poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Nadal mi słabo

Upał, ukrop. Na oddziale duszno. Ciśnienie nadal niskie, ale wczoraj koło wieczora ożywiłam się nieco. Dzisiaj z rana dużo niepokoju. Jakiś taki wewnętrzny ból. Wczoraj odwiedziła mnie moja znajoma, która jest terapeutką. Troszkę rozmawiałyśmy, choć właściwie to ona głównie mówiła, bo ja miałam z tym trudność. Powiedziała, że właśnie wraca z trzydniowej konferencji na temat brania i dawania. Powiedziała, że powinnam brać więcej od innych, że ja właściwie muszę doprowadzać się do takiego stanu, kiedy jest ze mną źle i wówczas szpital jest taką dającą matką. Wtedy mogę sobie pozwolić na to, by zrzucić odpowiedzialność za siebie na innych. Powiedziała też, że ja zamiast zadzwonić do swojego terapeuty wcześniej i poprosić o pomoc, musiałam właśnie znaleźć się w tej szpitalnej rzeczywistości i dopiero wykonać telefon do niego.


Zaproponowała pomoc i wsparcie. Powiedziała, że ona rozumie, że ja mam taką potrzebę przybliżania się i oddalania i ona to akceptuje i nadal podtrzymuje chęć wspierania mnie. Powiedziała też, żebym też starała się bardziej uzewnętrzniać złość, bo póki co kieruję ją do siebie. Mówiła też wiele innych rzeczy, ale czułam się tak potwornie słabo, że nie wiele umiałam z tego wziąć.

Teraz męczę się okropnie. Ciśnienie 110/70, więc niezłe, a mimo to mam jakieś potworne duszności w klatce piersiowej i czuję się z tym fatalnie. Jestem zmęczona. Jestem wykończona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz