piątek, 31 października 2014

Ojciec, matka, ja i Dom

Mój ojciec zmarł na raka 9 lat temu, ale nigdy z tego powodu nie płakałam. Miałam z nim słaby kontakt. Umierał na szpitalnym łóżku, a cała rodzina zebrała się w sali, do której specjalnie go przeniesiono, żebyśmy się mogliśmy z nim pożegnać. Wszystkie jego czworo dzieci z żonami i mężami. Dziewięcioro wnucząt. Matka.... Umierał na naszych oczach. 

Nad ranem matka zadzwoniła do nas, że to już koniec. Tego dnia wszyscy się zjechaliśmy - wnuki ze szkół, dzieci z pracy. Ja dwa dni wcześniej przyjechałam z Warszawy. Około 16-tej nastąpiło zatrzymanie akcji serca. I wtedy... to był lament i histeria.

Tego dnia, jeszcze zanim serce ojca przestało bić, zobaczyłam niecodzienny widok, matkę, która siedząc w zupełnej ciszy przy łóżku ojca trzymała go za rękę. Nigdy w życiu nie widziałam ani jednego przejawu czułości ojca wobec matki, czy matki wobec ojca.
No a gdzie było moje miejsce w tym wszystkim? Schowałam się za obiektywem aparatu fotograficznego. Wciąż robiłam zdjęcia. Mam je do dziś, te emocje uchwycone, tę rozpacz.. Wszystkie emocje, do których ja nie byłam zdolna...

Kiedyś moja siostra powiedziała, że bardzo chciałaby zobaczyć te zdjęcia. Nikt ich nie widział poza mną. Pomyślałam, że mogłabym je wywołać i wysłać siostrom, matce i bratu w rocznicę śmierci ojca, tj. 28 listopada. Często wspominają ojca i dziadka. Ja zresztą też. W naszej rodzinie krąży mnóstwo anegdot związanych z różnymi sytuacjami z ojcem w roli głównej. 

Był zabawnym człowiekiem. Tak, to dobre określenie. Prostym człowiekiem, czasem prostackim, ale lubiłam go na tyle, na ile było to możliwe przy całej jego "nieobecności". Nie był ojcem, który brał czynny udział w życiu dzieci. Nie, nie był chłodny czy niedostępny tylko nieobecny. Raz tylko krzyknął na mnie i nawet dostałam od niego paskiem. Byłam mała, ale pamiętam, że próbowałam grzebać przy bolierze w łazience, ale po co? Tego nie pamiętam. To był mój jedyny bliski kontakt z ojcem i wyraźne dostrzeżenie jego obecności jako ojca.

Kiedyś przyjechała do nas jakaś daleka rodzina. Pamiętam scenę, gdy ten nieznany mi wujek, widząc mnie przechodzącą przez kuchnię spytał ojca? "A. a ile ta twoja E. ma już lat? Na co mój ojciec zwrócił się do mnie: E. ile ty masz lat?" 

To właśnie jedna z tych anegdot. Naturalnie to wspomnienie, ma również smutny odcień, ale ja to wspominam z rozbawieniem, bo chyba mam dużo zrozumienia dla charakteru ojca. Poza tym ojciec pełnił pewną ważną funkcję w moim życiu. Otóż matka była bardzo nerwowa. Pewnie pisałam kiedyś. Była impulsywna, porywcza, potrafiła znienacka uderzyć, czy pobić do krwi, zrywać z łóżka nad ranem. Brrr.. 

Kiedy ojciec wracał z pracy, agresja i cała uwaga matki skupiała się na nim . Dlatego zawsze czekałam na niego, by już z tej pracy wrócił. Lubiłam z nim siadać przy stole kiedy jadł. Bo wtedy mogłam przez chwilę być bliżej niego. Matka (co też wspominam z uśmiechem na twarzy) jak zwykle coś wyrzucając ojcu, krzycząc (ona nigdy nie mówiła tylko krzyczała) nakładała mu obiad (co było sprawą oczywistą), a ojciec wychodząc z łazienki po umyciu rąk siadał przy stole. Matka wciąż mówiąc coś podniesionym głosem, nerwowo stawiała przed ojcem talerz na stole. "Będziesz też jadła?" - pytała mnie matka (jedzenie u mojej matki było rzeczą świętą) na co ja niezależnie od tego, czy byłam głodna, czy też nie, przytakiwałam i siadałam przy stole, bo to był jedyny moment, żeby być bliżej ojca, właściwie ich obojga.

Tylko ojciec dostawał w swoim talerzu żeberka, na których była gotowana zupa (to dla mojej matki również było oczywistością - żeberka dla ojca). Ojciec jedząc rozkładał gazetę i jednym uchem słuchając matki, a drugim wypuszczając, przerywał jej w pół słowa i zaczynał czytać głośno fragment artykułu, po to oczywiście, by się z matką nim podzielić. Na co matka nadal podniesionym głosem komentowała tę treść. Naturalnie nie siadała przy stole, tylko ciągle przemieszczała się po kuchni, Wychodziła, po chwili znów wracała, poruszając się szybko i nerwowo. Ja siedziałam i jadłam. Nie pamiętam, czy ojciec coś w ogóle do mnie mówił wówczas. Nie pamiętam żadnej rozmowy. Być może były jakieś, na pewno, ale pewnie byłam tak zestresowana, albo raczej skrępowana, że nie pamiętam.


[Przy okazji tych wspomnień odpowiedź na moja bulimię mam gotową. Nigdy wcześniej na to nie wpadłam. Na to, że bulimia to ojciec redukujący napięcie, wynikające z agresywnego zachowania matki. A obecnie matką w moim życiu są stresujące sytuacje, czy też po prostu niepożądane emocje.]


Kiedy ojciec kończył jeść, jeszcze przez chwilę czytał w ciszy, która zapadała nagle, budząc we mnie ogromne uczucie skrępowania, ale też lęk, bo matka, gdy już się wyzłościła na ojca i wygadała, leciała gdzieś dalej coś robić, a mi w tej dziwnej bliskości z ojcem zaczynało być bardzo nieswojo. 
Tak czy owak, w taki jak wyżej opisany sposób mogłam przeżywać i pozytywnie doświadczać relacji z ojcem i matką, będąc w pewnym sensie niewidoczną. Ich uwaga była skupiona na sobie, a ja mogłam po prostu być, przysłuchiwać się temu co mówią i przyglądać im. To były takie właśnie chwile posiadania rodziców. Wtedy już byłam tylko "jedynaczką". Starsze rodzeństwo, od kiedy miałam 6 lat, już nie mieszkało z nami.

Mój charakterek ukształtował się nie tylko na obserwacji rodziców, byłam przecież dzieckiem, które urodziło po dziesięciu latach od przybycia na świat moich dwóch sióstr. Brat miał wówczas lat dwanaście. W domu było głośno, oczywiście burzliwie. Do szóstego roku wychowywałam się w domu pełnym ludzi. Dorosłych i dzieci. Zajmowanie się mną leżało w gestii mojego rodzeństwa. Bardzo mocno przeżyłam, gdy mój dom, zaledwie gdy miałam 6 lat, zupełnie opustoszał, a ja ni stąd ni zowąd znalazłam się w środku życia ludzi, ojca i matki, z którymi - to zabrzmi dziwnie - się nie znałam. 

Matka od momentu urodzenia mnie nie miała pokarmu, dlatego karmienie, przewijanie, kołysanie, usypianie mnie, było zadaniem mojego rodzeństwa, które na początku ciekawe małej siostrzyczki z czasem miało jej dość, bo raptem z dzieci stało się opiekunami. 

Co się zaś tyczy scen "przy rodzinnym stole", tj. matka, ojciec i ja, było ich całkiem sporo, bo matka przy każdym posiłku podawała ojcu talerz z jedzeniem, zawsze przy okazji za coś go opieprzając. Kiedy nie było mnie w mieszkaniu wychodziła z domu, stawała na schodach i krzyczała na całą wieś: "E. JEŚĆ!" A echo niosło jej głos po całej miejscowości, co naturalnie jej nie przeszkadzało, a mieszkańców bawiło. 

Aż się uśmiałam teraz. Takich ich pamiętam. Dużo w tym było pomieszania uczuć i jest nadal. 

To w co zostałam wyposażona przez rodziców, to pozwolenie na bycie sobą i brak lęku, czy skrępowania w kontakcie z ludźmi naprawdę przeróżnego pokroju i przekroju. W domu nigdy, ale to nigdy nie padły słowa w stylu: "A co ludzie powiedzą" To ojciec i matka wiedzieli najlepiej, to oni musieli mieć ostatnie słowo. Każde wiedziało lepiej, czy to w rozmowie ze sobą, czy z innymi ludźmi. Nie mieli żadnych autorytetów, nie mieli syndromu "świętości księdza". To byli zwykli ludzie, ale zawsze wiedzieli najlepiej. Jak ktoś matce podpadł na wsi, to miał kiepsko. 

Matkę jednak z dzieciństwa wspominam jako permanentne zagrożenie, łącznie z zagrożeniem życia.

Nigdy nie miałam okazji zauważyć u rodziców skrępowania, gdy mieli do czynienia z kimś, no nie wiem - z jakimś tam radnym, jakimś księdzem, czy nauczycielem. Mówię o wiejskich realiach. Generalnie byli pouczający, albo zadający pytania podważające to czy tamto. O ile matka robiła to z intelektem, ostro i często przebiegle, tak ojciec przybierał ton bardziej prostacki. Czasem będąc świadkiem takiej sytuacji, związanej z zachowaniem ojca, spalałam się ze wstydu. Naprawdę, niekiedy gadał straszne bzdury.
Teraz, gdy przyjeżdżam do domu matki, co ma miejsce raz, dwa do roku, nie chodzę na cmentarz. Może dlatego, że znów musiałabym zostać sama z ojcem. Z tej samej przyczyny ograniczam wyjazdy do matki. Ale lubię ciepłe światło płonących zniczy wieczorową porą i wkładanie palców w ciekły wosk.


2 komentarze:

  1. wewnętrznego spokoju życzę i pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i wzajemnie. Myślę, że będzie już coraz spokojniej w pewnym sensie.

      Usuń