poniedziałek, 5 września 2011

terapia

Dzisiaj pierwsza sesja po jego urlopie. Wiecie co wymyśliłam? Że mam gdzieś to całe terapeutowanie się i zastanawianie się nad sobą. Pieprzę to! Nie będzie mi jakiś koleś rozpieprzał całych wakacji tylko dlatego, że idzie na urlop.

Nie stać mnie na niego. Nie stać mnie na taką destrukcję, jaką osiągnęłam tego lata.
Chcę jak najwięcej spokoju. Sześć lat to dużo. Dużo się nauczyłam. Za wiele rzeczy jestem mu wdzięczna. Zwłaszcza, za takie momenty, kiedy nie miałam nikogo prócz jego.

Tego lata przekonałam się, że są w moim życiu bliscy mi ludzie. Wiem, bliskość u bpd to pojęcie względne. Dziś ktoś jest a jutro go nie ma.

Ale nie chcę już więcej tak cierpieć i nie chcę też zastanawiać się nad tym czy dam rade dotrwać do kolejnej wypłaty, bo część kasy poszło na terapię.

5 komentarzy:

  1. Wlasnie tak sie czuje dzisiaj ja w odniesieniu do wlasnego terapeuty. Chcialabym poslac go do wszystkich diablow. Jak napisalas gdzie indziej: "terapia to prostytucja przyjazni". Otoz to.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja zgodzę się z tą prostytucją także. Terapeuta to dziwka. Bardzo Ci współczuje Twoich odczuć. Napisz coś więcej. Coś się stało?

      Usuń
    2. No coz, twierdzi, ze jestem borderem :D. W terapii psychodinamicznej jestem z przerwami juz szosty rok, u tego samego terapeuty, ktory jest goracym zwolennikiem Freuda i zdaje sie, ze ma ciagoty do psychoanalizy w czystym wydaniu. Przez pierwsze trzy lata byla to terapia w przychodni dla DDA, dosc intensywna, bo 2xtyg; teraz chodze do niego prywatnie). Dwa lata temu powiedzial, ze "juz nigdy nie bede mogl byc twoim terapeuta", bla-bla-bla (znasz takie "gadanie terapeutyczne" z autopsji, prawda?), ja rzucilam wszystko i wyjechalam z Polski, no ale po roku wrocilam, a on zmienil zdanie. I tak oto jestem u niego z powrotem. Tym razem to ja go rzuce. Nie moge doczekac sie tego dnia. Jak wojna, to wojna. Koszty sie nie licza. Tylko wpierw musze porzadnie przygotowac grunt, by wszystko bylo zapieto na ostatni guzik. A wowczas rzuce mu cala jego terapie w twarz jak zmieta serwetke i odejde. Tym razem bede to ja.
      Na Twoj blog natrafilam przez przypadek, gdy pewnej nocy nie mogac spac grzebalam w necie szukajac informacji o borderach. Przeczytalam od deski do deski, jednym tchem. Skonczylam o swicie. To, co piszesz o panie M. wstrzasnelo mna. Tak sie czulam, gdy moj terapeuta oznajmil mi, ze NEVER, NEVER MORE. Musialam pozbierac sie z kawaleczkow i jakos tam poskladac, by jakos zyc. Bolalo jak cholera, to nawet nie mozna bylo nazwac zyciem. Dlatego jestem pelna podziwu dla Ciebie i tego jak sobie radzisz, na przekor wszystkiemu.
      Sorry, ze pisze bez znakow diakrytycznych, moj laptop nie posiada polskiej klawiatury.
      Trzymam za Ciebie kciuki.

      Usuń
    3. Tylko nie bądź dla niego zbyt surowa. Ja nie chciałabym skrzywdzić mojego terapeuty. Bardzo mi pomógł i był zawsze dla mnie bardzo wyrozumiały ciepły.

      Usuń
  2. Hmmmm.... zawsze-zawsze? Nie idealizujesz przypadkiem po uplywie czasu? :)

    OdpowiedzUsuń