piątek, 6 grudnia 2013

Aby do przodu

Kurwa, jeszcze ten Terapeuta mój. Że też musiałam zacząć to przepracowywać właśnie teraz.Z drugiej strony to dobrze, bo akurat ta kwestia przysłania pozostałe. Poniedziałkowa sesja z Panią M. była dla mnie czymś bardzo intymnym i dotykała bardzo delikatnych obszarów. To dlatego wpis poleciał z lekka poetycko. 
Może w końcu da się to zamknąć. Z tym, że kurczowo się Go trzymam. Na dodatek nie wpuszczam do swojego życia innych ludzi. Kto się zbliża odpada w przedbiegach. Totalnie zero tolerancji dla bliższych relacji. Nie daję rady.

No a jak coś mnie łamie psychicznie to do ludzi tak lekko nos wystawiam, ale tak, żeby nie było o mnie. Stąd też sprawdzam się w udzielaniu tu i tam. Maksymalnie kończę w Irisch Pubie, który sobie ostatnio upodobałam. Barmani to przyzwoite chłopaki, zawsze jest o czym pogadać. I dystans jest, i zero zobowiązań. Tylko żeby nie było tam tak kurewsko drogo.

Byłyśmy ostatnio z moja współlokatorką. Generalnie skończyło się tym, że z powrotu do domu pamiętamy tylko jakieś urywki. A. co innego a ja co innego więc parę rzeczy dało się złożyć w całość. Na przykład to, że z Bankowego szłyśmy pieszo na Centralny i sikałam w krzakach pod Pałacem Kultury (???).

W nocnym (autobusie) podeszły do nas jakieś młode chłopaki. A to dlatego, że intensywnie do nich machałyśmy, bo siedzieli vis a vis. Nadawałam jak ta durna na cały autobus i szczerzyłam zęby do wszystkich, snując opowieści z krypty - co pamiętam szczątkowo. W każdym razie to był taki wesoły autobus.
No a z chłopakami okazało się, że wysiadamy na tym samym przystanku. Oni z propozycją, że idziemy pić dalej, a ja (czego jakoś nie pamiętam, a co pamięta A.) nie omieszkałam zwrócić uwagi na mój podeszły wiek, ale że to miło z ich strony.  Przy pożegnaniu wyściskałam i wycałowałam ich jak dobra ciotka. To pamiętam trochę. No i poszłyśmy z A. do nocnego jeszcze. Ona po piwo a ja... po lody.

O kacu nie będę się wypowiadać...

W każdym razie przepiłam już moje "kieszonkowe".  Nie to, że chleję jak durna. W tym miesiącu jak do tej pory tylko raz :)))

No dobra, ale tak na poważnie, to nie wiem kurczę jak ja to wszystko ogarnę. Najważniejsze by się nie załamać. Mówiąc lakonicznie Te Trzy Sprawy, które przewijają się ostatnio w moich wpisach są z tych, co mnie przerastają. Dlatego może dobrze, że temat Terapeuty nieco ujrzał światło dzienne, co przyćmiewa ważność tamtych. Kilka rzeczy (odnośnie Terapeuty) dotarło do mnie. Odetchnęłam z ulgą, że aż się poryczałam. Zaczęłam mówić wreszcie o tym głośno. Ponad dwa lata temat był dla mnie nie do przeskoczenia. Musiałam w pierwszej kolejności rozpieprzyć swoje życie. Upokorzyć siebie, upodlić, zmieszać się z błotem, pozbawić godności a potem już było z górki. Próba "S" i deprecha. Nie mówiłam o Nim tyle czasu. Nie było nikogo, komu mogłabym chcieć o tym powiedzieć. Dopiero Pani M. Myślałam, że wróciłam do niej po coś innego, ale widać, że tak naprawdę chciałam z nią porozmawiać o Panu M.

Pan M. i Pani M. jest pewne podobieństwo. I klimat sesji ten sam. Sympatycznie freudowski wystrój przy wieczornym świetle lampki. Może tak jest łatwiej się rozstawać. Zamykać coś, co jest bardzo bliskie, czego się niemal dotyka. Wówczas naprawdę słyszę i rozumiem o czym On mówił. Chciałam tylko usłyszeć, że to nie z mojej winy. Ciągle się o to obwiniałam. Jak dziecko, kiedy rodzice się rozwodzą i tatuś odchodzi. Dużo powiedziała mi Pani M. i ja jej też. Coś o czym nie umiałam  i nie miałam odwagi powiedzieć nikomu.

A dziś Druga Pani M. (dla odróżnienia będę ją tak nazywać). Trochę ją wpuściłam do mojego świata i przeprosiłam, że nie umiem z nią wejść głębiej. Odkryć to co siedzi we mnie, póki co jestem w stanie Pani M. Druga Pani M. spytała dlaczego to tak wygląda. Powiedziałam, że nie jestem w stanie jej wpuścić do tak intymnego świata moich emocji. To byłoby dla mnie jakimś obnażeniem, nadużyciem. Spytała do czego w takim razie jest mi potrzebna. Odpowiedziałam, że tylko po to, by zanosić jej już gotowy materiał, który samodzielnie klaruję. Z nią jedynie ustalam, upewniam się czy przypadkiem nie jest to jakiś chory kawałek. Wiem, że będąc terapeutą poznawczym, stara się zwracać uwagę na to co wartościowe, co sensowne i właśnie do tego jej potrzebuję. Do konkretów, krótkich piłek bez analizowania, bez mazania się. Natomiast to co emocjonalnie trudne i zbyt delikatne nie wchodzi w grę. Nie potrafię i już.

No i mam przeprawę. Trochę się naharuję. Łatwo nie będzie.
Pan M.; Pani M.; Druga Pani M; i jeszcze Dr M. z Tworek... Paranoja...

Nawet już mam pewną interpretację Tych Wszystkich M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz