wtorek, 16 lipca 2019

Rodzina alkoholowa i mechanizmy obronne. Moje doświadczenie.

Wczoraj spotkałam się z dr Joanną. To doktor psychologii, psychoterapeutka poznawczo-behawioralna i interwentka kryzysowa. Od czasu, gdy zostałam skierowana do niej z poradni SWPS na psychoedukację z ChAD, spotykam się z nią w momentach dla mnie kryzysowych.

Stwierdziłam, że muszę opisać na blogu pewną sytuację. Otóż, gdy picie G. dało mi się we znaki i bycie z nim stało się nie do zniesienia, a jego brak motywacji do podjęcia terapii i chłód jaki wobec mnie przejawiał, przyprawił mnie o bezsilność, postanowiłam skontaktować się z rodziną G. Na początek zwróciłam się do jego brata, który zna doskonale problem i spytałam go czy mógłby porozmawiać ze swoimi rodzicami o tym, co dzieje się z G. Stało się już tajemnicą poliszynela, że G. mocno nadużywa alkoholu, ale ponoć rodzice G. absolutnie nie mieli pojęcia o jego nałogu. Postanowiłam, że czas odkryć karty i ich o tym poinformować, w nadziei, że zadziałamy wszyscy wspólnie i zmotywujemy do podjęcia terapii. Ostatecznie jego brat uznał, że lepszym pomysłem będzie jeśli to ja spotkam się z ich mamą i opowiem o wszystkim. Pomyślałam, że jest to dla niego trudne, a mnie to nie robiło różnicy. Byłam dostatecznie zmotywowana by wreszcie zacząć działać w sprawie G. zdecydowanie i konsekwentnie.

Tak też doszło do naszego spotkania. Mamy G. i mojego. Umówiłyśmy się na kawę. Opowiedziałam o piciu G., o jego patologicznym kłamstwie i długach. Na koniec wspomniałam, że jest mi z tym bardzo ciężko, zwłaszcza, że muszę też dbać o siebie i swoje zdrowie, ponieważ choruję na ChAD.
Z pewnością te wszystkie informacje nie były dla niej łatwe. Alkoholizm syna, jego dziewczyna chora psychicznie. To musiało rzeczywiście zwalić z nóg. I tak jak na początku zareagowała wydawać by się mogło prawidłowo - uznała, że odcinają G. od jakiegokolwiek finansowania, żadnych rodzinnych obiadków i słodziaszczych telefonów, dopóki nie podejmie terapii, tak na drugi dzień zaprosiła go do siebie na rozmowę, po której G. postanowił się ze mnę rozstać i wyprowadzić ode mnie, a jego rodzina zerwać ze mną kontakt.

Nie będę wchodzić w szczegóły, jak to wszystko wyglądało, ponieważ jest tego zbyt dużo, ale tym razem to mnie zmroził taki obrót spraw. Spotkałam się jeszcze z przyjacielem G., który potwierdził moje obserwacje na jego temat. Opowiedział mi, że on i pozostali, bliscy znajomi G, doskonale zdają sobie sprawę, że ma on bardzo duży problem z patologicznym kłamstwem i piciem, a długów narobił sobie właśnie przez alkohol, a nie jak G. mi powiedział, przez to, że wziął na prośbę mamy przyjaciela kredyt, która tego kredytu nie spłacała.

G. ostatecznie się nie wyprowadził ode mnie. Negocjowałam z nim bardzo długo, jednak bolało mnie to, jak zostałam potraktowana przez niego i jego rodzinę. Zaczęłam mocno się nad tym zastanawiać, rozmawiałam z przyjaciółmi, sama analizowałam sprawę, pytałam też G. co jest właściwie grane. Ostatecznie przyznał, że powiedział swojej mamie, że pije przeze mnie, bo jestem chora psychicznie i jest mu ze mną bardzo ciężko. Tylko, że ani ja, ani mój lekarz, ani wszyscy terapeuci, którymi się otaczam, nie widzieliśmy w tym związku mojej choroby, bo dobrze sobie radzę mimo czasem trudnych emocji, ale wszyscy kierowali moją uwagę na problem uzależnienia G. i współuzależnienia jego rodziny, a dokładnie systemowego mechanizmu zaprzeczenia, tak typowego dla rodzin, w których występuje problem alkoholowy. Okazało się bowiem, że ta rodzina z alkoholem funkcjonuje już od dawna. Kiedyś ojciec G. nadużywał alkoholu, co rodziło wiele nieprzyjemnych emocji u pozostałych członków rodziny. Tak też wykształcił się u nich z czasem mechanizm zaprzeczenia. Czworo dorosłych dzisiaj osób, stykając się z informacją o chorobie alkoholowej w swojej rodzinie, a następnie mojej chorobie, natychmiast podchwyciło to drugie.

Mama G. zaczęła wydzwaniać do niego, proponować wspólne spotkania, brat spłacił wszystkie długi G. Mnie podziękowano za obecność. To naturalnie było dla mnie dość zaskakujące i bolesne. Nie do końca rozumiałam, co jest właściwie grane, ale byłam przekonana, że to nie ze mną jest problem.

Opowiedziałam o wszystkim wczoraj pani Joannie, a ona wyjaśniła mi, na czym polega mechanizm uzależnienia, współuzależnienia i w tym przypadku systemowego zaprzeczenia, czyli rodziny jako systemu.
Przyznam, że również do tego doszłam, że to jakiś osobliwy system rodzinny, ale nigdy nie miałam do czynienia z tego typu dysfunkcyjną rodziną. Sama pochodzę z dysfunkcyjnej rodziny, ale u nas był problem zaniedbania i przemocy, bez problemu alkoholowego. Agresywna matka, nieobecny emocjonalnie ojciec. To sprawiło, że i my wykształciliśmy własne mechanizmy przetrwania.
Zarówno ja jak i moje rodzeństwo byliśmy bardzo zaburzeni. Ja ostatecznie trafiłam na terapię i psychoedukację, ale moje rodzeństwo nie. Weszło w związki, w których pojawiły się dzieci, a w tych związkach odtwarzali znaną im sytuację z domu rodzinnego, co stało się również udziałem ich dzieci. Dzieci dorosły i także weszły w związki i także mają dzieci. Tak te dysfunkcje są powielane z pokolenia na pokolenie. U jednych jest lepiej u innych gorzej, ale nigdy nie jest do końca zdrowo.

Ja nigdy nie chciałam mieć dzieci. Na początku, ponieważ byłam bardzo zaburzona, później, że zdiagnozowano u mnie także chorobę psychiczną. Uznałam także, że nie chcę skazywać nikogo na życie w tym jakże skomplikowanym świecie. Poza tym, do tej pory moje życie skupia się na gaszeniu własnych pożarów. Po wejściu w relację z G. zrobiło się rzeczywiście bardzo gorąco. Tak, że zaczęłam się zastanawiać, co właściwie ja sama sobie funduję tą relacją.

Pani Joanna zaproponowała, żebyśmy się spotykały raz w tygodniu i przyjrzały właśnie temu. Jestem bardzo na tak. Jutro mam jeszcze konsultację odnośnie ewentualnego współuzależnienia swojej osoby w ośrodku PETRA.
Dzięki pani Joannie, nie mam żalu do G. i jego rodziny. Ale chcę zakończyć ten związek, chcę pozwolić G. odejść. Każdy ma prawo do bycia choćby trochę szczęśliwym. Czy G. pójdzie na terapię, czy nie, ja chcę już iść dalej swoją drogą. To wszystko, co się wydarzyło to nowa nauka dla mnie, nowe doświadczenie. Czas wyciągnąć wnioski, zrozumieć także swoje położenie i pójść dalej.
Dziś czuję się ze sobą znów dobrze. Czuję się pogodzona. Trochę szkoda mi tego czasu, który straciłam, ale widać musiałam przejść tę drogę, by dojść i do takich wniosków. Mam nadzieję, że teraz bardziej uważnie będę wchodzić w relacje z mężczyznami. Czas się temu przyjrzeć.

Niżej zamieszczam artykuł na temat funkcjonowania rodziny z problemem alkoholowym. Poczytałam trochę tego typu treści, by zrozumieć bliżej ten problem.
http://www.psychologia.edu.pl/czytelnia/50-artykuly/919-rodzina-z-problemem-alkoholowym.html

3 komentarze:

  1. Pańcia uznała, że "nie jest tak, jak JA CHCĘ" i pobiegła na skargę do mamusi swojego krnąbrnego partnera - i tak sobie samej wytłumaczyła to - pobiegła żeby "jego ratować!" (jednocześnie deklarując wielokrotnie wcześniej, że "musi na pewno zakończyć ten związek").
    I pańcia jest zaskoczona/rozczarowana, że dostała za to po łbie (a przecież powinna dostać brawa i co najmniej kwiaty). P.S. Sam bym Cię wykopał za drzwi w takiej sytuacji, podobnie jak rodzina G. i zupełnie nie wiem co Cię tu zdziwiło, czy zaskoczyło.
    Ponieważ sprawy poszły nie tak, jak pańcia się spodziewała, pańcia tę porażkę wytłumaczyła sobie tak, że "to na pewno dysfunkcyjna rodzina", do tego zapewne "wszyscy są współuzależnieni", a tylko ona jest "przebudzona".
    Bo przecież w "normalnym świecie", oni przyznaliby rację pańci, podziękowali jej, G. by się zmienił dla niej i zaczął się jej słuchać...
    ... a pańcia sterowałaby i manipulowałaby do woli już nie tylko G. ale już także jego familią.
    Ale się nie udało, więc trzeba zredukować swój dysonans, utwierdzając się w przekonaniu, że to na pewno patologiczna, dysfunkcyjna, współuzależniona rodzina jest.

    Stawiam na to, że następny krok pańci, to będzie ruch w stylu: odsunijmy/odizolujmy G. o jego dysfunkcyjnej rodziny (oczywiście wszystko to pod szlachetnym sztandarem: "wszystko po to, żeby go ratować i dla jego dobra").

    Tylko zaraz, ja skądś to znam. Hmm... Aaaa, to przecież jest KLASYKA w zaburzeniu osobowości borderline...

    P.S. Pańcia niech się zajmie własnym pogmatwaniem, a nie ratuje świat wokół lub szlachetnie i wspaniałomyślnie prostuje na siłę pokręcenie G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aleś popłynął Anonimowy użytkowniku. No cóż, widzę, że jakiś "border" Cię mocno ugryzł w dupę. Ups. Biedaczynka... Widzę, że boli Cię mocno. Czytaj, czytaj bloga. Mnie by się nie chciało :))))
      Buziak!!

      Usuń
  2. Anonimowy, twoja wściekłość cie zjada, niedługo zeżre całkowicie. Ogarnij się człowieku i idź w końcu na terapie.

    OdpowiedzUsuń