sobota, 14 grudnia 2013

Trochę mnie złamało, ale już dobrze.

Wydarzenia ostatnich dni nie pozostawiły na mnie suchej nitki. Czwartek był pod tym względem szczególnie wyjątkowy.
Po dawkę leków sięgnęłam dopiero wczoraj rano. Obudziłam się półprzytomna i strasznie wyczerpana. Zasnęłam jakoś nad ranem. Było jeszcze ciemno. W tym czasie przebudziłam się na chwilę. Miałam sen. Był bardzo dziwny, czego doświadczyłam w sposób szczególny.

Byłam wielkim lustrem, które pękło na malutkie kawałki. I z tych kawałków ja, jako obserwator przyglądający się temu, mogłam oglądać poszczególne sceny z mojego życia. Każde takie lustrzane szkiełko było osobnym jego fragmentem, w którym coś się działo. Gdy skupiałam swój wzrok na jednym szkiełku, natychmiast przenosiłam się do tej części życia, stając się sobą w tamtym czasie i przeżywając realnie tę scenę. Gdy oddalałam głowę, w zakresie mojego wzroku miałam więcej takich szkiełek, na których dokładnie było widać ruch. Tak jakby te szkiełka były ożywione, dosłownie jakby wszystko się ruszało.
Z tej perspektywy mój mózg żywo reagował na wszystkie te obrazy na raz, powodując jakieś kompletne splątanie tych wielowątkowych scen, przeżyć i emocji, których to na bieżąco doświadczałam.

Przedziwny sen i jeszcze bardziej niezwykłe uczucie. Bardzo eksploatujące zresztą, więc gdy tylko się przebudziłam, odczułam znaczną ulgę. Po chwili jednak wróciła świadomość tego, co działo się w ostatnich godzinach i znów zapadłam w sen.

Wcześniej, zanim w ogóle zasnęłam, pamiętam jak wszystko pędziło bardzo szybko. Myśli, obrazy. W którymś momencie pojawił się głos mojego terapeuty, wciąż nalegał a wręcz przymuszał mnie do wzięcia leków. Na okrągło komentował moje zachowanie, oskarżając mnie o rzeczy, których absolutnie nie chciałam słyszeć. Toczyłam z nim jakąś walkę i wciąż powtarzałam, że nie chcę tego słyszeć. Żeby się odpierdolił. Byłam wulgarna i dosłownie jak jakaś opętana.

W gruncie rzeczy dostałam chyba jakiejś psychozy. On powtarzał, że muszę wziąć leki, że jestem chora. Nazywał rzeczy po imieniu. Trudno mi dokładnie przywołać jego słowa, ale chodziło o to, że się odrealniam, że jestem w bardzo złym stanie, że muszę głównie zadbać o siebie. Że dokładnie wiem co mam zrobić, a nie uciekać w chorobę. Mówił o jakichś konkretach, odnośnie spraw dziejących się w moim życiu. Jakieś niewygodne słowa, które były nie do zniesienia, więc chyba nawet na głos krzyczałam, że nie chcę tego słuchać, żeby spierdalał.

Teraz też dokładnie nie wiem co mówił, ale mogę się domyślić. Myślę, że ten jego głos był głosem mojej zdrowej części reprezentowanej w tym momencie przez jego osobę.
W sumie to nie był głos. Nie wiem co to dokładnie znaczy słyszeć głosy. Ja toczyłam walkę z jakimś natłokiem oskarżających myśli. Tylko, że nie moich a jego. Czy jakoś tak. Nie umiem tego dookreslić.

Po tym jak nad ranem znów zasnęłam i obudziłam się na chwilę później, te jego myśli były już bardziej moimi. Wiedziałam, że natychmiast muszę wziąć leki i coś silnego na uspokojenie, bo wciąż w głowie czułam pęd. I choć głównie cały dzień przespałam, potrafiłam zbudzić się na podanie kotom jedzenia, zjedzenie śniadania, potem czegoś na obiad, a następnie kolację i wieczorną dawkę leków. Czułam ogromne zmęczenie i potrzebę by w żaden sposób nie myśleć o niczym. Zwłaszcza o tym, co się zadziało w ostatnich godzinach.

Dziś wstałam też w miarę wcześnie i czuję się już normalnie. Zmęczenie owszem jest, tak jakbym dochodziła do siebie po jakiejś ciężkiej grypie. Fizycznie jestem mocno zmęczona, obolała, ale psychicznie jest dość dobrze i na pewno już bardziej spokojnie.

Całe szczęście dzisiaj nie mam żadnych zobowiązań (prócz presji wewnętrznych), więc nie muszę robić niczego szczególnego. Jutro do wieczora też. Mogę odpoczywać. Okropnie mnie to zmasakrowało powiem szczerze.

4 komentarze:

  1. jakiś czas temu zdecydowałam się żyć bez leków, od tamtego czasu też mam takie sytuacje, że czuję się, delikatnie mówiąc, dziwnie po obudzeniu. Czasami nawet nie pamiętam, co mi się śniło. Ale, w gruncie rzeczy, cieszę się, że rzuciłam wenlafaksynę, wszystko czuję pełniej, nie ma tego wrażenia, że każda chwila jest przykryta apatią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem. Ja czuję, że potrzebuję leków. Tylko to muszą być takie leki, który tak jak piszesz pozwalają normalnie odbierać rzeczywistość. No i raczej mam je właśnie tak ustawione.

      Jednakże przy silnej hipomanii czy manii, muszę brać większe dawki, które mogą zmulać, zwłaszcza wówczas, gdy psychika dochodzi do siebie a lek staje się już zbyt silny.

      Natomiast generalnie nie mam nic przeciw lekom. Udało mi się wyprosić lekarkę o zmniejszenie dawki przeciwpsychotycznego, bo okropnie mnie masakrował i byłam silnie senna przez większość dnia.

      Być może teraz będę musiała znów ją zwiększyć, chyba, że się okaże, że ten ostatni incydent był nie tyle wejściem w głębszy stan choroby a jedynie silnym wyładowaniem.

      Nie znam się jeszcze na tym.

      Usuń
  2. Mój terapeuta nazwał by to wyladowaniem napięcia podczas snu. Tak sądzę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo to ciekawe. Postaram się pogrzebać w sieci i znaleźć coś na ten temat.

      Usuń