poniedziałek, 2 stycznia 2023

Ciąg dalszy interwencji terapeutki

Kiedy ostatnio rozmawiałam z terapeutką, gdy już udało jej się dzięki pytaniom o to jakie mam emocje w tym konkretnym momencie i jakie myśli, pochwycić mnie z tego potwornego chaosu, zaczęłam swoim zwyczajem podawać interpretacje tego kryzysu. W którymś momencie stwierdziłam, że być może rzeczywiście tak jest, że całym tym szukaniem pomocy i robieniem ze sobą porządku, próbuję ugrać czas, dzięki któremu nie muszę konfrontować się z życiem, ponieważ nie chcę żyć. Terapeutka podtrzymała ten wątek i zaczęła szczegółowo dopytywać o to, co to dla mnie oznacza nie chcieć żyć. Z jakiego powodu. Co jest dla mnie w życiu trudne. 

Ku mojemu zdziwieniu opisywałam to moje spojrzenie na brak sił i chęci do życia i dlaczego naprawdę nie chcę już niczego robić w sposób bardzo klarowny. Opowiedziałam o początku, gdy prawdopodobnie musiałam się złamać tak porządnie po raz pierwszy w zderzeniu z G. i jego rodziną, co odpaliło już wtedy część tych skrywanych, kontrolowanych schematów z dzieciństwa. Opowiedziałam o tym jak od tamtej pory próbowałam łatać tę wyrwę ale po kolei przydarzały się tak absurdalne sytuacje jak pandemia, utrata pracy, nieudane próby podjęcia pracy, bardzo trudna sytuacja finansowa, ludzie, którzy nie potrafili zachować profesjonalizmu, a byli do tego przez to co robią zobligowani. Zwróciłam też wówczas uwagę ze względu na siłę przeżywanych emocji dotyczących sytuacji z G. na być może jakieś zdarzenia porzucenia i upokorzenia w dzieciństwie. To doprowadziło mnie z czasem do cptsd i terapii traumy. A to do świadomości, że terapia technikami, którymi dysponuje pani J. jest nie wystarczająca. Długo poszukiwałam psychotraumatologów, ale też kogokolwiek do pracy z ciałem, ponieważ nie tylko nie byłam w stanie emocjonalnie przejść przez swoją historię życia. Moje ciało trzymało całe to uderzenie, pamięć, emocje, flashbacki w ogromnym, bolesnym napięciu. 

Zaczęłam czuć coraz większe wyczerpanie. Wszystkie terapie i zajęcia okazały się płatne. Szukałam, pytałam w wielu miejscach. W końcu udało mi się znaleźć nieodpłatne warsztaty pracy z ciałem i głosem i gdy umówiłam prywatne konsultacje z terapeutką prowadzącą te warsztaty, okazało się, że poległam przy zderzeniu ze świadomością istnienia, posiadania przeze mnie ciała. Dotarło do mnie bowiem jak bardzo go nienawidzę. I to był właściwie mój koniec. Koniec szukania rozwiązań. To było dla mnie za dużo. 

Terapeutka wysłuchała mnie i powiedziała, że sądzi, że to o czym powiedziałam jest bardzo prawdziwe. Przytoczyła sytuacje z ostatnich lat, o których wiedziała potwierdziła, że ma identyczne zdanie na ten temat. Dlatego tym bardziej wierzy i rozumie, że to wszystko mogło mnie powalić. 

Powiedziała, że wierzy, że nie chcę i nawet nie mam już siły udawać, że chcę żyć. Oczywiście zaznaczyłam, że absolutnie nie zamierzam się zabijać ale nie chcę już nic robić. Nic. Zapytała, gdybym zatem nie musiała robić tego co uważam, że muszę lub trzeba, to jak chciałabym by wyglądało moje życie chociażby w najbliższych dniach, czy tygodniach. Odpowiedziałam bez potrzeby zastanowienia. 

Ale opiszę to mam nadzieję w kolejnym poście.

2 komentarze:

  1. Bardzo mnie ciekawi, co odpowiedziałaś. Pozdrawiam oczywiście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz gdy nie ma we mnie tego afektu trudniej mi się pisze ale postram się nadal pisać.

      Usuń