wtorek, 17 stycznia 2012

Zapach pieczonych jabłek

Ależ dzisiaj mamy słoneczny dzień. Wspaniale. Za oknem błękitne niebo łączy się z dachem oświetlonej słońcem kamienicy, pokrytej czerwoną dachówką przyprószoną śniegiem. W radiu Andrzej Zaucha śpiewa "Bądź moim natchnieniem".

Mam ochotę się cieszyć do granic możliwości i robić sto rzeczy na raz. Jednak powściągam się pamiętając słowa lekarki i terapeuty, że do zdrowia mi bliżej ze smutkiem niż z taką niepohamowaną radością.

Właściwie byłoby idealnie, gdyby nie ta moja dieta, która mi znacznie ogranicza możliwość podjadania różnych słodkawych smakołyków. Ech.. nic nie jest doskonałe.

w niedzielę wpadłam na pomysł by upiec jabłka. Nigdy ich sama nie piekłam. Czasem dawali nam je w szpitalu. Znalazłam w książce kucharskiej przepis na pieczone jabłka. Tylko tamte były w jakimś syropie i z bakaliami. Ja zaś swoje umyłam i wstawiłam w naczyniu żaroodpornym do piekarnika. Po kilkudziesięciu minutach po całym domu unosił się zapach pieczonych jabłek. Otworzyłam piekarnik - wyglądały bardzo apetycznie. Wczoraj zjadłam pierwsze z nich. Niebo w gębie.

I jak tu się nie cieszyć.

Wyciągam kolegę z pokoju obok na spacer i piszę do niego na gg: "chodź idziemy na spacer nad wisłę" On odpisuje: "Ale musimy nad wisłę? Może chodź jedziemy do galerii jakiejś" "hehe, dureń :)" - odpisałam. "co chesz tam robić?" A on na to " nie wiem, możemy coś pooglądać" :) Matko, coś niedobrego dzieje się z tymi ludziskami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz