piątek, 15 lutego 2013

Pomieszanie

To co napiszę poniżej będzie nieco chaotyczne. Ale tak dzisiaj się czuję. Pogubiona we wszystkim.

Choruję, bo lekarze i terapeuci są postrzegani przeze mnie jako dobre, opiekuńcze obiekty, podczas, gdy pozostałe osoby są prześladowcze, złowrogie, odrzucające (w mojej głowie).

Korzyści z choroby są znaczące pomimo strat. Cena jaką płacę za to by być bliżej "opiekuńczego rodzica" jest dość wysoka. Izolacja, samotność niemożność prowadzenia zwykłego, przeciętnego życia.

Zastanawiam się, czy nie jest tak, że jestem uzależniona od terapii, czy terapeutów. Ta potrzeba pozyskania ich uwagi jest szalenie silna.

Tu w Komorowie jest tym trudniej, że uwaga rozprasza się na innych pacjentów. Czuję się szalenie zazdrosna o to pozostałe osoby. Pragnę się wyróżniać na ich tle. Marzę o tym by być traktowana wyjątkowo, ze szczególnymi względami. Stąd pojawiają się w moim repertuarze zachowań takie, które mogą budzić wiele kontrowersji.

Nie wiem dlaczego, ale przyszło mi teraz do głowy, że terapeuci, lekarze - to niedostępny, obojętny ojciec, o którego uwagę zabiegam, a pacjenci to zła, karząca, surowa matka, która ojca chce zdyskredytować, a mnie może ukarać, za ukryte pragnienia względem ojca. Nie wiem czy nie poszłam za daleko, ale właśnie przyszło mi to do głowy.

Będąc małą dziewczynką musiałam mniej lub bardziej świadomie ubolewać nad tym, że matka i ojciec mają swój świat, swój pokój, swoje łóżko.

Tu pacjenci i ich terapeuci mają swój gabinet terapii, do którego ja wglądu nie mam. Tu musi się pojawiać jakaś zazdrość o ojca. Tego nieobecnego ojca, czy też niedostępnego. Tak jak to było w moim dzieciństwie.

W życiu (gdy nie ma manii czy hipomanii) wybieram samotność i izolację, gdyż wówczas nie muszę konfrontować się z moimi pragnieniami. I tak po drugiej stronie czai się czarna rozpacz, depresja i poczucie straty, z którym jednakże długo wytrzymać nie potrafię. I zaraz odpływam w dużo bardziej bezpieczne rejony mojej wyobraźni. Zaczyna się zabawa, haj, ryzykowne, destrukcyjne zachowania. Mania...

I po chwili już pędzę do mojego opiekuńczego rodzica - terapeuty czy lekarza, czasem korzystam z pomocy "wielkiej karmiącej piersi matki" - szpitala i znów otrzymuję tak potrzebną mi uwagę, znów jej się domagam, myśląc może, że tylko gdy będę chora, będę zaopiekowana i zauważona. Ukojona.

Interpretacji jest wiele, a ja się w nich gubię. Nie wiem kto jest kim. Nie wiem kim jestem ja.
Nie wiem co tak naprawdę myślę, co czuję. Rozpadam się.

6 komentarzy:

  1. "Jakże jesteśmy niecierpliwi! Chcemy mieć wszystko i to natychmiast! Pragniemy szczęścia, spełnienia i pięknego życia – to całkiem normalne. Musimy się jednak nauczyć poszanowania dla rytmu istnienia. Spójrzmy na rośliny i zwierzęta, na warzywa i drzewa owocowe – ich wzrastanie i rodzenie owoców wymaga czasu. Po obfitującym w plony lecie przychodzi jesień z deszczem i opadającymi liśćmi, po niej zaś szara i mroźna zima, gdy życie zdaje się zamierać, a wreszcie – wiosna, kiedy wszystko się odradza.

    Powstań, przyjaciółko ma,
    piękna ma, i pójdź!
    Bo oto minęła już zima,
    deszcz ustał i przeszedł.
    Na ziemi widać już kwiaty,
    nadszedł czas przycinania drzew,
    i głos synogarlicy słychać już w naszej krainie.
    (PnP 2, 10-12)

    Podobnie rzecz ma się z życiem ludzkim. Jesteśmy jak drzewa owocowe: zostaliśmy zasadzeni w żyznej glebie naszej matki i tam wzrastaliśmy; potem przyszliśmy na świat i rozwijaliśmy się na twardym niekiedy podłożu naszej rodziny. W przyrodzie pory roku następują po sobie cyklicznie – podobnie jest w życiu człowieka. (…)

    Aby winorośl rodziła więcej owoców, trzeba przycinać jej gałązki. Podobnie rzecz ma się z nami:: zdarzają się w życiu chwile smutku i rozczarowania, które jak przycinanie gałęzi drzew – choć bezwzględne i bolesne – są niezbędne i ożywcze. Jednak z nastaniem zimy, gdy gałązki winorośli zostały już przycięte, a krzewy ogołocone, trudno nam uwierzyć, iż wiosna kiedyś nadejdzie, a wraz z nią na nowo pojawi się uśpione życie. (…)

    Nie jesteś całkiem sam. Każdy z nas stanowi cząstkę pięknego wszechświata, w którym każdy element jest istotny, każdy ma wyznaczone miejsce. Nasz świat istnieje od milionów lat. Słońce wstaje każdego poranka i co wieczór zachodzi. Wysoko ponad chmurami błyszczą gwiazdy – wszystkie tak piękne i tak cudownie ułożone na niebieskim firmamencie – my zaś jesteśmy częścią tego niezmiernego i wspaniałego wszechświata. Jesteśmy w drodze. Teraz być może czujesz się złapany w pułapkę zniechęcenia, może zawładnął tobą smutek czy myśl o śmierci, ale to czas twojej zimy. Przygotuj się na wiosnę!" (Jean Vanier)

    wierzę w te słowa, to porównanie, wydaje mi się bardzo mądre. drzewo nie zawsze, nie każdego roku rośnie w górę. czasem się ukorzenia, z zewnątrz wygląda kiepsko, jakby marniało, a tak naprawdę - praca trwa.

    btw, statystyki bloggera mówią, że wpis z tym cytatem generuje najwięcej wejść na moim blogu, bo ludzie chcą się z niego dowiedzieć, jak przycinać drzewa owocowe, hihihi ;)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim zdaniem nie jesteś uzależniona od terapii i terapeutów.
    Po prostu twoja potrzeba posiadania dobrego rodzica (matki) po dziś dzień nie została zaspokojona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ale to już nigdy się nie zdarzy,to zaspokojnie, prawda? Trzeba przeżyć tę stratę, ten brak, i jakoś się z tym pogodzić...

      Usuń
    2. Wydaje mi się, że może się zdarzyć

      Usuń
  3. Cieszę się ze jesteś bardzo bardzo

    OdpowiedzUsuń