piątek, 13 września 2013

Gra w szachy

Moje życie coraz częściej przypomina grę w szachy. Uczę się przewidywać pewne sytuacje, to znów reagować na ich konsekwencje a także staram się akceptować i unosić zwyczajne sploty wydarzeń, na które nie mam wpływu.

Kiedy robi się zbyt szybko, szukam sposobu by zwolnić. Gdy tracę energię a podniesienie się z łóżka jest niemal niemożliwe, uczę się czekać. Nie sądziłam, że właśnie cierpliwe czekanie w tym przypadku jest tak ważne.

Czasem z niewiadomych powodów popadam w irytację. To u mnie coś nowego. Musze wówczas pamiętać, by nikomu nie dopiec, nie wyżyć się, co w tym stanie jest bardzo pociągające.
Potrafię irytować się kompletnymi pierdołami. Innym razem ze stoickim wręcz spokojem znoszę błyskawice przelatujące nad moją głową.

Trochę mi zajęło zanim połapałam się o co chodzi w tej całej zmienności. Z każdym tygodniem zwiększałam dawkę stabilizatora, tak jak zaleciła psychiatra. To zapewne także wpłynęło na mnie dodatnio. I tak oto dziś w gabinecie mojej psycholożki usłyszałam, że jestem w wyrównanym nastroju. A podejmowane przeze mnie dotąd działania były i są jak najbardziej sensowne.

Wciąż jestem na etapie szukania swojej niszy. Czegoś w czym się odnajdę, co będzie sprawiało mi przyjemność, dawało poczucie realizowania się. Dostrzegam coraz więcej możliwości. Wprowadzam pewne poprawki w dotąd podejmowane działania. Z niektórych po uprzednim rozeznaniu się zupełnie się wycofałam.

Mogę powiedzieć, że dziś stoję na dość stabilnym gruncie. Mam zachowany krytycyzm, ale nie kontroluję się nadmiernie jak to było do niedawna. W ostatnim czasie zmierzyłam się z dość wymagającymi wyzwaniami i nie poniosłam klęski. Mimo znacznego stopnia ich nasilenia i występowania jednego po drugim lub na raz, nie odniosłam uszczerbku w mojej kondycji psychicznej.

Wygląda na to, że moja pojemność psychiczna się zwiększa. Również powrót do mojej pierwszej lekarki wpłynął na mnie stabilizująco. Przede wszystkim dlatego, że jest to osoba, która zna mnie bardzo długo i nie załamuje rąk z powodu mojej choroby, a raczej zachęca mnie do przyglądania się sobie z jednoczesnym przyzwoleniem a nawet zachętą do podejmowania różnych aktywności.

Od obu pań, psycholog i psychiatry dostaję bardzo dużo pozytywnych zwrotów. Dostrzegam również poprawę w stosunkach z innymi, w tym z rodziną, i ich lepszy stosunek do mnie.

Mimo to gra w szachy wciąż trwa. Nigdy bowiem nie wiadomo co za chwilę się wydarzy.

2 komentarze:

  1. Świetnie to ujęłaś. Moim zdaniem ta gra nie skończy się szybko, będzie trwała jeszcze bardzo długo aż zapomnisz, że to gra i stanie się to po prostu życiem.

    Ja mam tak samo...

    OdpowiedzUsuń