wtorek, 29 listopada 2016

Nie na sobotę.

Coś mi się stało z prawą ręką i ledwie nią ruszam. Jak nie urok, to sraczka, mawia moja matka.
Z trudem podnoszę kubek z kawą. To już kompletna katastrofa.

Weekend był dość energochłonny, również w sensie pojemności psychicznej, a może nawet przede wszystkim. Mimo to jakoś przetrwałam. Jeszcze dwa tygodnie i będę delektować się świątecznym czasem, w którym będzie mi wolno sobie odpuścić. Taki świąteczny prezent od superego.
Bylebym tylko się nie przeliczyła, bo oczekuję tych dni jakoś bardzo namiętnie. Jakbym zaklinała ten czas. Bardziej niż ma to sens.
Już dawno przestałam odruchowo anlizować wszystko i wszystkich, ale dobrze byłoby, żebym zaplanowała co będę w tym czasie robić. Żeby nie było, że dopadnie mnie chandra, bo ostatecznie nie będę wiedziała co ze sobą począć. Mam kilka książek do przeczytania, w tym Sto lat samotności, którą czytam w samolocie, gdy już naprawdę nie wiem co ze sobą zrobić, a myśli krążą wokół niewygodnych tematów. Czytam i jakoś mi to zajmuje głowę. A w tygodniu The Walking Dead. Ale sio! Nie chcę teraz o tym myśleć. - jak mawiała Scarlett w Przeminęło z wiatrem.

W ostatnią sobotę podeszłam do stewardów z prośbą o kawę. Było koło 21-szej. Noc, cisza w samolocie. Żadnych dzieci płaczących, ani głośno rozmawiających pasażerów w moim zasięgu. A w moim rzędzie jak zwykle puste miejsca. (Zawsze rezerwuję miejsce w rzędzie trzynastym. Taka moja strategia. Upatruję w owej trzynastce przyczynę braku pasażerów. Tak jest prawie zawsze. Trzynastka jest zazwyczaj pusta. I to od ściany do ściany.)
Tak jak wspomniałam, znudzona całym tym lataniem, znużona, poszłam po kolejną kawę. Przy okazji trafiłam na jednego z panów pilotów, który też przyszedł po to samo. Zaczęliśmy rozmawiać o tym i owym. Powiedziałam, że strasznie mi się dłuży czas podczas lotu. Steward na to, że jakąś książkę dobrą powinnam poczytać albo coś. Na to ja, że właśnie czytam "Sto lat samotności". Pilot i steward "złapali się za głowę" obaj stwierdzając w podobnym tonie, co od razu mnie rozbawiło. - Oooo, to ciężka książka... Nie na sobotę - powiedział pilot. Coś lżejszego niech pani poczyta. Spokój, cisza, tylko się zrelaksować, zdrzemnąć. Gdybyśmy nie lecieli dziesięciu tysięcy metrów nad ziemią, a pilot siedział w kokpicie, to może bym się zrelaksowała - pomyślałam rozbawiona. (Na szczęście tylko pomyślałam!)
Rozmawialiśmy chwilę. Powiedziałam, co sądzę o fabule książki.  - Próbuję rozgryźć o co w niej chodzi. Mam jakieś przemyślenia, ale pewne sytuacje i opisy są dosyć zagmatwane i bardzo abstrakcyjne. Obawiam się, że jednak jej nie zrozumiem - wyznałam z pewnym zaniepokojeniem. Zobaczy pani pod koniec - stwierdził enigmatycznie pan pilot. Hm, to już kolejna osoba, która tak mówi - powiedziałam zdziwiona. Haha - uśmiał się steward. Teraz tym bardziej będzie chciała pani dotrwać do końca.
Ale to nie na sobotę, nie na sobotę... - jeszcze raz skwitował pilot, gdy już odchodziłam.




2 komentarze:

  1. Dołączam się do nich, nie na sobotę "Sto lat samotności"...
    Rękę spróbuj na początek (zanim tabletki) smarowac którymś z żeli typu Ketonal, Naproxen, Dicloziaja, są p/bólowe i p/zapalne, kosztują coś koło 10 zł.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję. Kupię jutro. Dżwigałam ciężką torbę na przedramieniu, bo w kółko wkręcił się jakiś sznurek. No i przeciążyłam tę rękę.

    OdpowiedzUsuń