środa, 18 stycznia 2012

Wizyta u lekarza

Cóż, z przykrością muszę stwierdzić, że mój dobry nastrój nadal w zenicie.
Wczoraj wieczorem na siłowni bawiłam się wyśmienicie ze współtowarzyszami siłownianej niedoli. Omal nie odfrunęłam. Nawet trening mnie nie zmęczył. Generalnie nic przyjemnego w tej całej mojej euforii, bo czuję się jakby mój mózg, moje ciało pracowało na kilkaset procent. Co kilka godzin mam spadek nastroju połączony z ogromnym zmęczeniem i za chwile znów wystrzał w górę.

Tak się składa, że dzisiaj miałam co miesięczną kontrolę u mojej lekarki. Opowiedziałam jej o wszystkim. Podkręciła mi leki. Dodatkowo kazała brać doraźnie lek uspokajający. Właśnie wzięłam. Jest dużo lepiej.

To choróbsko to koszmar. Nawet cieszyć się nie można bo zaraz idzie w hipomanię.

Ta radość jest tak ogromna, że mam ochotę płakać ze szczęścia. Wszystko to wiąże ze zmianą pogody. Za oknem prawdziwa zima, a dzisiejsza poranna zamieć wywindowała mnie na szczyt euforii.

Muszę być rozsądna i kontrolować swoje zachowanie. Im bardziej się wyeksploatuje tym gorszy może być później spadek nastroju. Depresji nie chcę. Depresja to syf.

Ok. Zmykam. Mam dzisiaj małą robótkę. Postaram się nią zająć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz