niedziela, 10 grudnia 2017

Idą święta. Wspomnienia. Bulimia i Żółty szalik.

Bulimia, a dokładnie atak bulimiczny i próba nieulegnięcia bardzo przypomina tę scenę od 33 minuty.
To znaczy. Co się właściwie stało? Przestałem pić? Tak? 
Idę na koktajl jako abstynent.
Tak właśnie witam nowy dzień poprzedzony silnym postanowieniem. Ale dzień niczym filmowy koktajl wigilijny alkoholem, naszpikowany jest bodźcami. I nie chodzi o pokusę jedzenia, ale ten emocjonalny koktajl wynikający z różnych chwil i zdarzeń, które musisz przetrwać tylko tego jednego dnia.

A zatem wracam po pracy do domu. Pędem. Roztrzęsiona. Po drodze zaliczam piekarnię Gromulskiego. Kupuję swoje ulubione drożdżówki z makiem oraz inne atrakcyjne dla kubków smakowych i mózgu kąski - po to by się dopchać. Choć dopychanie odbywa się bardzo rzadko. 
Najczęściej walczę by nie kupić tej jednej lub dwóch i nie zjeść po prostu. Nie chcę wymiotować, bo szkoda mi swojego organizmu. Nie chcę też mieć tej nabrzmiałej, wymęczonej prowokowaniem wymiotów twarzy i opuchlizny pod oczami. I tyję, a wraz z tyciem, zmniejszającą się sprężystością ciała wynikającą z wieku i niedbania o nie, tracę pewność siebie, poczucie atrakcyjności, wycofuję się z życia towarzyskiego.

Nie pamiętam już tak dobrze tych najgorszych okresów bulimii. Tych strasznych koszmarów. Wiem. że jeden z nich przypadł na prowadzenie tego bloga jeszcze. Jakieś kilka lat temu. Obecnie to już raczej echo tamtej niszczycielskiej siły, ale czuję się ograniczona, bo nieatrakcyjna, bardziej niż kiedykolwiek.

Najgorsze napady bulimii miałam między 21 a 25 rokiem życia. To wtedy trafiłam na kontrakt do Instytutu. I to w tym okresie upadłam chyba najniżej. Raz ukradłam coś z supermarketu. Raz wyjęłam z kosza, niedokończonego przez moją współlokatorkę pieczonego kurczaka z rożna. 

Atak to koszmar. Walczysz a jednocześnie się poddajesz.

Uwaga, uwaga, uwaga!!! 
Boże! Trzeba się ratować. Trzeba się ratować. Trzeba się ratować.
Boże, boże. Muszę się ratować.

Trzeba uporządkować doznania.

A zatem... 
Czy ja jestem w stanie wziąć kąpiel? 
Czy ja jestem w stanie się ubrać? 
Czy ja jestem w stanie tu posprzątać? 
Czy ja jestem w stanie się spakować i gdziekolwiek pojechać? 
Otóż... odpowiedź na te wszystkie pytania... brzmi...  
Nieeeeeeeeeeee...
Kurwa! Nieeeee...

Boże, nie dam rady... 

Płynę, ale jak powiada klasyk. Lód nade mną zamarza....

Nie udało się, nie udało się Pastereczko...
Nie, nieee, nie przepadło, nie przepadło... 
Musimy próbować... póki żyjemy.

Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!



 


2 komentarze:

  1. Wartościowy film. Dzięki! Każdy ma swoje demony i nosi je i nie może zgubić jak ten żółty szalik...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Film jest bardzo wartościowy. Trzeba jakoś z tymi demonami się dogadać, bo skurczybyki inaczej nie opuszczą. Trzeba próbować :-)

      Usuń