Może całkiem dobrze sobie radzę z burzami emocjonalnymi. Nieprzewidzianymi nawałnicami i mnożącymi się po sobie huraganami. Ale co zrobić ze smutkiem, który wreszcie przedarł się przez tę tonę słodyczy, którą pochłonęłam w ciągu jakichś ostatnich dwóch miesięcy?
Wydaje się, że potrafię świetnie funkcjonować w emocjonalno-życiowym chaosie, ale gdy to rozszalałe sztormem morze zmienia się w łagodną taflę wody nie mam gdzie się podziać.
Nie istnieję...
chodzi Ci o derealizację albo depersonalizację?
OdpowiedzUsuńChodzi mi o smutek.
OdpowiedzUsuńspytałam o zdanie "Nie istnieję..."
UsuńByć może dlatego to takie trudne do zrozumienia, bo dotyczy emocji a nie stanu chorobowego.
UsuńPrzepraszam (?) w takim razie, po prostu szukałam kogoś, kto, tak jak ja, odczuwa stan derealizacji, chciałam o tym porozmawiać, wymienić się doświadczeniami, jakoś sobie pomóc. Wybacz, jeśli Cię uraziłam albo zirytowałam, to absolutnie nie było moim celem.
Usuńhttp://www.zaburzeni.pl/ DD
Usuń@na krawędzi - absolutnie mnie nie uraziłaś. Przypuszczałam, że pisząc o tych zaburzeniach, gdzieś tam nawiązujesz do siebie. Fajnie, że ktoś Ci tu coś podrzucił.
OdpowiedzUsuń