piątek, 27 stycznia 2012

Powrót T.

Kiedyś jako 24-latka związałam się z kimś. On miał 29 lat. Był żonaty i miał córeczkę.Zakochaliśmy się w sobie a to co nas łączyło było wówczas dla mnie bardzo wyjątkowe.

W pewnym momencie T. zaproponował, że odejdzie od żony i to mnie przeraziło.
Dużo mi opowiadał o niej. Zawsze wyrażał się o niej bardzo dobrze. Wręcz polubiłam ją. Polubiłam też ich córeczkę, rozmawiałam z nią raz przez telefon nawet.

Nie planowałam tego romansu. Oboje nie planowaliśmy. Po prostu któregoś dnia, zaczepiłam go dla żartu na gg. Ot wybrałam sobie miasto wiek i tak trafiłam na niego. Pisaliśmy ze sobą każdego dnia między obowiązkami w pracy. Rano witaliśmy się, piliśmy razem kawę i potem praca. Potem przerwa na obiad i znów chwila rozmowy i potem troszkę dłużej pod koniec dnia.

Dzisiaj nie pamiętam na jakie tematy rozmawialiśmy. Było miło i było bez flirtowania. Ot, żeby było weselej w pracy. Po siedmiu miesiącach postanowiliśmy się wybrać razem do kina, na Gwiezdne Wojny. Było to głośne wydarzenie i wszyscy o tym mówili. My także. Wreszcie postanowiliśmy, że pójdziemy razem. Kiedy zobaczyłam T., cała obawa związana z jakąś niewiadomą na temat tego z kim do końca mam do czynienia minęła. Okazał się być przemiłym, atrakcyjnym mężczyzną. On też mnie polubił. Zaproponował byśmy nie szli do kina a usiedli gdzieś w kawiarni i porozmawiali. Przystałam na to. Chciałam dowiedzieć się kim jest ten mężczyzna, z którym rozmawiałam długie miesiące.

Spędziliśmy ze sobą całe popołudnie i cały wieczór. Byłam zachwycona. Od tej pory nasze rozmowy były jeszcze bardziej intensywne. Potem jeszcze jedno spotkanie i jeszcze jedno i pierwszy pocałunek. Świat zawirował. Nie przeszkadzało mi to, że jest żonaty. To nie był mój pierwszy raz. Ale z czasem polubiłam jego żonę z opowiadań. Wydawała mi się być równą babką, dobrym kompanem. A on okazało się, opowiadał jej, że mnie poznał i że ma taką koleżanką a potem, że... się we mnie zakochał i nie wie co zrobić.

Ona go wspierała, tłumaczyła, że to może tylko chwilowy kryzys. Kurcze, cholernie polubiłam tę kobietę. Ocknęłam się z tego wszystkiego i zrozumiałam, że wyrządzam ich rodzinie ogromną krzywdę. Któregoś dnia powiedziałam mu, że to nie może tak wyglądać. Zaproponowałam, hm.. to takie banalne - kumpelstwo. On na to, że ok, że rozumie. Potem rozmawialiśmy ze sobą dopiero jakieś dwa lata później. Dużo w nim było pretensji do mnie. Dalszy kontakt nie miał sensu. Żarliśmy się okropnie.

W między czasie jego żona urodziła synka, ale on moment później poznał kobietę i odszedł do niej. Z nią też miał dziecko. Byłam wściekła na niego, że odszedł od żony. Prawiłam mu uwagi na ten temat. Odgryzał się też czymś w zamian.

Wczoraj odezwał się do mnie po kilku latach milczenia. Nie chciał dokładnie powiedzieć co się stało, ale był w strasznym stanie. Rozstał się z tą kobietą.
Prosił o spotkanie. O to bym przyjechała z nim pogadać, bo czuje się fatalnie i wie, że na mnie może liczyć. Na mnie i na swoją byłą żonę. Okazało się, że obie jesteśmy gotowe go wspierać. Paranoja.

Był w rozsypce. Nie ma pracy. Właściwie nie wiem co się stało, i skąd utrata pracy. Poprosił mnie o pomoc w przygotowaniu cv i listu. Zrobiłam to. Zaczęłam pytać po ludziach o pracę dla niego. Wieczorem napisałam mu sms, z pytaniem co robi. "piję" - odpisał. Niedobrze pomyślałam. "A myśli samobójcze masz?" - przyszło mi do głowy, by go zapytać. Jego matka była chora psychicznie. Popełniła samobójstwo. Znalazł ją wiszącą na strychu, kiedy był młodym chłopakiem.

Odpisał, że ma, ale że jakoś sobie radzi. Zadałam jeszcze kilka innych pytań, by ocenić jego stan a gdy już napisał, że musi się położyć spać, uspokoiłam się.

Umówiliśmy się wcześniej w ciągu dnia, że się spotkamy. Pomyślałam, że jestem go ciekawa, jakim teraz jest człowiekiem. Pomyślałam, że chcę mu pomóc. Mam do niego słabość.

Dzisiaj póki co milczy. Napisałam przed chwilą do niego z pytaniem, czy wszystko ok.
Najchętniej rzuciłabym się na niego całą sobą. Ratowałabym go, zbawiała. Denerwuje mnie to, że nie pisze. Tak bardzo mi brakuje kogoś komu mogę zaufać. Mam wrażenie, że o ile tak bardzo się nie zmieniliśmy, to moglibyśmy znaleźć wspólny język. Mogłabym go choć przez chwilę mieć bliżej siebie. Ale nie wiem czy nie wyrządzam mu krzywdy, czy on nie wyrządza mi krzywdy.

3 komentarze:

  1. Sytuacja skomplikowana bardzo.Nie wiem co ci doradzić,ostrożność? Ostrożność w obawie o siebie?

    OdpowiedzUsuń
  2. no i po co ci to?

    OdpowiedzUsuń
  3. cóż, koleszka ma raj, tyle kobiet spieszących mu z pomocą! Nic tylko chorować i mieć problemy. :) Mar

    OdpowiedzUsuń