sobota, 4 lipca 2015

Na ratunek

Mecze sie. Mecze paskunie. Musze jednak zaopiekowac sie soba. Tylko soba. Musze sie ratowac.

Moja lekarka przebywa obecnie na urlopie. Jesli bedzie mi tak ciezko jak dzisiaj, pojade na izbe przyjec na konsultacje w sprawie leku antydepresyjnego. Obecna dawka wydaje sie byc zbyt mala.

Mimo tego nastroju, choc wlasciwie depresja sprzyja refleksyjnosci, mam wiekszy kontakt z wlasna sytuacja zyciowa i chyba czuje wieksza swiadomosc swoich irracjonalnych zachowan w ostatnim czasie. Irracjonalnych, ale tez impulsywnych, kompulsywnych. Jestem przerazona. Musze sie ratowac.
Dzwonilamm do mojej terapeutki. Zakonczylysmy terapie z koncem kwietnia, poniewaz zostalam skierowana, a raczej poprosilam o skierowanie, na terapie grupowa. Niestety forma tej terapii nie wpasowuje sie w moje obecne potrzeby. Sygnalizowalam to w grupie w ostatnim czasie kilkukrotnie. Postanowilam skontaktowac sie z terapeutka, zeby rozwazyc, czy nie jest to przypadkiem moja ucieczka przed konfrontacja. Z tym, ze konfrontacja wydaje sie byc znikoma poza uczuciem poirytowania na kazdej i po kazdej z sesji. Grupa pracuje na ciaglych cwiczeniach w parach i grupie, majacych na celu, jak mniemam, przelamywanie barier relacyjnych.
Owszem, chcialam skorzystac z terapii w zwiazku z pewnym deficytem relacji, ale ten rodzaj deficytu, na ktorym pracuje grupa jest na dosc elementarnym poziomie. Moim zdaniem.
Wlasciwie jedyny rodzaj wymiany doswiadczen polega na omawianiu mysli i emocji zwiazanych z wykonywanymi cwiczeniami.
Terapia trwa przez dwie godziny. Na poczatku uczestnicy w formie szybkiej rundki omawiaja, to co wydarzylo sie ich zdaniem istotnego w ciagu ubieglego tygodnia, a takze z jakimi emocjami przychodza. Nikt niczego nie komentuje. Zaraz po tym przechodzimy do cwiczen, z ktorych wrazenia na koniec, rowniez w formie szybkiej rundki omawiamy.
Na zajeciach jestem wycofana, zmeczona forma, nieobecna, ale i czuje sie opuszczona. Opuszczoa emocjonalnie. Takze przez siebie. Ostatnio rezygnowalam z brania udzialu w cwiczeniach, glownie z bezsilnosci, placzliwosci, bezsensu zyciowego, ktory glownie odczuwam. Stad lek antydepresyjny.

Bylam przekonana, ze dzieki tej terapii, bede mogla omawiac relacje, ktore tworze w moim prywatnym zyciu. Liczylam, ze bede mogla wysluchac doswiadczen innych czlonkow grupy i skonfrontowac je ze swoimi.
Opowiedzialam wszystko dokladnie przez telefon mojej terapeutce. Wspomnialam, ze duzo sie u mnie dzieje i staram sie scalac mozliwie najlepiej moje zycie, ale w ostatnim czasie coraz bardziej wszystko sie rozjezdza. Do ogromnych rozmiarow, ktorych  nie jestem juz w stanie w takim stopniu zawierac.
Z pewnoscia fakt trwania w poczuciu, ze kiedys nad tym wszystkim zapanuje i ustabilizuje swoje zycie, nie do konca mi sluzy. Musze chyba sklonic sie do wniosku, ze jest to jakis rodzaj iluzji. Choc moze wlasnie w tym znaczeniu, by trwac, by isc na przod i nie poddac sie tej niekonczacej walce o godne zycie, ktora tocze. Moze... Sama sie w tym gubie.

Postanowilam to wszystko opisac na blogu, poniewaz duszenie tego w sobie nie ma juz sensu, a instynkt samozachowawczy, ktory chyba jednak przejawiam, wywiera na mnie presje koniecznosci poukladania tego co mozliwe i odciazenia z tego co zbyteczne. Bardzo rzadko towarzyszy mi w zyciu taki lek, ale i tez tego stopnia presja.
Oczywiscie to nie jest tak, ze wszystko jest do dupy. Nie, absolutnie tak nie jest. Musze i chce to przyznac. Serialowy Sherlock Holmes mawial, ze jest wysoko funkcjonujacym socjopata. Mysle, ze i ja ze swoja choroba dwubiegunowa i jej typem mieszanym, zaburzeniem emocjonalnosci i zaburzeniami odzywiania, funkcjonuje na dosc dobrym poziomie. Wiem, to brzmi dziwnie, ale czesto slysze to rowniez od mojej lekarki i terapeutki.

No wiec w czym jest problem? Ano w tym, ze ten psychiczny bagaz bywa niekiedy nazbyt uciazliwy i zwyczajnie przerasta moje aktualne mozliwosci.
Moja terapeutka zasugerowala, ze powinnam wrocic do terapii z nia. Oczywiscie nie bylabym soba, gdybym nie zaprotestowala i stwierdzila, ze moze lepiej powinnam pocwiczyc funkcjonowanie bez jakiejkolwiek terapii. Uslyszalam jej usmiech w sluchawce.

Dlaczego tak trudno jest mi przyjac wsparcie? Dopiero gdy spadam w otchlan, krzycze. Kilkoma smsami, albo jak teraz wpisem na blogu. Wolanie o pomoc upokarza, ale nie o to mi chodzi. Te emocje, ktore w takich chwilach odczuwam maja ladunek znacznej patologii. To nie jest cos, czym mozna rzygac na prawo i lewo. To nie jest cos, czym mozna infekowac i bombardowac, nawet najbardziej wytrwalych "zawodnikow". Bliskie mi osoby, ktore jak kazdy rowniez maja swoje zycie. "Kazdy ma cos" - jak sie zwyklo mawiac.

Napisalam dzisiaj do fundacji, ze musze spauzowac. Napisalam pismo do banku w zwiazku z umozeniem odsetek kredytu, ktory splacam. Sparawdzilam umowy, wypisy szpitalne, obliczylam wydatki, obliczylam tysieczne straty w kosztach swojego utrzymania. Obliczylam swoja pojemnosc psychiczna.

Musze sie ratowac. To jest ten czas. Nim strace kontrole, co pociagnie za soba jeszcze wieksze konsekwencje.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz