piątek, 23 listopada 2012

Nowa terapeutka i inne

Za dziesięć dwunasta, przed chwilą weszłam do domu. Dzień spędzony w szaleńczym tempie i mega stresie. Spotkanie z Klientem udane. Kupili nas. Oczywiście jak na mnie przystało, nic a nic się nie przygotowałam do spotkania, bo stres mnie tak zżerał. Po spotkaniu sesja. Pani psychoanalityczka, hm... no cóż, Pan Michał to to nie jest. Ale jest chyba dobra, bo już na pierwszej sesji się poryczałam.

Będę pisać o tym później, bo teraz to jakoś ciężko mi o tym mówić. Kolejna sesja za tydzień. Takich wstępnych spotkań ma być trzy do pięciu, potem zobaczymy. Babka jest wiceprezeską Polskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego. Moje pierwsze odczucia? Szok. Szary, smutny gabinecik, Pani też szara i smutna w moim odbiorze. To pewnie będzie się zmieniać jak będę ją poznawać bliżej, ale póki co, co oczywiste, będę ją porównywać z Panem Michałem. Oj ciężka droga przede mną. Ciężka jak diabli.

Oczywiście powiem jej o swoich odczuciach. Będę mówić wszystko. Na sesji opowiadałam o moim terapeucie, bo taki jest cel mojego powrotu do terapii na chwilę obecną. Zmierzyć się z ogromnym poczuciem odrzucenia i straty.

W pierwszej chwili, zaraz po wyjściu z gabinetu tej babki, miałam ochotę zadzwonić do Pana Michała i wykrzyczeć mu, że nie chcę żadnej innej terapeutki, że chcę jego, że nie dam rady, że to mnie przerasta. Ale jakoś się powstrzymałam. Wsiadłam do tramwaju i zaczęłam beczeć jak dzieciak.

Nie, nie, nie chcę! Chcę mojego doskonałego terapeuty. Wiecie, to dlatego, nie byłam wstanie przebrnąć dotąd przez "Uratuj Mnie". Bo to mój terapeuta jest najlepszy. Mój. Mój Terapeuta.

Tych emocji będzie teraz we mnie sporo. Smutna konfrontacja, że coś dwa razy się nie zdarza. Że ta nasza relacja była unikalna. Pewnie to plus. To czyni tę więź jeszcze bardziej wyjątkową.

Wiem, wiem, każda relacja terapeutyczna jest unikalna. Ale pozwólcie, że ja będę pisać o swoich odczuciach. Na poziomie rozumu, wiem jak jest, ale teraz chcę konfrontować się z emocjami. I powiem tyle. Jestem rozdarta, pełna rozpaczy. Jestem rozczarowana. Jestem zawiedziona.

Będzie mnie terapeutować teraz jakaś baba. Kurwa (sorry za wulgaryzm) totalnie nieatrakcyjna, i ten gabinet taki obciachowy - tak jakby to miało być najważniejsze co? :) Pewnie, że nie.

Ale będę teraz dyskredytować babę na rzecz uwielbienia dla mojego PANA M.

Wiecie co chcę teraz napisać? Chcę napisać, że ten człowiek był terapeutą doskonałym. Pracował ze mną tyle ile mógł, ale to właśnie dla mojego dobra zakończył terapię, bo nic już z niej nie wynosiłam. Nie robiłam żadnych postępów. To wiem, wiem, że mój terapeuta mnie nie odrzucił, że to było najlepsze co mógł dla mnie zrobić. Wiem.

Jestem mu za to wdzięczna. Teraz muszę zmierzyć się z pustką po nim. Z tą ogromną, czarną dziurą.
Nie wiem czy teraz będę chciała Waszych komentarzy tu, teraz. Proszę teraz nie próbujcie mi tłumaczyć jak jest. Ja wiem, ja dużo wiem, ale teraz nie chcę rozumieć. Teraz chcę czuć, czuć.

Chcę tęsknić, wyć z tęsknoty, z rozpaczy. Chcę przeżyć stratę terapeuty-brata-matki-ojca-mężczyzny.

Muszę się skonfrontować ze wszystkimi znaczącymi opuszczeniami w moim życiu. Chcę raz na zawsze przepracować odrzucenie i lęk przed nim.

Strasznie tego dużo. Piszę naprędce. Niewiele myśląc, sporo czując. I to dobrze właśnie.

Dobranoc.




 


2 komentarze: