sobota, 28 września 2013

Jest okej

No to się ostatnio namęczyłam ze sobą. Dzisiaj miałam sesję u psycholożki. Opowiedziałam jej o tym co się u mnie działo i dzieje. Ona uważa, że ja mimo obecnej górki czy wcześniejszego obniżenia nastroju panuję nad sobą i mimo wszystko działam racjonalnie. Cieszę się, że ktoś z boku to tak ocenia. Ktoś, kto w jakimś sensie jest kompetentny. To daje mi poczucie bezpieczeństwa i ufność wobec siebie. To bezcenna świadomość.

Myślę o wylocie. To za miesiąc, ale tylko na tydzień. Po powrocie moja finalna decyzja. Trochę, przyznam, przeraża mnie to, że to będzie moja i tylko moja decyzja, i moja odpowiedzialność, i moje ryzyko. Dość spore wyzwanie, wymagające dojrzałości. Nie wiem czy sprostam.
Rozmawiałyśmy o tym dzisiaj z psycholog. Oczywiście jeśli podejmę decyzje o wylocie na dłużej, będę musiała zbudować dla siebie całe zaplecze medyczne i terapeutyczne. Będę musiała przetłumaczyć na angielski historie choroby i wypisy szpitalne. Znaleźć psychiatrę, psychologa. Dowiedzieć się jakie są procedury przyjęcia do szpitala psychiatrycznego w razie konieczności nagłej hospitalizacji.
Trochę mnie to przeraziło, ale jest we mnie ogromna potrzeba zmian. Wcześniej czułam jedynie presję robienia czegoś, nie mając pomysłu na siebie. To mnie pogrążało. Teraz mam plan i kurczę cholernie fajną ciekawość połączoną z jakimś takim zastrzykiem adrenaliny wynikającej co prawda z niepewności, ale też chęci przeżycia, ot tak zwyczajnie, przygody.

Te ostatnie dni były dla mnie swojego rodzaju sprawdzianem. Mocno mną zachwiało, ale skoro znalazłam się dziś w tym miejscu, to dlaczego mam nie próbować iść dalej. Jeśli coś będzie nie do przeskoczenia to się cofnę, albo zmienię kierunek. Zresztą nie wiem. Czemu by tego zwyczajnie nie sprawdzić?

Może właśnie o to chodzi, by nie traktować życia tak cholernie poważnie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz