czwartek, 30 października 2014

Z wdzięcznością aspołeczna

Na co dzień już o tym nie myślę, ale w ważnych chwilach jak te obecnie, tęsknię za wsparciem i docenieniem tych osób, których w gruncie rzeczy nigdy przy mnie nie było.

W najważniejszych chwilach mojego życia towarzyszyli mi najczęściej zupełnie obcy ludzie. Nauczyciele, rodzice moich koleżanek, potem rodzice moich chłopaków. Lekarze, psycholodzy, wykładowcy studiów, które rzuciłam, czy osoby, które poznawałam na gruncie zawodowym. 
Ludzie, którzy w moim odczuciu zupełnie bezinteresownie, postanowili mnie wspierać, nie chcąc nic w zamian, poza chęcią oszlifowania tej nieokrzesanej, zbuntowanej dziewczyny, którą byłam. Doceniali, dopingowali, szlifowali, hartowali i cierpliwie dawali kolejną szansę. Dziś widzę to bardzo wyraźnie. 
Takich ludzi w moim życiu było bardzo wielu, ale przez długi czas skupiałam się na tych, którzy mieli inne zdanie na mój temat, którzy agresywnie krytykowali i wyśmiewali. To im poświęciłam największą część swojego życia i mojej uwagi. To im wypowiedziałam walkę i toczyłam ją jeszcze bardzo długo, nawet jeśli już od dawna tych osób nie było w moim życiu.

W kontekście nieobecności tych, z którymi łączą mnie więzy krwi, przeżyłam wczoraj dziwnie niewymowny smutek, poza spontaniczną radością oczywiście. Skontaktowałam się w ważnej sprawie, z byłym szefem firmy, w której pracowałam ponad dziesięć lat temu. Zareagował na mój telefon takim pozytywnym zaskoczeniem, ciepłem i serdecznością, że poczułam się w jednej chwili kompletnie nieadekwatn. Absolutnie, bezdyskusyjnie znalazł czas na tę rozmowę, będąc w krótkiej przerwie między jedną a drugą konferencją, przy czym zachował się jakbym była w ciągu tej przerwy najważniejszym jego priorytetem. A przecież to był szef (jeden z wielu szefów jakich miałam i wielu prac), które w swoim burzliwym życiu impulsywnie i głupio rzucałam, najczęściej opuszczając firmę z wielkim hukiem.

To tylko jeden taki przykład. A jest ich całe mnóstwo. Mnóstwo ludzi, którzy mnie nie przekreślili.

Podobnie, i to także wczoraj, zostałam publicznie wyróżniona, przez osobę publiczną właśnie, którą osobiście darzę ogromnym uznaniem, i która jest dla mnie autorytetem jako kobieta, społecznik... człowiek. Gdzieś w mojej głowie będąc poza kręgiem pewnej jej dostępności, zupełnie nie podejrzewałam że ona widzi mnie, obserwuje i docenia moje starania, a nawet cytuje...

Albo w sytuacji, gdy nie byłam w stanie podnieść się z łóżka, umyć, ubrać, cokolwiek... żyć... 
Przyjaciel, który zobaczył mnie w tym stanie z oburzeniem, na które ja nigdy bym się nie zdobyła, wykrzyczał: "Gdzie jest do cholery twoja rodzina?! Czy oni w ogóle wiedzą co się z tobą dzieje?!"

 - Nie wiem, nigdy się nad tym nie zastanawiałam, to znaczy już od bardzo dawna... Ale dzisiaj, nie będąc słabą, a silną, dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek i ja zapytuję siebie -  GDZIE?

Dostałam od życia więcej ojców, matek, sióstr i braci niż mogłam sobie wymarzyć. Dostałam ogrom życzliwości i wsparcia, być może o wiele więcej niż przeciętny człowiek.
Życie wybrało mnie na szczęściarę, która dostaje kolejne szanse. A ja te szanse umiałam pochwycić i nieść przez życie. Otrzymałam cztery łapy kota, na które wciąż spadałam i spadam, mimo swojej jeszcze często głupiutkiej natury i nierozwagi. Odradzam się w kolejnych życiach, a każde następne jest lepsze od poprzedniego, choćby tylko o milimetr.

Dostałam tak wiele od życia, od ludzi, od drugiego człowieka...Tak wiele cennych darów, w tym jakże często niesprawiedliwym, niedoskonałym świecie.
Ludzie od zawsze tracili bliskich, zdrowie, pieniądze, domy... A ja pozornie pozbawiona tych wymienionych rzeczy mam je wszystkie.

Pomimo to, ten niewymowny smutek, to cierpienie, którego prawie nigdy nie wyjawiam, często nie uświadamiam sobie - sprawiają, że już na zawsze pozostanę niepełna i na zawsze w jakimś stopniu aspołeczna.

p.s.
Dziękuję Ci moja Kochana E. za te wspaniałe słowa dziś. I za wszystkie inne. Za wszystko inne...







6 komentarzy:

  1. "...
    Staram się rozumieć moje siostry. One wychowały się w innych realiach. Wszystkiego musiały się dorobić same. Same od lat wychowują swoje dzieci, utrzymują domy, prowadzą firmy. Rozumiem, że dla nich moje życie to jakaś farsa. One od nikogo, nigdy nic nie dostały. A jeśli już to musiały zapłacić za to wątpliwej przyjemności cenę.

    Rozumiem, że w ich oczach nie przedstawiam żadnej wartości. Od lat przecież słyszą o moich chorobach, lekarzach, szpitalach. Długach, rozwodach, niedocenianiu pracy, pieniędzy, przy czym co chwila zmieniam zdanie i postępuję pochopnie.

    Rozumiem, że one naprawdę chcą mi pomóc, choć pewnie sytuacja ta je dość irytuje. Mają przecież na głowie swoje życie i swoje rodziny. Doceniam to, że zaproponowały mi pomoc, że chciały wziąć do siebie, przyjechały tu do szpitala i wyartykułowały słowa, których bym się po nich nie spodziewała, a mianowicie, żebym się nie martwiła, że mi pomogą. I to rzeczywiście było cenne.

    Sęk w tym, że ja tej pomocy nie chcę. Boję się ich i matki. Boję się bliższych stosunków z nimi. Czuję się zagrożona. Po tylu latach życia po swojemu, ktoś wkracza na moje terytorium i mówi: "Od teraz Twoje życie będzie wyglądać tak i tak. Spokojnie, nie martw się, w przeciwieństwie do ciebie wiemy co dla ciebie dobre."

    Owszem, prawdą jest, że mam tendencję do spychania odpowiedzialności za swoje życie na innych. Wiem, wiem, tak właśnie robię. Z tym, że odbywa się to na moich zasadach. Nigdy nie było tak, bym robiła coś czego nie chcę. Prawda jest taka, że cała destrukcja jak i konstruktywne działania odbywały się za moim mniej lub bardziej cichym przyzwoleniem..."

    Szczegóły sprawdź i nie rań tych, którzy niczym sobie nie zasłużyli na to. Dasz radę jak zawsze, spadniesz na cztery łapy choć poprzetrącane. Nie serwuj kitu. Kolejny raz idealizujesz jednych, by zepchnąć na pozostałych winy. Wyłącznie własne problemy rozdajesz coraz to innym osobom. To nie jest sposób na wychodzenie z długów, problemów i huśtawek. Nie jest łatwo żyć ani Tobie, ani nikomu obok Ciebie. Nie szanujesz nikogo - trudno, ale przynajmniej szukaj prawdy. Siebie nie oszukasz. Gdy się nakręcasz zawsze kończy się to tak samo. Może nie musi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Spadaj, tyle Ci powiem. Dość debilnych krytyków w moim życiu. Te czasy są już dawno za mną.
    Żegnam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Krzywdzą, wkręcają i wykorzystują, dołują, pozbawiają energii i kasy i są debilni - manipulanci na pewno. Należy eliminować takich z otoczenia. Pozostawiać tylko bijących brawo.
    :)

    Spadać? i to jak najszybciej :)





    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spadać. Do swojego życia i do swojej bajki. A nie żyć emocjami anonimowych osób. Zajmij się czymś.

      Usuń