czwartek, 22 grudnia 2011

Zwierzenia.

Siedzę w pracy. Spokój i cisza. Większość firmy na urlopie. Ja nie, bo świąt nie obchodzę i ten czas nie jest dla mnie jakiś szczególny. No może poza tym, że luz w pracy, kilka dni wolnego i spokój. Jestem w kontakcie z moją rodziną, która już od dziesięciu lat jakoś znosi moją nieobecność na święta. W zeszłym roku pojechałam do nich. Było ok. Ale znacznie lepiej czuję się, gdy spotykamy się z innych powodów niż święta. Wszystko jest wówczas bardziej naturalne.

Właśnie dostałam maila, że jutro wychodzimy z firmy o 13stej. Hm... trzeba się będzie jakoś zorganizować. Obie z moją współlokatorką, będziemy siedzieć w domu. Będziemy oglądać filmy i w ogóle leniuchować. Może ktoś wpadnie. Może my gdzieś pójdziemy. Ja zamierzam coś upichcić.

Ale właściwie nie lubię tzw. "długich weekendów". Wypadam wtedy trochę z rytmu. A ja wolę mieć wszystko pod kontrolą. Wiedzieć, że rano wstaję bo idę do pracy. Dzień w pracy mija mi na zajęciach zawodowych i śledzeniu forów w necie. Po pracy też zawsze mam coś do zrobienia. Jakieś małe sprawy, plany, obowiązki.

A w dni wolne...
Hm... Wtedy przychodzą niewygodne myśli. Wtedy na moment chciałoby się żyć inaczej.
Chciałoby się mieć swoją rodzinę. Choć w sumie o dzieciach myślę niechętnie. Ale fajnie byłoby mieć partnera. Wsiąść w auto i pojechać gdzieś przed siebie. Chodzić na spacery. Robić coś wspólnie.

Może kiedyś kogoś takiego spotkam. Aktualnie panicznie boję się związku. Za to jestem bardzo dobrym materiałem na kumpla, ale jeśli znajomość przeradza się w coś bliższego staję się koszmarem. Nie mogę wtedy znieść tej drugiej strony. Zaczynam skupiać się na wadach. Zaczynam być roszczeniowa. Wymagająca. Surowa. Zimna. Oschła.

Dlatego boję się związku. Nie chcę nikomu tego zafundować. Już nie, bo to niszczy także i mnie.

Ostatnio siedzieliśmy z kumplem i pytał mnie o to dlaczego nie lubię dotyku. Cholera trudna sprawa. W pierwszej chwili nie wiem co powiedzieć, kiedy ludzie mnie o to pytają. Czasem dla spokoju gaszę temat mówiąc o gwałcie, o molestowaniu. Wtedy stają się bardziej ostrożni. Nie drążą dalej.

Ale ja nie jestem tego taka pewna co jest przyczyną. Raczej boję się emocjonalnej bliskości. Mam wrażenie, że gdzieś w środku jestem jednym, wielkim głodem bliskości. Że to uczucie jest tak silne, że mogłabym tego kogoś pochłonąć, zawłaszczyć go. Chcieć tylko brać i brać. Bo jestem tak wygłodniała. Tak stęskniona. Tak spragniona.

I tak pewnie jest. Tylko ja nie umiem dawać i brać z umiarem. Kiedy poznaję mężczyznę, kiedy pozwalam mu się zbliżyć do mnie. Staję się dla niego wszystkim i ona dla mnie jest wszystkim. Jestem wspaniałomyślna, jestem cierpliwa, szalenie ciepła i dobra. Jestem wesoła, zabawna, szalona. Dostrzegając jaką przyjemność daję mojemu mężczyźnie, karmię się jego szczęściem i to się staje moim szczęściem. Nie ma nic bardziej ekscytującego niż szczęście, które czerpię ze mnie inni.

To co oni mają do zaoferowania, może jest w jakiejś mierze ciekawe, ale nie tak ważne co daję ja. JESTEM CUDOWNYM DAWCĄ. JESTEM MIŁOŚCIĄ. JESTEM ZISZCZENIEM MARZEŃ.Jestem wielka, potężna, doskonała, BOSKA!

Aż pewnego dnia, po prostu budzę się i czuję obrzydzenie do mężczyzny, który jest tak szalenie we mnie zakochany, że nie dostrzega tego, jak żałosny jest w tym swoim zakochaniu. W tym pragnieniu mnie. W tym błędnym przekonaniu, że to co jest między nami jest trwałe i niezmienne. Nic bardziej błędnego.

Z dnia na dzień staję się coraz chłodniejsza, milcząca, wroga. Ponieważ znam jego najczulsze punkty, ponieważ tak się przede mną otworzył - staje się bezbronny wobec moich machinacji. Uderzam z siłą, której się nie spodziewa. Zaczynam dostrzegać jego zlęknienie, jego smutek, jego bezradność. Więdnie, usycha. Staje się wystraszonym chłopcem. Skomlącym zwierzęciem, czekającym z tęsknotą choć na suchy dotyk swojego właściciela. Na przyjazne spojrzenie.

Zaczynam się brzydzić go jeszcze bardziej. Jego bezbronność i nieporadność rodzi we mnie potężny wstręt. I tak oto właśnie odchodzę z przekonaniem, że popełniłam straszny błąd, wiążąc się z tym oto marnym przedstawicielem rodu męskiego.

On jeszcze przez jakiś czas zabiega, próbuje rozmawiać, kontaktować się. Konsekwentnie urywam wszystko. Czasem, gdy mam dobry dzień, wysyłam mu sms lub mail pisząc, że życzę mu wszystkiego dobrego, że tak było lepiej dla nas. On znów podrywa się do walki. Znów próbuje rozmawiać, prosi o spotkanie. Ale ja poza jakimś chwilowym współczuciem nie czuję nic. Proszę by zapomniał. By zadbał o siebie, by trzymał się ode mnie z daleka, bo zniszczę go jeszcze bardziej. On już niczego nie rozumie. Ja nie rozumiem. I tak wszystko się kończy.

Czasem po latach jakiś mail, krótka wymiana zdań na fb/gg/skype.
Jest w moim życiu kilku takich mężczyzn. W tej chwili przychodzi mi na myśl trzech, których najmocniej skrzywdziłam.

Najbardziej skrzywdziłam mojego męża, który nigdy nie powinien być moim mężem. Z którym postąpiłam jak w wyżej opisanym schemacie. Dziś ma już swoją rodzinę i mam nadzieję, że jego życie jest o wiele bardziej przewidywalne i spokojne.

Kolejny mężczyzna to mój dobry kumpel, przyjaciel, mój duchowy brat. Nigdy nie powinniśmy byli stać się parą. Mieliśmy się pobrać. W tym roku po siedmiu latach milczenia nawiązaliśmy kontakt. Któregoś dnia doszło do rozmowy, która jak to ujął On "powinna była mieć miejsce już dawno temu". Nie wiem tylko czy wtedy miałabym taką umiejętność nawiązania tej relacji.

Trzeci mężczyzna, to ktoś kto zniszczył swoje małżeństwo i pozbawił swoje dzieci posiadania domu z mamą i tatą włącznie. Kochałam go szalenie. Był najbardziej rozsądny, zrównoważony i nie dał się tak wkręcić w moją Boskość. I jemu najskromniej zaprezentowałam swoje borderlajnowe oblicze. Po prostu, gdy było jeszcze dobrze odeszłam. Przestraszyła mnie wówczas siła tego związku i dzieci, jego dzieci i żona, które nie zasłużyły na takie potraktowanie.

Jak zatem dzisiaj mogłabym się z kimś związać? Jaki on miałby być? Jaka ja miałabym być? Nie wiem sama. Może to temat na inny czas. Ale cieszę się, że w końcu o tym wszystkim napisałam.

2 komentarze:

  1. nie lubię dotykania mnie - chyba dlatego, że tak dużo ono dla mnie znaczy; nie mam żadnego traumatycznego doświadczenia; dotykanie to już wielka sprawa :-)
    czy próbowałaś kiedyś 'ćwiczyć' z partnerem - uprzedzony o bpd - odsuwanie się od siebie? oswajać się i przesuwać równocześnie, łagodzić załamanie? nie łatwo to opisać ale myślę o zepsuciu tego wyścigu - kto kogo pierwszy kopnie - o oswajaniu lęku - trywialnie to napisałam - mam poczucie, że szukam nadziei że da się oszukać to czego nie da się opanować;

    OdpowiedzUsuń
  2. Ludzie z zaburzeniami psychicznymi nie powinni pakowac sie w zwiazki.

    OdpowiedzUsuń