poniedziałek, 29 lipca 2019

Odchodzenie

Mimo świadomości, że rozstanie z G. jest najlepszym posunięciem, wciąż żegnam się z nim, co powoduje u mnie mieszane uczucia. Widzę, że go idealizuję, chcę by był dla mnie, a gdy otrzymuję komunikat, że to niemożliwe, wpadam w popłoch i nie mogę zrozumieć jak to u niego działa. Niby tłumaczono mi, że on dokładnie będzie się tak zachowywał z racji braku innego zaplecza psychologicznego, to jednak czuję, że moja żałoba nad tym związkiem jeszcze trochę potrwa. I będą to bardzo silne emocje.

Wczoraj znów się go czepiłam. Sama nie wiem, co chciałam usłyszeć. Pewnie coś dobrego, coś ważnego i ciepłego. Ten chłód mnie przeraża. Jako osoba, która czuje i doświadcza w pełni, mam emocje na wierzchu. G. zamraża uczucia, silnie zaprzecza, co też ponoć jest bardzo typowe dla osób z problemem alkoholowym. Woli się zjarać albo napić. I jest mu lżej. Ja niestety tak nie potrafię.

To znaczy, z jednej strony to dobrze, że czuję te wszystkie emocje. Uważam, że są adekwatne do sytuacji. W końcu odchodzi z mojego życia ktoś, kogo pokochałam, z kim chciałam związać swoją przyszłość. To nie takie proste u mnie. Związać się z mężczyzną. Najbardziej ranią mnie jego mocne słowa, co do tego, że nie widzi potrzeby walki o mnie, o to co nas łączy. Ciężko mi z tym, bo poświęciliśmy wiele lat na to by dojść do miejsca, w którym moglibyśmy coś zacząć budować.
I gdy tylko pojawił się temat terapii jego uzależnienia, on natychmiast wycofał się, tak jak jego rodzina, która w pierwszym momencie była gotowa mnie wspierać w tym, by G. poszedł się leczyć.
Potem jednak zadziały się takie rzeczy, które mimo tłumaczenia ich przez specjalistów, z którymi się spotkałam, nadal z trudem rozumiem. Jak bardzo silne są te mechanizmy, którymi posługuje się G. i jego rodzina, widzę na co dzień. Ale przecież ja wiele lat temu, też byłam mocno zaburzona.
Czy oni także coś ze sobą zrobią? Tego nie wiem. Właściwie to nie powinno być w ogóle tematem moich rozważań. A raczej co będzie teraz ze mną. Jak się z tym wszystkim poukładam. Jak długo potrawa ta żałoba.

Jutro na spotkaniu z p. Joanną, będziemy dalej rozmawiać o mojej relacji z bratem. Będziemy też analizować moje uczucia do G., bo w dużej części są one odpowiedzią na to, co się działo, gdy mój brat odszedł.  J. gdy pojawiał się potem w późniejszym czasie w naszym domu rodzinnym, zupełnie mnie ignorował. I to samo mam z G. Jest po części dostępny, ale zaraz podkreśla, że nie chce nic robić z tym, żebyśmy próbowali być razem. Mówi, że odchodzi i trzyma się tego, bo według niego to najlepsza opcja.
Pewnie tak. On naprawdę nie ma mi z czego dać. Jego możliwości są ograniczone. A ja się uparłam, że coś z tym trzeba zrobić. Po tym, gdy on jednak odcina się ode mnie zdecydowanie, dociera do mnie, że to rzeczywiście chore, to moje dobijanie się do niego. A może już sama nie wiem co jest normalne a co nie. W końcu ja go kocham i to oczywiste, że cierpię z powodu jego odejścia.
Tak pewnie będzie przez jakiś czas. Ważne, żebym też pamiętała ile cierpienia przez niego doznałam. Więcej było tych ciężkich chwil niż tych, które niosły ze sobą spokój, poczucie bezpieczeństwa, radość z tej relacji. Większość to niekończąca się szarpanina jego chwiejnych uczuć i mojego wchodzenia w te uczucia. Przez to jest ten cały mętlik i chaos emocjonalny.

Nie chcę już tego przeżywać. Dlatego on musi zniknąć z mojego życia, bo jego obecność jednak nie daje mi spokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz