sobota, 26 listopada 2016

Ostatni etap.

Rozmawialiśmy z G. przedwczoraj. Tak właściwie na szybko. Nie wiem czy czegoś oczekiwałam po tym związku, raczej nie. Czasem się zastanawiałam nad tym, że nie ma we mnie jakichś głębszych uczuć do niego.
Bardzo trudno przychodzi mi oswajanie się z drugim człowiekiem. Intymność jest już czymś bardzo zaawansowanym i chyba co prawda w tej relacji z nim do tego doszłam. Ale wciąż trafiałam na jakąś ścianę, która sprawiała, że zanim coś się we mnie zrodziło, po chwili gasło.

Chciałam coś do niego czuć. Brakowało mi takich uczuć. Ale nie mogłam przeskoczyć pewnego pułapu. Zanim się zbliżyłam, znów się oddalałam. Brakowało mi spontaniczności z jego strony.
Przywykłam do tej ciszy między nami. Pewnie, że brakowało mi jakichś ciepłych smsów, skoro mieliśmy ten czas przebywania ze sobą ograniczony. Brakowało mi ekspresji między nami.
Kiedyś powiedziałam G., że my właściwie ze sobą nie rozmawiamy. Te dwa dni temu G, przyznał, że nie mamy o czym ze sobą rozmawiać. To mnie bardzo zabolało. Pierwszy raz w życiu usłyszłam od kogoś, że nie ma o czym ze mną rozmawiać. Poczułam się... głupia? Tak to odebrałam.

Cieszyłam się na tamten cholerny piątek. Nie pisałam tu o tym i nie będę. Zostałam postawiona w sytuacji, która mnie zażenowała.
Do tej pory nie wiedziałam co to było za uczucie. Złość? Smutek?  I w końcu dotarło do mnie, że poczułam się po prostu odrzucona. Potraktowana jak ktoś mało ważny.
Ciężko na intymność w takiej scenerii, a tym bardziej na głębsze uczucia.

Nie umrę od tego, jeśli w ogóle mi się w życiu nie przydażą. Po tym, gdy chciałam spotkać się z moim terapeutą i powiedzieć mu, że uwolniłam się od niego i pozwoliłam sobie na innego mężczyznę w moim życiu. To gdy odmówił spotkania, teraz po tej sytuacji z G. tak naprawdę po raz pierwszy w życiu zostałam sama.

Psychoanalitycy używają w swojej nomenklaturze takiego pojęcia jak "Obiekt przejściowy".
Być może G. w pewnym sensie spełnił taką funkcję. Trudno mi to ocenić. W każdym razie w porządku. Nie ma żadnej tragedii.
Czasem jest mi ciężko i przykro (wciąż to poczucie odrzucenia) ale generalnie mogę iść do przodu.

Teraz zostałam z bardzo nieprzyjemnym dyskomfortem. Pustki w sobie. Właściwie ogromnej wyrwy po wszystkich tych bliskich dla mnie osobach, które znałam, a których nie jestem w stanie teraz niczym zastąpić prócz siebie. Siebie w całości. Do tej pory tę potężną dziurę wypełniał mój terapeuta. Wspomnienie o naszej relacji pomagało mi trwać. To było to szalenie ważne uczucie, czucia się ważną dla kogoś. Dla kogoś ważnego dla mnie. Był pierwszą w życiu osobą, do której się przywiązałam, zaraz po moim bracie, z którym byłam bardzo zżyta w dzieciństwie.

Mój terapeuta szarpał się ze mną całe dwa długie lata i to przecież częstych sesji. Oswajał mnie, aż wreszcie uwierzyłam, że mogę mu w jakimś sensie powierzyć siebie. Pamiętam kiedy wreszcie poczułam to i wtedy zaryzykowałam mówiąc coś cholernie intymnego, co było największym osiągnięciem w naszej terapii: "Stoję teraz przed panem zupełnie naga. Nie zostało we mnie nic do ukrycia." To był właśnie ten moment. Właściwie przełom. Od tamtej pory stałam się inną osobą.
Powiedziłam mu też o Lisie z Małego Księcia. Rozmawialiśmy o tym co to dla mnie znaczy.

Jedno jest pewne. Choć nie dał mi możliwości powiedzenia tego co przeżyłam już po zakończeniu terapii, i choć mam w pamięci również złe wydarzenia, jak to z próbą samobójczą, depresją i wcześniejsza, ogólną zawiruchą, a raczej tsunami. To jestem mu ogromnie wdzięczna, za to co mi ofiarował jako specjalista.

To rozstanie z nim, a właściwie separacja, zmieniła bieg mojego życia. Na lepsze. Bo to właśnie ta separacja, jej silne, wstrząsające przeżycie, sprawiła, że ja dzisiaj jestem silna. Jestem całością.

Wiem, jedno. Choćbym nie wiem co sobie uroiła - odrzucenie, zniewagę, czy poczucie bycia wykorzystaną, żadne rozstanie już nigdy nie będzie tak bolesne.

2 komentarze:

  1. Bardzo ciężkie rozstania, współczuję. Grunt, że dajesz radę... Trzymaj się...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Jest nawet dobrze, to jakby nierozłączna część nie tylko mojego, ale w ogóle życia, że ludzie pojawiają się na naszej drodze i znikają, tak jak my na ich drogach.

      Usuń