piątek, 10 lipca 2015

Smutek, który koi

Dzisiaj udalo mi sie zrobic wiecej niz zwykle. Wyszlam nawet dalej do sklepu po zwirek dla kotow, ktory wlasnie sie skonczyl. O koty potrafie zatroszczyc sie bardziej niz o siebie, choc mimo wszystko jest to rowniez jakis sposob zadbania o swoje emocje.  Te emocje umieszczane w innych, nie tylko w zwierzakach, staja sie bardziej podatne na wyciszenie.

Mam duze poczucie winy, ze zaniedbalam w ostatnim czasie kilka osob. Niestety bylam zupelnie bezsilna. Zupelnie nieuzyteczna. Nieobecna. To juz zdarza sie niezmiernie rzadko, tak ograniczona pojemnosc i skupienie na sobie.
W zwiazku z weekendem moj telefon sie rozdzwonil. Dostalam kilka smsow od znajomych z propozycja spotkania. To mile. To dobrze, ze sa. Mimo to nie bylam w stanie na nie odpowiadac. Owladnal mnie taki niepokoj, ze wpadlam w ogromny poploch. Nie jestem jeszcze gotowa na bezposrednie konfrontacje.
Musialam wziac cos na uspokojenie, co zdarza mi sie bardzo sporadycznie. W koncu odpowiedzialam na trzy wiadomosci. W trakcie pisania tego tekstu zdobylam sie na odwage odpisania na czwarty, ten dla mnie najwazniejszy.

Przyszlam sie wypisac na blogu. Nie chce, by moja siostrzenica widziala mnie w stanie tak wzmozonego niepokoju. Z ogromnym trudem uchwycilam i ukrylam ten niepokoj. Przydzwigalam go tu. Nie chce jej zasmucic ani wystraszyc. Musze nie tylko chronic siebie, ale innych przed soba.

...

Minal jakis czas. Teraz juz jest lepiej. Wlaczylam lagodna acz poruszajaca muzyke. Sciezke dzwiekowa z Samotnego Mezczyzny. Ogladalam ten film w kinie kilka lat temu. Bardzo mnie ujal.
Dla mnie to przejmujace studium samotnosci, z ktora w pewnym sensie sie identyfikuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz