niedziela, 12 czerwca 2016

Jakiej nie znacie

Pisałam kiedyś, że założyłam konto na portalu towarzyskim. Odzywali się różni faceci. Ale ja zdegustowana faktem, że jestem w tamtym miejscu traktowałam wszystkich z obrzydzeniem i milcząco. Mimo to, zaglądałam na tę stronę, by odczytywać wiadomości, które otrzymywałam.

Jakiś czas temu ktoś się odezwał, a treść jego wiadomości wydała mi się całkiem neutralna i w porządku. Kiedy zaproponował spotkanie odpisałam, że to dla mnie za szybko. Cierpliwie czekał ponad miesiąc, w tym czasie prowadziliśmy ze sobą bardzo skąpą korespondencją, choć bardzo regularną. Parę dni temu w wieczornym mailu zaproponował, wymienienie się numerami telefonu. Napisałam, ze nie ma sprawy. Oswoiłam się z nim na tyle, że mogłam to zrobić. Na drugi dzień rankiem otrzymałam sms, na który odpisałam. Wymieniliśmy się kilkoma szybkimi smsami, a wtedy on zaproponował, że zadzwoni, żeby usłyszeć mój głos. Pomyślałam, że to ok. Umówiliśmy się na szybką rozmowę. Tak też się stało. Rozmowa była ok. Nie wywołało to we mnie żadnych specjalnych emocji.

Tego dnia i kolejnego i jeszcze kolejnego wysłaliśmy do siebie dziesiątki sms-ów. Nie było w nich ani krzty flirtu, pytaliśmy siebie o różne poglądy, stosunek do tego czy owego, o jakieś rzeczy z życia. Brzmiał w tym wszystkim bardzo na poziomie, ale w głowie towarzyszyła mi myśl, że ta znajomość obniża mój poziom, ze względu na miejsce w jakim się poznaliśmy. Ciągle się tego wstydziłam przed sobą.

W sobotę, czyli wczoraj pojechałam na ślub mojej szefowej L. Zaproponowałam P. mojemu byłemu chłopakowi, z którym w jakiś sposób się zakolegowaliśmy, czy chce ze mną pojechać. Pojechał.
No i tam mnie wszystko rozpierdoliło.
Ostatni tydzień był bardzo męczący. Wszystko znów bardzo szybko. Angielski, praca, siłownia, kosmetyczka, bieganie, fryzjer, psychiatra jedna, psychiatra druga, grupa wsparcia. Czekałam na chwilę, która pozwoli mi odetchnąć. Okazało się, że sobota, która miała taka być, stała się jednym z najgorszych dni tego tygodnia.
Po pierwsze, żałuję, że pojechałam z P. Przez to byłam bardziej spięta. I te kurewskie życzenia, które chciał koniecznie złożyć ze mną. Ten moment wprowadził mnie w stan chaosu. Przez co popełniłam wielkie faux pas. Potem było już tylko gorzej. Zaczęło się ze mną dziać coś złego.

Odwlekałam spotkanie z kolesiem z tego portalu, ale gdy z P. wracaliśmy do Warszawy, wiedziałam, że muszę zrobić coś, co mną wstrząśnie, co mnie wyrwie z tego koszmarnego uczucia wstydu i wściekłości. Napisałam, że jestem gotowa się spotkać choćby zaraz. Odpisał, że podjedzie tam, gdzie zechcę.

Umówiliśmy się w lokalu nieopodal mojego domu. Wyglądał dobrze. Był ok, ale użył kilku wstawek, które wywołały we mnie morderczy instynkt. Rozmawialiśmy. Przyglądałam mu się bacznie. Ale to ja głównie mówiłam.
Prowadził rozmowę, w taki sposób, że budziło to w mnie niechęć do niego. Był przystojny, zadbany i na jakimś poziomie. W jakimś sensie bardzo męski. A mimo to odbierałam go jedynie jako samca, któremu i tak chodzi tylko o jedno. Wcześniej czy później.
Ta moja obecność tam z nim była dla mnie upokarzająca. Nie, nie proponował mi seksu, o niczym takim nie rozmawialiśmy. Ale coraz bardziej ogarniała mnie fala złości. Zmieniliśmy lokal.

Powiedziałam: "Jedźmy stąd! Chcę iść gdzieś jeszcze." Nie pił, prowadził auto. Pojechaliśmy do innego lokalu. Zamówiłam sobie piwo. Wcześniej piłam herbatę. Nie byłam pijana. On pił kolejny soczek. Wyglądał na twardo stąpającego po ziemi faceta, ale ta specyficzna męskość, która się z niego sączyła, napawała mnie odrazą. Była zwierzęca, a nie grzeczna i szarmancka. A chyba to mogłoby mi pomóc, poczuć się bezpieczniej i lepiej. Cała nasza rozmowa, była dla mnie żenująca.

Myślę, że w psychotyczny stan weszłam będąc jeszcze z P. na ślubie L. Właśnie po tych nieszczęsnych życzeniach, które były dla mnie stresujące. P. był cały czas ze mną więc nie miałam gdzie się ukryć, również przed sobą. I gdy już siedziałam z tym facetem w tej drugiej knajpie, celowo przysunęłam się do niego. Siedzieliśmy na kanapie. Powiedział, że chce mnie powąchać i przysunął swoją twarz do mojej szyi. Siedzieliśmy zwróceni do siebie. Dotknęłam ręką jego uda. Nie czułam nic. Ale robiłam to... Wiedziałam, że to go podnieca.  Gdy jego twarz dotknęła mojej twarzy, pocałowałam go przygryzając jego usta. Nie czułam nic.... Był wysportowaną, żylastą kupą mięsa. Znudzonym życiem kolesiem, który mimo powagi swojego zawodu i kilku jeszcze innych rzeczy, wydał mi się żałośnie banalny i pusty. A może to ja czułam się pusta? ....

To on zaproponował, żebyśmy już jechali do domu. Z samego rana miał odwiedziny u swojej czteroletniej córki, do której ma ograniczone prawa.
Z jednej strony nie chciałam tego, ale z drugiej,wiedziałam, że nic się między nami nie wydarzy.
Gdy wysiadałam z jego auta pod domem, pocałowaliśmy się, ale dalej nie czułam niczego. Pożegnaliśmy się. Ani przez chwilę nie pomyślałam, że chciałabym go jeszcze zobaczyć.

Ale ta noc jeszcze nie miała się zakończyć. Napisałam do G. mojego sąsiada, o  którym tu nigdy nie pisałam w ten sposób, a z którym przez jakiś czas byliśmy blisko. Jego też odsunęłam od siebie, ale wczorajszej nocy pisałam do niego. Zrozumiałam, że myślę o nim od jakiegoś czasu. Być może po tym gdy ostatnio wylądowaliśmy razem w łóżku, po czym zniknął, co wywołało we mnie zjawisko kuli śniegowej, która rosła i napierała od tamtego czasu, z każdym dniem coraz mocniej. Tej nocy całą moją wściekłość zaczęłam kierować na niego. Dochodziła trzecia nad ranem, więc raczej nie odczytał tej wiadomości i co zrozumiałe milczał.

Weszłam na czat. I tak nawiązałam kontakt z 30-letnim chłopakiem, na którego przelałam całą złość, którą poczułam do G. Upokarzałam go słownie, będąc wulgarna. Spytałam jak lubi się rżnąć, pisał, że może mnie zerżnąć jak tylko zechcę. Że przyjedzie jeśli tylko zechcę.
Gdy poprosił, żebym się opisała, wydał się mi się żenujący. Napisałam wówczas: "Kim jesteś chłopczyku? Jesteś 30-letnim chłopczykiem, czy już 30-letnim mężczyzną? Zaczął opisywać swój wygląd. Powtórzyłam, że nie interesuje mnie, ile ma wzrostu i o zgrozo jaki ma kolor oczu!. "Powiedz mi kim jesteś. Umiesz powiedzieć kim jesteś?" Wściekle to powtarzałam, jakbym dostała jakiegoś szału: "Udowodnij mi, że nie jesteś chłopcem!". Spytał czy możemy porozmawiać przez telefon. Było mi wszystko jedno, podałam mu swój numer.
Gdy zadzwonił, po drugiej stronie usłyszałam napalonego nastolatka, który myśli, że jego atutem jest chuć i wiek. Powiedziałam. "A jednak brzmisz jak chłopiec" Przykro mi...

Rozłączyłam się.

Obudziłam się koło południa. Spojrzałam na telefon. Miałam kilka nieodebranych wiadomości. W tym od chłopca z czatu. Interesowała mnie tylko wiadomość od G. ale ta była bardzo lakoniczna.
Czułam, że wpadam w szał. Działo się ze mną coś nie mojego. Wymusiłam na G. spotkanie. Napisałam mu co w związku z nim czuję. "Proszę, musisz mi pomóc. Nie wiem, dlaczego tak bardzo i tak nagle Cię potrzebuję" Napisał, że oczekuję od niego całkiem sporo jak na sąsiada, ale zgodził się spotkać pod koniec przyszłego tygodnia. Ok.

Na smsy faceta, z którym się spotkałam odpisywałam dzisiaj bardzo chłodno i chaotycznie. Było w tym moim pisaniu coś w rodzaju zawoalowanej drwiny. Czułam, że testuje mnie swoimi smsami. "Tęsknisz?"- napisał. - "A miałabym tęsknić?" i tak zaczęła się gra słowna, nieudolnie przeze mnie prowadzona, bo zasypiałam co chwilę, zmęczona bezsenną nocą i wszystkim innym.
W którymś momencie napisałam coś celowego, co sprawiło, że przestał pisać.  Raz jeszcze poczułam, żenujący charakter tej znajomości. Chciałam o niej jak najszybciej zapomnieć.

Napisał dopiero późnym wieczorem z zaczepnym pytaniem, jak widać zainteresowany prowadzić jednak ze mną tę grę. Niestety nie zastał już nikogo. Nie było wczorajszego dnia i wczorajszej nocy.
Na pewno nie było tam mnie.

Potrzebuję jedynie porozmawiać z G.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz