środa, 6 lutego 2013

Zerówka

Tak nazywa się tu w Komorowie grupa wstępna, która w perspektywie ma kwalifikować pacjentów na dalszy pobyt. Właściwie jest to czas na przemyślenie tej formy terapii dla obu stron. Pacjentów i prowadzących.

Przyjechałam wczoraj. W pokoju jestem z dwiema dziewczynami. Pokój czteroosobowy. Pierwsza moja myśl po przyjeździe to taka by stąd jak najszybciej uciekać. Wrażenie, że nie jest to miejsce dla mnie. Opinia taka wynika z jakiegoś lęku przed ludźmi, poczucia, że jestem nieco na innym etapie.
Mam na myśli przebyte terapie. Te w klinikach jak i w gabinecie terapeutycznym.

Przeważnie uciekam w świat internetu. Zdarzyło się nawet przez chwilę, że czytałam książkę, ale rozpraszały mnie moje własne myśli i jakiś taki niepokój.

Noc przespałam dość spokojnie. Cisza nocna od dwudziestej drugiej do szóstej. Więc gdy tylko wybiła szósta wymknęłam się z pokoju z laptopem i kubkiem na kawę.

Mam ogromne poczucie straty czasu. Tego, że raczej powinnam jak inni, z którymi się porównuję pracować i ewentualnie zarabiać na terapię. Włóczenie się po takich ośrodkach wprawia mnie w jakiś dyskomfort psychiczny. Tak wiem, że to dopiero początek ale cholernie trudno uznać mi fakt, że to miejsce może mi jakkolwiek pomóc.

Czuję dość dziwną niechęć do tutejszych pacjentów. To takie pierwsze wrażenie. Zapewne to jakaś praca dla mnie, by tej niechęci się przyjrzeć, zrozumieć co ją powoduje.

Być może wynika ona z tego, że tutaj ludzie są bliżej, częściej, bardziej. Nie ma gdzie się schować. W takim miejscu, wcześniej czy później, wychodzi z nas prawdziwe ja, a dokładnie nasz prawdziwy stosunek do innych.

Wstydzę się do tego przyznać ale chyba traktuje ludzi z góry. Myślę sobie, że przecież ja, JA wiem w tym obszarze lepiej, więcej, bardziej... Zdaję sobie, że to złudzenie. Obrona przed tym nie wchodzić w bliższy kontakt. Może to być spowodowane tym,  że boję się zobaczyć coś w sobie, usłyszeć coś, co pozwoli zrozumieć, że popełniam wiele rażących błędów, że się mylę.

Tak, zdecydowanie boję się bliższego kontaktu. Boję się jakiejś swojej dysfunkcji w tym obszarze.
Boję się konfrontacji różnego rodzaju. Tych dotyczących funkcjonowania tu w ośrodku, po takie, które mogą wymagać większego zaangażowania.

To tyle ze wstępnych odczuć i przemyśleń. Zobaczymy co dalej.
Postaram się także pisać więcej z rzeczy technicznych. W sensie co i jak tu funkcjonuje. Jakie są zajęcia i na czym one polegają.

Tymczasem miłego, ciepłego dnia życzę.

5 komentarzy:

  1. a to zastanawiające, przecież w szpitalu psy ludzie też są blisko, a tam ci dobrze było? swoją drogą, mieszkanie w kołchozie bywa męczące. trzymaj się dzielnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie. Już się nad tym zastanawiałam czemu nie boję się psychiatryków. Tam wszystko wygląda inaczej. Ludzie komunikują się bardziej wprost. Nawet jeśli to choroba przez nich przemawia.

      Tu trzeba się postarać. A tam mówisz, sorry nie chce mi się z Tobą gadać i ten ktoś odchodzi.

      A w takim miejscu powiesz tak i zaraz wyciąganie tego na społeczności, grupie czy co gorsza w palarni.

      Ludzie tu robią z igły widły. Ja rozumiem, że tu większość jest nastawiona na poprawną komunikację. Bo temu taki pobyt służy. Tu uczymy się na żywym organizmie.

      W szpitalu jest inaczej. W szpitalu można być chorym. Tu trzeba zmierzać w kierunku zdrowia. Taka moja refleksja...

      Usuń
  2. Sądzę, że "trzeba" nie jest umiejscowione na zewnątrz, choć rozumiem, że mainstream może zachowywać się inaczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co masz na myśli, mówiąc, że "trzeba" nie jest umiejscowione na zewnątrz?

      Usuń
    2. że to ty narzucasz sobie takie standardy (w szpitalu pozwalasz pochorować, a tu każesz się starać), a nie placówka. nie sądzę, by mieli w regulaminie, że nie można nie mieć ochoty na dzielenie każdego włosa na czworo.

      Usuń