czwartek, 29 grudnia 2011

Radość i pieniądze.

Nie wiem czy wcześniej już o tym pisałam ale bardzo ciężko jest mi przeżywać również pozytywne emocje.

Jakiś czas temu z powodu kilku miłych wydarzeń rozkręciłam się z radości tak bardzo, że dostałam leki uspokajające.

Tak było również wczoraj. Mój znajomy, z którym kumpluję się od wakacji zaprosił mnie na wspólny wyjazd do Turcji z nim i z jego rodziną.

Przez wieloletnie balansowanie na krawędzi i walczenie o każdy dzień nie doświadczyłam możliwości wyjazdów na wakacje, bywania tu i tam. Ponieważ zdarzało się, że często byłam bez pracy albo zarabiałam bardzo mało, nie stać mnie było na wiele rzeczy.

Byłam ciągle zadłużona, bardzo ograniczona, co do sposobów spędzania wolnego czasu. Ów czas wolny najczęściej spędzałam na dołowaniu się i popadaniu w jeszcze większe długi, bo każdy grosz wydawałam na jedzenie, którym starłam się kompensować różne braki. Stąd bulimia.

Od czasu rozpoczęcia terapii, powoli zaczęłam stawać na nogi. Ale żyłam nadal dość skromnie bo znaczną sumę pieniędzy wydawałam na opłacenie terapii właśnie.

Było ciężko. Bardzo ciężko. Jako osoba z zaburzeniem osobowości chwiejnej emocjonalnej, często miałam ochotę rzucić pracę, olać terapię. Przestać się starać, zabiegać, walczyć. Dokonać jakiejś rewolucji w swoim życiu. Wywrócić swoje życie na lewą stronę.

"Ale to już było" - mówił mój terapeuta - to już wszystko było proszę Pani. "Być może warto choć raz pójść innym torem". Cierpiałam i trwałam. Nigdy nie przypuszczałam, że ta męczarnia kiedykolwiek dobiegnie końca.

Z czasem ten przymus trwania, wytrzymywania, znoszenia - stał się sposobem na życie.
Nie wyobrażam sobie obecnie, że mogłabym dokonać takich spustoszeń w swoim życiu jak to zwykłam robić wcześniej.

No ale do rzeczy. Kiedy napisałam wczoraj do T. - wspomnianemu wyżej koledze, że nieśmiało myślę o tegorocznych wakacjach, ale nie mam kompletnie pomysłu gdzie i z kim, natychmiast zaproponował mi wyjazd ze swoją rodziną.

Czuję się z nim bardzo bezpiecznie. To ewenement. Stąd ucieszyłam się tak bardzo, że przez większość wieczoru wszystko pędziło we mnie z radości. Po kilku godzinach czułam się zmęczona i zniewolona tą emocją. Z trudem usnęłam.

Radość...Tak często tęsknimy za tym uczuciem. Wspominamy dni, kiedy było nam dobrze, kiedy doświadczyliśmy czegoś pozytywnego.

Staram się być czujnym obserwatorem jeśli chodzi o to co się ze mną dzieje.
Dbać o siebie i nie fundować sobie zbyt wielu wrażeń. W miarę wcześnie się wycofywać i dystansować, gdy zachodzi taka potrzeba. Już do końca życia muszę stać na straży swojego zdrowia psychicznego. Zdaję sobie sprawę, że nie nad wszystkim uda mi się zapanować. Ale jak to mawiał mój terapeuta: "muszę ograniczać konsekwencje bycia sobą" i będzie nieźle. Mam taką nadzieję.

1 komentarz: