poniedziałek, 4 grudnia 2017

Boję się tych czarnych rocznic

Płaczę od kilku dni z tęsknoty za Nokią i Czesiem. Bardzo boję się 7 stycznia i 4 lutego. Rocznic ich śmierci. Myślę każdego dnia, tęsknię. Nie wiem na ile ma to związek z chadem i spadkiem nastroju chadowym a na ile wspomnienia wracają, bo to właśnie ta pora.

Może poczułam się nieco samotna i nieważna. G. mnie wkurzył, bo nawet nie potrafi być dobrym kumplem. Jest mi przykro, że jest obecny tylko wówczas gdy mam dobre dni. Gdy zaczynam spadać w dół i potrzebuję by zwyczajnie był, wspólnie coś ze mną ugotował, obejrzał coś czy wyszedł na piwo, to wycofuje się. A ja przyzwyczaiłam się do niego i czuję się z nim dobrze. Nie wstydzę się być gorsza. Nie wstydziłam.

On woli raczej skupiać się na dobrej energii tej relacji i gdy takiej nie zapewniam, wycofuje się i czeka aż mi przejdzie. Dlatego uważam, że ta relacja niepotrzebnie utwierdza mnie w tym, że ludzie są wokół mnie, gdy tryskam energią, tworzę, organizuję, daję z siebie dużo innym.
Ale to nie prawda, to tylko ta relacja, z nim jest dla mnie toksyczna. Nikomu więcej nie pokazuję się w gorszej formie. Może gdybym oswoiła się z tymi ludźmi, których znam, gdybym wpuściła ich do swojego życia, wówczas miałabym okazję przekonać się jak reagują na mój spadek formy inni.
Może tych spadków, tej płaczliwości by nie było, gdybym czuła się dla kogoś ważna i nie odstawiana na bok, gdy staję się smutna. Bo czyż nie o to chodzi w życiu, żeby czuć się dla kogoś ważnym?

Tak naprawdę zapomniałam czym jest przyjaźń. Muszę dać ludziom poznać się bliżej. Zadbać o relacje z innymi. A nie powielać schemat. Ciągle wpadam w tę pułapkę. Nie mam czasu na kręcenie się w kółko.

W sobotę organizowaliśmy z moja grupą planszówki. Było sympatycznie. Dużo zabawy, dużo śmiechu. Po kilku godzinach, ponieważ klubokawiarnia, w której graliśmy się zamykała, przenieśliśmy się do mnie. Trudno mi było to zaproponować, ale ponieważ wszyscy bawili się w najlepsze, a moje mieszkanie było blisko, zaproponowałam. I tak w sumie graliśmy od siódmej wieczorem do prawie drugiej w nocy. Było bardzo przyjemnie, choć gdy przenieśliśmy się do mnie straciłam poczucie bezpieczeństwa. Zaczęłam się denerwować, że mam takie a nie inne mieszkanie, jakieś takie dziwne ocenianie się. Ale przecież niedawno robiłam wieczór horrorów u siebie, wcześniej jeszcze coś i wcześniej. Więc może ta sobota była taka, no bo cały tydzień był dla mnie ciężki, smutny, samotny. Może ciężko mi było tyle na raz udźwignąć. Tyle osób w moim mieszkaniu.

Jakiś czas temu odbywały się u mnie warsztaty umiejętności społecznych i osobistych. Prowadził je znajomy terapeuta, dla innych znajomych. Lubiłam gdy ludzie przychodzili do mnie. Każdy z jakimiś rarytasami, ja organizowałam kawę, herbatę i tak siedzieliśmy przez kilka godzin na tej psychoedukacji naszej. Nokia z Cześkiem niemal piały z radości, bo tyle ludzi głaszczących koty na raz to szaleństwo.

Zyziek też się odważa wychodzić. Boi się, ale w sobotę wyszedł zza łóżka, za którym się chowa, gdy ktoś przychodzi. Dał się pogłaskać nawet, choć nadal jeszcze czuje się niepewnie. W końcu wskoczył na półkę, rozłożył się i obserwował wszystkich.

Odwołałam wizytę u psychologa w zeszły piątek. Właśnie dlatego, że się zdołowałam G. i tymi samotnymi dniami. Nie chciało mi się podnieść z łóżka, nie miałam siły myć się, ubierać, wychodzić z domu. Ale mam wizytę przeniesioną na zbliżający się piątek, a w czwartek mam lekarkę. Tym razem dotrę.

No i jeszcze terapeutka z tej fundacji, którą mi poleciła pani A. Mieli oddzwonić do końca dnia w piątek, ale nie oddzwonili. Jutro zacznę ich ścigać, bo dzisiaj po urlopie miałam w pracy sajgon, to wyleciało mi z głowy. No i jeszcze to rozdrażnienie dzisiaj takie we mnie było i smutek, a momentami rozpacz.

Muszę zaopiekować się sobą jak tylko się da. Znów się obstawić kim się da. Boję się, że do rocznic śmierci Noki i Czesia mogę się rozsypać. Jak ja przeżyję te dni? Te dwa dni. Te dwie niedziele.
Muszę się jakoś ratować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz