piątek, 4 listopada 2016

Interakcje. Lęk i potrzeba akceptacji.

Troszkę się denerwuję, bo dzisiaj to karaoke, które zaproponowałam. Mam nadzieję, że będzie miło, i że przyjdzie trochę osób. Zaprosiłam dwie koleżanki z byłej pracy. To troszkę taka próba łączenia dwóch światów, ale też potrzeba odnowienia starych znajomości. Zwłaszcza teraz, gdy jestem mniej impulsywna i infantylna. A z dziewczynami nie widziałam się kilka dobrych lat.

Rano zadzwoniła siostrzenica, że wpadliby do mnie jutro po drodze, wracając z naszych rodzinnych stron do swojej miejscowości. Jestem strasznie skostniała jeśli chodzi o propozycje towarzyskie "na ostatnią chwilę". Może inaczej jest ze znajomymi, ale spotkanie z rodziną bardzo dużo mnie kosztuje i potrzebuję więcej czasu na oswojenie się z taką wizytą. Początkowo odmówiłam siostrzenicy, mówiąc, że mam inne plany, bo miałam. Powiedziała, że nie szkodzi. Gdy skończyłyśmy rozmowę, poczułam lekki dyskomfort, że tak postawiłam sprawę. Zadzwoniłam do siostrzenicy, poprosiłam o przyjazd na nieco późniejszą godzinę. Dzięki temu wyśpię się po dzisiejszej imprezie i zdążę jeszcze ogarnąć mieszkanie z rana.

W pracy ok. Dzień też mija dość znośnie. Dzisiaj zjadłam obiad w naszej firmowej stołówce. Dziwnie tak jeść coś gotowanego. Zwłaszcza, że nie odczuwam potrzeby jedzenia gorących posiłków. Ku mojemu zdziwieniu obiad mi nawet posmakował. Ale pozostaje wciąż lęk przed takim jedzeniem. Mimo to cieszę, że zmieniłam nieco schemat i jak pisałam ostatnio, nie wiszę nad kiblem. Fajne uczucie żyć bez tego syfu.

2 komentarze: