piątek, 19 lipca 2019

Spotkanie z terapeutką współuzależnień.

W środę byłam w ośrodku PETRA. Chodziło o tę konsultację współuzależnienia.
Byłam u pani dosłownie pół godziny. Poszło szybko, ponieważ to samo mówiłam p. Joannie w poniedziałek, panu M.,(terapeucie uzależnień) do którego chodziliśmy z G. na konsultacje, a potem jeszcze konsultowałam się z nim sama i znajomym, którym opowiadałam przez ostatni czas o moim związku z G. Dlatego wiedziałam co mówić, co jest ważne. Pani, w którymś momencie zapytała: "No dobrze. To czego pani ode mnie oczekuje?" Na co ja, że chciałabym usłyszeć, że nie jestem współuzależniona. - "Nie jest pani współuzależniona".
Oczy mi się zaśmiały z radości, gdy to powiedziała. - "Naprawdę?" - zapytałam. "Naprawdę" - odpowiedziała. "Jest pani u mnie od dwudziestu minut ale już z pełnym przekonaniem mogę pani powiedzieć, że pani postawa, pani stawianie granic, pani wymagania - są bardzo zdrowe. Przychodzą do mnie kobiety - ciągnęła dalej, które są uwikłane po uszy. Pani reaguje zdecydowanie. Pani działa. Pani rozmawia o tym z innymi. Pani się nie godzi na taki stan. To jest bardzo prawidłowe. Widać, że wykonała pani dużą pracę nad sobą, po tym jak pani zdecydowanie działa właśnie. Jak pani nazywa rzeczy, jak pani je interpretuje i jak skutecznie szuka pani pomocy. To jest wręcz nietypowe. "

Na te słowa, poczułam jak jeszcze bardziej podnoszę się w sobie. Dumna z siebie, silna, znająca już odpowiedź... Powiedziałam jej, że już po poniedziałkowym spotkaniu i rozmowie z p. Joanną, skłaniam się ku rozstaniu z G. Na co pani, że to co powie będzie mocne ale tak jest. Będzie jeszcze gorzej, jeśli przy nim zostanę. "To pasożyt" - skwitowała. "Przepraszam, że tak mówię, ale ja znam takich ludzi. Pracuję z nimi. Tak jak z bliskimi uzależnionych. Dlatego wystarczy mi to, co pani mówi. To typowe. On jest mocno zaburzony. Tak jak zaburzona jest jego rodzina." - I tu pani powiedziała mniej więcej to samo co p. Joanna w poniedziałek.

Wyszłam z tego spotkania zbudowana. Oczekiwałam innej odpowiedzi. Chyba przez ten cały chaos, zwątpiłam w siebie i przestałam być pewna swoich odczuć i przeczuć. Pani mnie na koniec uściskała, mówiąc: "Niech pani ucieka jak najdalej. Jeśli alkoholik będzie miał wybór zrezygnować z alkoholu albo związku, zrezygnuje ze związku. Proszę o tym pamiętać."

Wróciłam do domu i powiedziałam G., że mam już wszystkie dane na temat naszej sytuacji, po tych wszystkich konsultacjach i mam już odpowiedzi na wiele pytań, które mnie trapiły. Teraz już wiem co dalej. "Pogadamy?" - spytał. "Tak. Rozmawiajmy." - odpowiedziałam.
Opowiedziałam G. wszystko, co opowiadałam tym trzem specjalistom, a także to co oni mi odpowiedzieli. G. wysłuchał tego wszystkiego z uwagą, po czym stwierdził.: "Kiedy teraz mi to wszystko tak dokładnie opisałaś, muszę stwierdzić, że to jak się zachowaliśmy w stosunku do ciebie było bardzo, bardzo nie fair. Przepraszam cię. Moja rodzina, teraz to widzę, jest rzeczywiście popierdolona." - tu opowiedział mi kilka historii z ich życia. Potem stwierdził, że nigdy mnie tak silnej nie widział. Nie widział tej siły, ale teraz wszystko rozumie. Zawsze ta siła była we mnie. To, że stawiałam wymagania, to że natychmiast, gdy coś było nie tak, nazywałam, poddawałam do dyskusji. To nie było zwykłe pierdolenie, tylko moje zdecydowane przeciwstawianie się jego dysfunkcjom, czy niezgoda na to jak mnie traktował. "Tylko, że ja wciąż nie wiem co dalej." - stwierdził z zakłopotaniem. "Jestem wciąż na krawędzi wyboru. Być z kobietą, którą - powiem to z trudem - kocham. Tak. Teraz wiem, że Cię kocham, czy odejść. Naprawdę nie umiem podjąć decyzji. Wiem tylko, że nigdy nikt aż tyle dla mnie nie zrobił. Dla mnie i w mojej sprawie." - "Powiem Ci co dalej." - odparłam. "Powiem Ci jak ja to teraz widzę.

Rozstajemy się. Ty się wyprowadzasz. Jeśli pójdziesz na terapię, to dobrze. Jeśli nie, to trudno. Nie będę już interweniować, wysyłać cię do lekarzy itd. Nie czuję żalu, do twojej rodziny i ciebie. Jestem z tym teraz bardzo poukładana. Nie muszę się od ciebie w związku z tym odcinać, ale jeśli uznasz, że tak będzie lepiej, nie będę protestować. Chcę żebyś żył tak jak potrafisz, bez przymusu, bez nacisków. Nie w mojej mocy jest cię zmieniać, ani już nie mam tej potrzeby. Chcę pójść dalej w swoim życiu. Może kiedyś się jeszcze spotkamy. Może zostaniemy przyjaciółmi. Niczego nie wykluczam, ale teraz w tej sytuacji nie chcę bycia razem." - "To oczywiste." - odpowiedział. "Ile mam czasu?" - spytał. "Tyle ile potrzebujesz" - odparłam.
Dodałam tylko żeby spróbował wrócić do tej babki od uzależnień, u której był w czerwcu żeby również poszukać odpowiedzi dla siebie, zdobyć więcej informacji, wesprzeć siebie. Przecież, ja gdyby nie ci wszyscy ludzie, nadal nie byłabym pewna co z tym wszystkim zrobić. Powiedziałam mu, że terapeuci są od tego, żeby wspierać. Stosownie do problemu, z którym ktoś do nich przychodzi. Nikt go nie będzie oskarżał, żeby się tego nie obawiał.

Tak to wszystko wyglądało w tym ostatnim tygodniu. Dużo, bardzo dużo pracy, ale jakież na koniec to wyzwalające. Czuję się wolna. Czuję się wolna od lęku, żalu, złości i poczucia niesprawiedliwości.
Czuję, że jestem na swoim miejscu. Czuję, że już mogę i bardzo chcę iść dalej.


2 komentarze: