niedziela, 24 lutego 2013

Spokój

Strasznie leniwa niedziela. Wczoraj miałam sporo odwiedzin a dziś siedzę jak ta trusia. To wypiję kawę, zapalę papierosa, to poczytam książkę albo się zdrzemnę. Na oddziale cisza jak makiem zasiał. Takiego spokoju w szpitalu psychiatrycznym nigdy nie zaznałam. Daje to ogromne poczucie bezpieczeństwa.

Wczoraj z chłopakami z oddziału wpadliśmy na pomysł, że zrobimy sobie śledzie w śmietanie z cebulą. Jeden chłopak miał wolne wyjścia więc poszedł po zakupy. Rozłożyliśmy wszystko na stołówce i zaczęliśmy kroić to wszystko nożem do obiadu. Przyszedł sanitariusz, popatrzył na nas ze współczuciem i po chwili przyniósł mega duży i ostry nóż kuchenny.

Pokroiłam śledzie, chłopaki cebulę, wymieszaliśmy ze śmietaną i wyżerka. Przyniosłam z pokoju scrablle i graliśmy do późna w nocy. Uśmiałam się po pachy, bo straszliwa to była męczarnia dla nas to układanie słówek. Zwłaszcza kiedyśmy wszyscy nieco zmuleni lekami a i mózgu jakoś nikt z nas tu specjalnie niczym nie pobudza innym niż fajkami i kawą.

Ograłam chłopaków, wypaliliśmy po papierosie i do łóżek. Noc przespałam błogo i spokojnie.

Poza płcią męską znajdują się tu oczywiście także kobiety, ale ze względu na moją tendencję do kumplowania się z facetami, dziewczyny stanowią tu dla mnie pewnego rodzaju tło, jakkolwiek to dziwnie zabrzmi.

Jestem dla nich miła, grzeczna, uprzejma. Jak chcą pogadać to siedzę i gadam ale nie to, że sama domagam się rozmów. Z facetami jest o tyle lepiej, że nie skupiają się na objawach,  nie mają takich rozkmin. A może inaczej, nie mówią o nich jakoś szczególnie. Dzięki temu i ja jakoś łapię dystans i odpoczywam od nadmiernego analizowania wszystkiego.

Co do mojego samopoczucia to czuję się dobrze. Mimo małych dawek leków nie fruwam pod sufitem i nie zapadam się pod ziemię. Czuję się w miarę stabilna ale myślę, że naprawdę to szczególnie dzięki temu spokojowi, który tu panuje i zdystansowaniu się do tego co na zewnątrz.

Wczoraj był u mnie kolega, z którym przedyskutowaliśmy co też się wydarzyło takiego w tym Komorowie, że mnie tak tąpnęło. Duże znaczenie chyba miało to, że zbyt wcześnie mnie wypisali z Instytutu na Sobieskiego. Do Komorowa pojechałam mimo wszystko jeszcze mocno niestabilna.
Tamtejsza realność nieco mnie zaskoczyła no i się posypałam.

Czuję, że pewne rzeczy zaczynają się jakoś układać. Fakt, iż wyprowadzam się z Warszawy na jakiś czas i jadę do rodzinnego miasteczka by zamieszkać u jednej z sióstr nieco mnie smuci i przeraża.
Aczkolwiek jest też jakaś ciekawość tego, jak to moje życie będzie wyglądać dalej.

Oczywiście będę chciała wrócić do Warszawy, ale kiedy - nie wiem.

Postaram się zmierzyć z rodzinnymi schematami, bo niestety będzie to nieuniknione. Mówiąc o schematach mam na myśli takie zjawisko, które mimo wieloletniego oddalenia od członków rodziny sprawia, że gdy wracamy na stare śmieci, natychmiast wchodzimy w stary system funkcjonowania rodziny. Mówiąc krótko, wszyscy zaczynają się zachowywać jak przed laty, niezależnie od tego ile czasu upłynęło.

Co poza tym...? Tęsknie czasem za P. Moje uczucie do niego nie było chyba tylko uczuciem przeniesieniowym. Mam na myśli moją relację z terapeutą. Szkoda, że się stało jak się stało. Mam jednak nadzieję, że będziemy z P. w dobrym kontakcie.

To tyle na dzisiaj. Miłego popołudnia :)










2 komentarze: