czwartek, 28 grudnia 2017

Siedem lat istnienia mojego bloga

Dokładnie siedem lat temu założyłam swój blog. Pamiętam tyle, że siedziałam w pracy i to akurat w tej, w której ponownie pracuję. Był czas międzyświąteczny. W firmie cisza, pusto i chyba dlatego myśli doskwierały mi bardziej niż zwykle. To był jeszcze czas, gdy chodziłam na terapię. Koniec roku 2010. Miałam jedynie dwie sesje w tygodniu, co przy mojej ówczesnej emocjonalności było dość ograniczające, stąd też potrzeba stworzenia własnego gabinetu psychoterapeutycznego w postaci tego bloga.
Umiejętność przyglądania się sobie, swoi emocjom i życiu, czego nauczyłam się w terapii, pomogła mi przeżywać nadmiar emocji, opisując je na blogu.  Terapia nauczyła mnie samodyscypliny, coś czego wcześniej w ogóle nie potrafiłam. Dyscypliny, która polegała na doprowadzaniu siebie do psychicznego porządku. Dzięki temu sporą część swojego emocjonalnego syfu zostawiałam na blogu i mogłam wracać do życia mniej zaburzona.  Blog to był dobry, choć kompletnie spontaniczny pomysł.

Obecnie bardziej pełni rolę pamiętnika. Rozwiązuję swoje sprawy na bieżąco, tj. w czasie bieżącym, gdy dana rzecz ma miejsce. Na tyle poznałam siebie i nauczyłam się różnych zachowań, że potrafię zareagować w danej sytuacji automatycznie, czasem potrzebuję zastanowienia się, czasem wiem, że nie wiem i wówczas muszę poszukać odpowiedzi, choćby pisząc tutaj. Idąc tropem definicji czterech poziomów kompetencji, zapewne dysponuję także takimi nieumiejętnościami, których nawet nie jestem świadoma.
Tak czy owak w ciągu tych siedmiu lat nauczyłam się życia przede wszystkim radząc z nim sobie sama, co kiedyś nie było zbytnio możliwe. Zawsze znajdowałam sobie kogoś, kto musiał przejmować odpowiedzialność za moje życie, żyć pod obstrzałem moich emocji, być w nie uwikłanym, w jakimś sensie zniewolonym. Wszystko zaczęło się od terapii a potem już szłam sama, wspierając się od czasu do czasu pomocą specjalistów.

Mimo to, moje obecne życie daleko odbiega od normalności. Jest samotne, pozbawione więzi. Mimo, że organizuję i angażuję się w różne inicjatywy i akcje, jestem sama. Kompletnie sama, zwłaszcza w chwilach gdy powinnam mieć w swoim życiu kogoś, kto poda mi rękę. Moim zdaniem ogromną rolę odgrywają tu moje skomplikowane relacje z jedzeniem i postrzeganie swojej atrakcyjność przez wygląd. To dlatego właściwie nie wychodzę nigdzie i z nikim się nie zżywam. Jednak uważam, że powodów może być więcej. Praca nad relacjami będzie priorytetowym punktem w nadchodzącym roku.

Reasumując będąc osobą bardziej zaburzoną, byłam pełna konfliktów i sprzeczności. Ciągle na krawędzi. Byłam tak zajęta przeżywaniem swojego chorego życia, że nie zauważyłam jak szybko upłynęło. Dość często myślę nad tym, że tak głupio utraciłam ten czas, ale może gdybym nie trafiła do terapii w 2006 roku, nie osiągnęłabym tego co mam obecnie. Choć moje życie wydaje się być mało przyjemne, być może jestem najlepszą wersją siebie jak do tej pory. Biorąc pod uwagę swoją sytuację rodzinną, liczbę diagnoz i stany chorobowe z nimi związane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz