czwartek, 7 kwietnia 2016

Pieniądze, bulimia, zmęczenie.

Jestem bardzo zmęczona. Coraz bardziej. Dzisiaj wróciłam do Polski. Zarobiłam trochę kasy. Od razu przelałam koledze, bo byłam mu winna. Nie wiem czy dalej będę miała tę pracę, a z tej w Polsce nie wyżyję. Chyba, że jednak uda mi się wynegocjować tę podwyżkę. Staram się być dobrej myśli, ale bardzo to trudne.
Jutro muszę do stomatologa. Zatem nieplanowany wydatek. Zaczęły mnie pobolewać dwa zęby. Jeden niemiłosiernie. Siedzę w domu z bólem, bo ze zmęczenia nie jestem w stanie nigdzie się przemieścić. Jak tylko weszłam do domu wstawiłam szybkie pranie, żeby wyprać jedne, jedyne dżinsy, w które obecnie się mieszczę i padłam na łóżko. Otworzyłam excelową tabelkę, przejrzałam finanse, przelałam dług koledze i zaczęłam martwić się dalej. W tym miesiącu nie będę już miała pieniędzy. Zostało mi tysiąc złotych i niepopłacone rachunki plus wynajem mieszkania.
Muszę coś wymyślić. Zapewne da się coś jeszcze zrobić. Tylko żeby moja głowa wytrzymała, a zaczęłam popełniać już błędy. Podjęłam kompletnie nieprzemyślaną decyzję, z której dopiero zdałam sobie sprawę. Jakieś dwa tygodnie temu miałam coś jakby psychotyczny stan. Nie zauważyłam tego.
No i zajadam wciąż problemy. Smutek, zmęczenie, lęk. To wymaga terapii. I muszę naprawdę poważnie się nad tym pochylić. To bardzo duże pieniądze. Ciężko zarobione pieniądze, które przejadam. Jest mi ogromnie przykro, że coś takiego sobie robię.

Poza stresem, pracą, wysiłkiem i przenikliwym zimnem, w Liverpoolu spotkały mnie również miłe rzeczy. Zatrzymałam się u znajomego, który bardzo mi pomógł. Odwiedziłam koleżankę, która też okazała się bardzo pomocna. Miałam też kilka chwil wytchnienia. No i zarobiłam jakieś pieniądze.

W weekend poszukam czegoś, jakiejś darmowej terapii, czegoś co pomoże mi zapanować nad bulimią. Muszę się tym zająć. Zbyt ciężko pracuję, żeby tak głupio tracić pieniądze, których właściwie nie mam. Gdyby nie karta kredytowa, pewnie kompletnie straciłabym teraz grunt pod nogami.

2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Być może kiedyś tak. Trudno zgadnąć jak potoczą się moje losy. We wrześniu wyjechałam na trochę, ale psychicznie ciężko to zniosłam. Moja lekarka i terapeutka stanowczo odradzały mi wyjazd. Wiele lat pracowałam na to, by zbudować tu swój świat. Jest jeszcze bardzo prowizoryczny, ale ma już swoją strukturę. W razie kryzysu wiem co robić, gdzie się udać. No i wreszcie mam tu pracę, gdzie pracodawca wie o mojej chorobie i jest przygotowany na ewentualne pogorszenia mojego stanu. Nikt mnie nie wyrzuci z pracy, jeśli chwilowo zaniemogę. Wiem, że gdy naprawdę już nie dam rady, będę mogła wziąć kilka dni wolnego i będzie to potraktowane ze zrozumieniem. To jest nieoceniona wartość.

      Usuń