niedziela, 22 kwietnia 2012

Weekend

No to co? To może troszkę o wczorajszym dniu.

Wczoraj byłam w kinie i na kolacji z moim instruktorem z siłowni. Chłopak 29 lat, bardzo miły, kulturalny i z pasją.
To on prowadzi także moją dietę.

Skumplowaliśmy się trochę, a to z tego powodu, że on jest gaduła straszny i ja też. Od słowa do słowa i zwierzył mi się, że zostawiła go dziewczyna, co bardzo przeżywał, do tego stopnia, że któregoś dnia zadzwonił do mnie i poprosił o pomoc w znalezieniu terapeuty. Skontaktowałam się ze znajomą. Powiedziała, żebym dała mu jej numer i żeby zadzwonił do niej.

Tak też zaczął chodzić raz w tygodniu na sesje i chyba się w tym odnajduje. Ostatnio napisał do mnie czy przyjdę poćwiczyć albo choć na chwilę pogadać jak będę na przepustce, (on wie, że jestem w szpitalu), zaproponowałam wówczas, że moglibyśmy się wybrać do kina. Zareagował pozytywnie, choć dla mnie to było wyzwanie, bo dawno nie byłam w takiej sytuacji.

Wczoraj cały poranek się denerwowałam. Z tego wszystkiego znów wybrałam się na zakupy, kupiłam mnóstwo kosmetyków i na dodatek trochę ciuchów H., bo chodzi jak fleja. Oczywiści uzgodniłam to z jego mamą, aczkolwiek zaznaczyłam, że to prezent ode mnie.

W każdym razie nadszedł wieczór. K. - mój instruktor przyjechał po mnie i pojechaliśmy do kina. Film mnie rozczarował, byliśmy na nietykalnych, tyle o nich trąbiono, moim zdaniem nic szczególnego.

Potem K. badając grunt spytał, czy kończymy wieczór czy robimy coś jeszcze. Powiedziałam, że nie wiem co ma na myśli a on na to, że moglibyśmy pójść coś zjeść. Tak też pojechaliśmy to bardzo fajnej chińskiej restauracji. K. przypomniał mi jak się posługuje pałeczkami, było to bardzo zabawne. Generalnie to on mówił cały wieczór. Mówił wciąż o sobie. Zrozumiałam, że jest mu to potrzebne, więc słuchałam, żywo reagowałam, zadawałam pytania. Właściwie to co mówił było interesujące.

Czułam się chyba ok. Choć przyznam, że byłam nieco zawiedziona, bo czułam, że K. traktuje mnie bardzo partnersko. Jak wiecie, jestem przyzwyczajona do flirtów i romansów. Brakowało mi tego. Jednak dzisiaj uważam, że to było dla mnie bardzo ważne. Że to było takie neutralne. Dzięki temu nie musiałam wchodzić w rolę kokietki, choć owszem, momentami próbowałam. Głupio mi się przyznać, ale tak właśnie było. Poza tym, że spotkanie przebiegało bez damsko-męskich gierek, K. dawał mi odczuć, że jestem kobietą. Otwierał mi i zamykał za mną drzwi do auta. Zdejmował kurtkę, odwieszał na wieszak. Ubrał się bardzo fajnie. Miło było na niego patrzeć, tym bardziej, że dotąd widywałam go w koszulce i spodenkach.

W czasie kolacji musiałam odejść od stołu, ponieważ zadzwonił H. wytłumaczyłam K. kim jest H. i odeszłam na dosłownie minutę.
On spytał mnie jak wyjście (wiedział, że wychodzę z kolegą do kina i godnie to przyjął), ja spytałam go o to jak się czuje i pożegnaliśmy, przy czym on dodał na koniec: "pa, kocham Cię". Zrobiło mi się go przez moment żal. Dlatego dzisiaj w dzień, pojechałam z koleżanką do szpitala i zawiozłam mu rzeczy, które mu kupiłam.

Weszłyśmy obie na oddział i chwilę z nim posiedziałyśmy. Cieszył się bardzo, tak jakby miał odwiedziny. Ciuchy bardzo mu się spodobały. Oddałam mu także mój stary ale całkiem dobry telefon, zaznaczając, że jeśli dowiem się, że go sprzedał za fajki, to powrotów nie będzie - jak śpiewa Kaśka Nosowska w piosence "kochaj mnie mimo wszystko". Uśmiechnął się, bo zna tę piosenkę.

Wychodząc przytulił się do mnie a ja poczułam jak dużo ciepła potrzebuje ten chłopak i że szpital to miejsce, w którym mogę mu je ofiarować, ponieważ czuję się bezpieczna i także zaopiekowana. Mojej energii zaczęło mi ostatnio starczać i dla mnie i dla niego. Nie wiem co będzie po szpitalu, gdy wróci proza życia i będę znów się zmagać z sobą. Jak będę rozładowywać emocje i czy aby nie negatywnie i nie na nim.

Mama H. napisała mi wczoraj, że bardzo dziękuje mi za wsparcie i że dzięki mnie nie czuje się taka osamotniona z chorobą H.
Cóż, duża odpowiedzialność na mnie spoczywa, prawda? Tylko, że ja chyba w tej chwili tego potrzebuję. Dokładnie nie potrafię tego wytłumaczyć.

Dzisiaj spotkałam się z koleżanką, z którą spędziłam miło czas. Ona wykazała dużo troski o mnie, co mnie bardzo zaskoczyło, bo to ja do tej pory byłam stroną wspierającą.

Muszę przyznać że dzisiaj czuję się troszkę bardziej wyciszona, czy też poukładana.
Po głowie tłuką mi się pewne myśli. Pozwólcie, że jeszcze nie będę o tym pisać. Chcę się im jeszcze troszkę przyjrzeć.


No i tyle. Siedzę w domu, po szóstej będę wracać do szpitala. Czuję się tak bezpieczna i spokojna. Nie wiem skąd ten spokój.
Chyba zaczynam wreszcie obniżać lot.

1 komentarz:

  1. wkręcasz obu facetów i dobrze wiesz, że to Ci się podoba; wiesz, że umiesz to robić i że robisz to dla siebie - oglądasz to z zewnątrz - kontrolujesz czy 'dobrze chodzą'; :-) czy ja na Ciebie patrzę tak jak Ty na nich? :-)

    OdpowiedzUsuń