niedziela, 18 marca 2012

T.

Ostatnio... nie czułam się najlepiej. Miałam napisać o tym jak dostałam ataku wściekłości w piątek w pracy i jak przeraziłam koleżanki i jak to mnie przygniotło, ale teraz nie jestem w stanie o tym wspominać.

Otóż wczoraj wybrałam się na imprezę organizowaną przez T. Nie wiedziałam do ostatniej chwili czy chcę tam pójść. T. to ten "samobójca", który tak się posypał, gdy zostawiła go kobieta z dzieckiem. Nie była jego żoną. Znacie tę historię, pisałam o tym.

No więc wczoraj obudziłam się w bardzo złym stanie. Ból całego ciała i zmęczenie nie pozwalały na zrobienie czegokolwiek. Moja współlokatorka kupiła internet mobilny, stąd miałam możliwość wejść na forum i inne strony, gdzie próbowałam szukać bodźców do tego by jakoś się ożywić. Niestety nic nie pomagało. Zauważyłam za oknem piękne słońce, otworzyłam drzwi balkonowe i wtedy cały pokój wypełnił się fantastyczną, wiosenną aurą. Wzruszyło mnie to. Pomyślałam, że oto właśnie przetrwałam kolejną zimę. Długie wieczory, zimne dni i swoją zimową samotność.

Zaczęłam leniwie krzątać się po domu. Panował w nim przeraźliwy rozgardiasz. Pomyślałam, że aby zadbać o swój komfort powinnam doprowadzić mieszkanie do porządku. Było to swojego rodzaju wyzwanie, moje obolałe ciało buntowało się z każdym ruchem, mimo to zaczęłam robić cokolwiek. Myślałam o tym, że wieczorem jest koncert T., na który mnie zapraszał. Myślałam o tym czy to rzeczywiście rozsądne by tam pójść. Czułam się bardzo źle. Przyglądałam się sobie w lustrze i to jeszcze bardziej utwierdzało mnie w przekonaniu, że nie jest to dobry moment by się mu - T. pokazać. Przez moment chwyciłam za telefon, chcąc umówić się do kosmetyczki i do fryzjera, by zadbać jakoś o siebie i dopiero wówczas pójść na tę imprezę.

Do porządku przywołała mnie siostrzenica, która zwróciła mi uwagę na to, że nie jest rozsądne wydawanie pieniędzy, gdy się ich nie ma. Pomyślałam sobie, że to rzeczywiście przesada. Tak więc dalej snułam się po domu. To wiosenne słońce, to powietrze działały na mnie bardzo kojąco. Minęło kilka dobrych godzin i doprowadziłam mieszkanie do porządku. W międzyczasie wróciła moja współlokatorka. Spytała czy idę na spotkanie z T. powiedziałam, że nie jestem pewna co chcę zrobić. Że chyba nie czuję się na siłach. Chodziłam po domu w dresie, z przetłuszczonymi włosami, z zaniedbanymi paznokciami i z brakiem jakiegokolwiek entuzjazmu. Nie czułam się na siłach. Była godzina osiemnasta, gdy A. otworzyła wino. Początkowo wzbraniałam się przed skosztowaniem. Ale w miarę, gdy zaczęłyśmy ze sobą rozmawiać nabrałam ochoty by dotrzymać jej towarzystwa. Gdy tak siedziałyśmy i gdy wino zaczęło działać pomyślałam, że może chciałabym pójść na ten koncert, by się spotkać z T. Jak pomyślałam tak też zrobiłam. W ciągu godziny doprowadziłam siebie do porządku. Włożyłam jedne ze swoich wystrzałowych ciuchów, które kupiłam ostatnimi czasy. Jedne a może i jedyne. A. pożyczyła mi swoje kosmetyki do makijażu, które pasowały do wieczorowego wyjścia. Pomalowałam paznokcie, spryskałam się drogimi perfumami i... poszłam...

Kiedy weszłam do lokalu w jednej chwili zobaczyłam T. żywo dyskutował z osobami prze stoliku, którym siedział. Nie widział mnie. Był odwrócony do mnie tyłem. Podeszłam i delikatnie dotknęłam jego ramienia. Przez chwilę wpatrywał się we mnie, jakby próbując ustalić kim jestem. Uśmiechnęłam się do niego ciepło i przywitałam i wtedy stało się coś co mnie zaskoczyło. On, to jest T. kompletnie zwariował. Był w ogromnym szoku. Nie mógł przestać powtarzać, że wyglądam oszołamiająco, że nie wierzył, że przyjdę, że... och i ach...

Przyglądałam się temu spokojnie. Próbowałam sobie przypomnieć kim dla mnie jest a raczej kiedyś był ten mężczyzna. Nerwowo zaczął mnie przedstawiać swoim towarzystwu ale nadal nie mógł ochłonąć. Nie wiedziałam jak zareagować. Zachowałam spokój. W głowie wciąż powtarzałam sobie, że przecież nie wiem kim dzisiaj jest ten mężczyzna, ale pamięć zaczęła przywodzić na myśl te wszystkie chwile które spędziliśmy razem.

Wreszcie zamilkł i tylko wpatrywał się we mnie z ciągłym zaskoczeniem. Towarzystwo przy stoliku zaczęło się nam przyglądać z dużym zaciekawieniem. Wydawali się zachodzić w głowę, kim jestem dla T. skoro tak na mnie reaguje. Spytał mnie czego się napiję, poszliśmy do baru. Tam zostaliśmy sami. A on wciąż powtarzał, że nie wierzy, że to ja, że spodziewał się zobaczyć zaniedbaną dziewczynę w dresie, smutną, szarą, nieciekawą. Nic na to nie powiedziałam.

Nie potrafię dokładnie opisać co się działo dalej, ale ja... we mnie wszystko ożyło. On wciąż do mnie mówił, wciąż, wciąż a ja z każdą chwilą zaczynałam sobie przypominać nas sprzed dziesięciu lat i to ogromne uczucie jakie do niego żywiłam.

T. oszalał, zupełnie zapomniał o tym, że ma prowadzić imprezę. Wszyscy zaproszeni wydawali się być jego znajomymi i wszyscy przyglądali się nam, mi z zaciekawieniem.

Powtarzał do mnie: "kochanie", "kochanie" - a ja po raz pierwszy od lat czułam ładunek jaki niesie ze sobą ten zwrot.

Nie jestem w stanie pisać dalej. Właściwie nie wiem co mam pisać. Wpadliśmy w słowotok. Dziesięć lat. Dziesięć długich lat opowiadanych wielkim skrótem.

Potem pocałunek. Pierwszy, drugi. Potem byliśmy tylko ja i on.

2 komentarze:

  1. Bardzo Ci brak silnych i ekscytujących przeżyć. Życie toczy się w głowie. Uderzyło mnie, że T. oszalał, bo zobaczył Cię "piękna, atrakcyjną, a nie szarą i załamaną". To nie jest facet na złe chwile.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozorne odczucie oderwania od problemow a tak naprawde kazda sprawa w ktora sie wiklasz, w dluzszej perspektywie to nic innego jak kolejne klopoty. Wszystko odbija sie na Tobie a Ty nadal jak cma do swiatla.
    Ale Ty to wiesz.
    I znowu wlazisz w to borderowe bagno.
    Szukaj tearpeuty z prawdziwego zdarzenia, moze w koncu przepracujesz siebie i swoje problemy a nie relacje z terapeuta.
    I w koncu moze nauczysz sie widziec siebie a nie tylko objawy ktorych tak kurczowo sie trzymasz.
    Czy Ty w ogole wierzysz, ze jest jeszcze cos poza nimi?..

    OdpowiedzUsuń