poniedziałek, 30 listopada 2015

Za blisko

Myślę, że wchodzę w stan manii. Nie jest to zwykłe hipo, ale coś męczącego, jakaś desperacja, właściwie jakiś nieadekwatnie niski poziom lęku związany z ryzykiem, którego się podejmuję.
Tak naprawdę nie wiem dokąd zmierzam. Wiem jedno, strach przed tym, że oni mnie zniszczą, powoduje, że nie mogę się poddać. Nawet za cenę mojego marnego życia.

Edith Piaf śpiewała, że niczego nie żałuje. Ja żałuje wielu rzeczy, ale udało mi się naprawić niewiele z nich. Gdybym mogła uwolnić się od tego na zawsze. Jestem taka zmęczona ostatnio. Taka nikt.

Kupiłam ostatnio prezenty moim kotom. Ch. jest zakochany w jednym z nich i wyleguje się na nim bez przerwy, ale N. jak zwykle klei się do mnie i domaga, tulenia, głaskania, całowania. Tak naprawdę to jesteśmy tylko we troje. Jako osoba aspołeczna mam to szczęście bycia otoczoną tymi zwierzakami. Problem w tym, że nie lubię być tulona i całowana, a moja kotka robi to niemal bez przerwy. Przeciąga pyszczkiem po mojej twarzy. Ociera się o nią, ładuje mi się na kolana, na klatkę piersiową. Nie znoszę takiej bliskości. Nie potrafię na nią odpowiedzieć. Ale gdy leży obok jest dobrze.

Bliskość mnie zabija.

Chciałabym, by świat był  nieco dalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz