 2008 roku.
Jakieś dwa lata temu, założył konto na fejsbuku i zaprosił mnie do znajomych. Myślę, że rozstał się wtedy z żoną.
Wymieniliśmy ze sobą kilka słów, nie wypytywałam go o nic. Potem zniknął.
Znam jego historię i wiem z jakiego powodu wybierał takie partnerki. Ja swoją pracę wykonałam, ale czy on zrobił coś ze swoimi wyborami? Nie mam pojęcia. Życzę mu jak najwięcej dobrego. Myślę też, że jeszcze przyjdzie nam ze sobą rozmawiać.

Mój terapeuta mawiał, że sporo rzeczy da się naprawić. Często o tym wspominam, bo to rzeczywiście prawda. Nie udałoby mi się to bez zaangażowania w terapię i chyba, co może nawet jest podstawą - pokory. Jestem też wdzięczna pozostałym moim byłym partnerom, zwłaszcza K. za otwarcie się na moją osobę. Dziękuję również Tobie P. :) Zresztą rozmawialiśmy ostatnio o tym i wiesz jakie to dla mnie ważne.
K. sam zdecydował odezwać się po latach od naszego rozstania, a ja już wtedy byłam przy końcu terapii. Uważam, że był to mój najpoważniejszy związek. Zwłaszcza, że przygotowywaliśmy się do ślubu. To nasze na nowo oswajanie się trwało też kilka lat. W roku 2015 nastąpił przełom w naszej relacji. Spotkaliśmy się po raz drugi (pierwszy raz miał miejsce po dziewięciu latach od rozstania, przez osiem po rozstaniu nie mieliśmy żadnego kontaktu) i to było dla mnie bardzo uzdrawiające, w jakimś sensie domykające tamten nasz związek, a otwierające zwykłą znajomość. Dzisiaj mogę powiedzieć, że wszystko to, co złe poszło w niepamięć. Nie katuję się poczuciem winy. To dla mnie ogromna ulga. Ulga również dlatego, bo mamy ze sobą kontakt (głównie skype) i potrafimy ze sobą gadać, tak jak kumple. Tak jak w liceum, kiedy byliśmy tylko kumplami.

Nie wiem jakby dzisiaj wyglądał mój obecny związek. Ostatnio się nad tym zastanawiam. I myślę, że jestem coraz bliżej tego, by na nowo spróbować coś stworzyć. Doświadczam fizycznej bliskości z mężczyznami. Niestety emocjonalnie jestem wycofana. Poza chwilowym zawirowaniem sprzed kilku tygodni naturalnie. Z czego zresztą wyciągnęłam całkiem pozytywne, choć zaskakujące wnioski.

Uważam, że jestem zbyt wymagająca co do związku, dotyczy to również mnie samej.

Tak to mniej więcej u mnie teraz wygląda. Poza tym mam borderline, chad i bulimię. Mam też po prostu ciężki charakter. Bo jak to mawiał jeden z moich lekarzy szpitalnych: "Choroba to jedno, a charakter to drugie." I uśmiechał się szelmowsko.
Tak więc sami rozumiecie. To duży kaliber. Dla mnie i dla każdego zapewne. Niemniej jednak chciałabym się z tym zmierzyć. Jestem w dużej mierze na to gotowa.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz