czwartek, 7 lutego 2013

Bliżej

Wczoraj mieliśmy terapię grupową i zebranie społeczności. Terapia dziesiąta trzydzieści do dwunastej. Społeczność trzynasta do trzynastej czterdzieści pięć. Poza tym nic. Czas terapeutyczny w grupie zerowej jest mocno okrojony. Także cała sztuka, przynajmniej jeśli o mnie chodzi, polega na umiejętności przebywania tu z ludźmi.

Dziewczyny z pokoju wydają się być ok. Drugiego dnia ludziom też jakoś lepiej z oczu patrzyło niż pierwszego. Nie wiem jak wiele tu osób z BPD.

Najtrudniejszy tu jest czas wolny. Nie wiem, być może jak się zżyję bardziej z ludźmi to będzie lepiej. Póki co unikam troszkę innych jak się tylko da.

Dziewczyny z pokoju każdego dnia po zajęciach chodzą na spacer. Ja nie. Siedzę tu z nieco szpitalnym skrzywieniem zamknięcia. Tu od pierwszego dnia można już wychodzić poza teren ośrodka, tylko trzeba mieć na to papierek a raczej stempelek od któregoś ze specjalistów prowadzących - terapeuty bądź lekarza.

Każdego dnia wieczorem przed snem jest tzw. relaksacja. Znam to z klinik,  w których byłam.
Leżymy na materacu, w tle muzyczka relaksacyjna i pani pielęgniarka czytająca tekst "moja prawa ręka staje się ciężka..." Może to znacie:)

Idzie to wytrzymać. Choć we mnie w takim momencie tysiące myśli i to leżenie bez ruchu. Co prawda to tylko jakieś piętnaście minut.

Jeśli chodzi o standard ośrodka. To taki stary dworek jest. Wiosną czy latem musi być tu bardzo pięknie. Dużo drzew i jeziorko. Łazienki są ok. No i w przeciwieństwie do szpitali psychiatrycznych nie ma tych drzwi "z tawerny". Pewnie wiecie o czym mówię.

Pokoje taki sobie. Ściany już lekko brudne, w kolorze moreli, cztery tapczaniki dwie nowe szafy. Przy każdym łóżku mała szafka. Na szafce lampka.

Pokój zostawiamy otwarty, jakoś  nie ma takiej obawy, że ktoś coś zwinie. Choć zdaję sobie sprawę, że bywa różnie.

Jest tu salka telewizyjna, biblioteka, a co ciekawe w piwnicy, która w pierwszym odczuciu wydała się nieco przerażająca, jest klimatyczne miejsce do integrowania się. Jest to tzw. Gawra. Jest tu mała kuchnia. Można coś pichcić, robić jakieś imprezki. Z tego co wiem, najczęściej robią tu jakieś urodziny lub pożegnania tych, którzy już opuszczają ośrodek.

Co do rzeczy istotnych.. nie wiem, czy to miejsce pomaga. Pewni tak, bo mimo odczuwalnej przeze mnie nudy, bywa tu dość intensywnie. Zwłaszcza, gdy pozostaje nam do wyboru wizyta u terapeuty z przychodni raz w tygodniu, bądź co gorzej raz w miesiącu.

Owszem, można przyjść do takiego ośrodka i zmarnować czas. To bardzo proste. Zwłaszcza kiedy się nie rozumie znaczenia tych wszystkich zajęć. Znaczenia czasu wolnego, który ja osobiście tak ciężko znoszę.

Jeśli chodzi o mnie to nie wiem czy jestem na etapie nierozumienia czy raczej kompletnej olewki.

Muszę kończyć, mam towarzystwo :/






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz