wtorek, 29 listopada 2016

Inny wymiar

Niedawno wróciłam do domu. Po pracy wybrałam się na zakupy. Właściwie do miasta pojechałam w innej sprawie, a że trafiłam na sklep, w którym były fajne ciuchy z super przeceną to postanowiłam trochę w nim pobuszować. Na początek chciałam wykupić cały sklep, ale ostatecznie wyszłam z ośmioma genialnymi rzeczami, w tym z dwiema fajnymi kurtkami, za wszystko zapłaciłam 190 zł. Nie wiem jakim cudem wytrwałam w tym miejscu półtorej godziny, ale okazało się, że bawię się całkiem świetnie. Nie za bardzo lubię chodzić na zakupy. Męczy mnie to całe przymierzanie. Wolę wejść, przeskanować kilkoma spojrzeniami wieszaki i półki, kupić co trzeba i wyjść możliwie szybko, najlepiej bez mierzenia.

Ale dzisiaj oddałam się temu morderczemu szaleństwu i o dziwo sprawiło mi to frajdę. Mój mózg wreszcie odpoczął. Wybierałam kolejne rzeczy i biegałam je mierzyć. Ludzi nie było prawie wcale, więc uniknęłam stania w kolejce do przymierzalni. Sprawdzałam, oceniałam, liczyłam koszt. Zupełnie zapomniałam o swoim życiu. Byłam kimś innym, nie sobą. Przestałam zerkać na telefon w oczekiwaniu na sms od G. Przestałam przejmować się kolejnym wyjazdem. Nie myślałam o pracy, ani o nie-świętach. Ani o tym, że w przyszłym roku czeka mnie przeprowadzka i że moja matka ostatnio źle się poczuła, tak, że wezwała pogotowie.

Nie myślałam o jedzeniu, ani, że natychmiast muszę coś zrobić ze swoją wagą. Nie patrzyłam na zegarek. Po prostu dziewczyńsko oglądałam i mierzyłam ciuchy, a na koniec ucieszyłam się z tego, że zrobiłam całkiem fajny dil. To nie byłam ja, ale było całkiem przyjemnie być tamtą osobą.


1 komentarz:

  1. Zrelaksowałam się, czytając - tak to cudowne. Są ludzie, dla których taki stan to chleb powszedmi, niestety dla mnie nie...

    OdpowiedzUsuń