piątek, 11 lipca 2014

Krótki kontakt z rzeczywistością

Boże, jakie to okropne. Zwłaszcza tekst na tej trzeciej stronie.

Boję się położyć spać. Boję się jutra. Wiem, że spotkam się z ludźmi, których uwielbiam, ale teraz, gdy przyszedł ten spokój, myślę o tym co się działo i z trudem z tego położenia rozumiem to wszystko. To mnie przeraża.
Mam stuprocentowo potwierdzoną diagnozę od stycznia zeszłego roku i wciąż nie rozumiem tego co się ze mną dzieje. W szpitalu powiedziano, że to właściwie dobrze, że ta choroba się pojawiła, bo bardzo mocno wycofało się, czy też stępiło bpd. Nie wiedziałam o co chodzi do końca, ale tekst o tym, że zaburzona osobowość i wynikające z niej komplikacje, są już raczej kwestią przeszłości, pozwolił mi uwierzyć, że wygrałam los na loterii. Powiedzieli, że chad w przeciwieństwie do bpd da się ustawić lekami. Miało być już tylko lepiej. Wychodziłam z głębokiej depresji, poprzedzonej katastrofalną w skutkach manią. Warunki szpitalne, serdeczność całego personelu od pani od sprzątania do ordynatorki, pomogły mi dojść do stanu równowagi i uwierzyć, że mam szansę na lepsze życie. Na godne życie. Mniej więcej w czerwcu zeszłego roku pojawił się ten pierwszy dziwny stan. Lekarka określiła go stanem mieszanym. I to wtedy właśnie powiedziała, że z ustawieniem leków jest niestety kłopot ze względu na impulsywność wynikającą z bpd.
To właśnie pojedyncze, ale bardzo silne impulsy wynikające z doświadczania różnych emocji skutecznie dysregulują równowagę biochemiczną, która naruszona w ten sposób wzmaga objawy choroby. Nie ma szans na ustawienie leków. Biorę dwa stabilizatory, lek przeciwpsychotyczny i doraźnie, w bardzo wyjątkowych sytuacjach, leki z grupy benzodiazepin. Dawki są wciąż zmieniane. Generalnie daję sobie radę. Potrafię o siebie zawalczyć. Ktoś kto może patrzy z boku na tę 37-letnią kobietę może myśleć, że nie ma ona nic do zaoferowania. Nie jestem żoną, ani matką. Nie ukończyłam studiów, nie mam własnego mieszkania. Mam potężny kredyt, pozostałość po manii, który konsekwentnie próbuję spłacać. Obecnie nawet nie jestem w stanie utrzymać pracy ani jej szukać. A teraz także nawet nie mam z czego żyć, ponieważ mam jeszcze jeden kłopot, który jest dla mnie nie do przeskoczenia.
Mam silną osobowość, duży temperament wynikający z natury, nie tylko z choroby, ale gdy przychodzą te stany i trwają tak długo i tak zmiennie, nic już nie jest proste. Miotam się w jakimś emocjonalnym amoku. Tracę grunt pod nogami. Tracę kontakt ze sobą.
Dziś po raz pierwszy boję się jutra. To, kim jestem i co mam, zawdzięczam tylko ciężkiej pracy nad sobą i ludziom, których spotkałam, którzy nauczyli mnie czegoś, z czego w życiu mogłam skorzystać. Dla kogoś to może nic wielkiego, ale ja startowałam z bardzo niskiego pułapu. Nic nigdy nie było proste. Przez swoje życie idę samotnie. Nie szukam męża, nie szukam partnera. Moje bogactwo, moja moc sprawcza to moja siła i wszystko to, co dzięki niej wypracowałam i co potrzebuję wypracowywać nadal. Kiedy choroba odbiera mi zmysły, pozostaję bez niczego. Bez niczego.

Bardzo boję się, że zaliczę dno, że któregoś dnia, przestanę walczyć i skoro teraz nie mam niczego, to gdy, już nie będę miała siły utrzymywać się na powierzchni, pójdę na dno.
Boję się jutra. Nigdy nikomu nie powiem tego wprost i nikt nigdy nie zobaczy mojego przerażenia. Nawet ja dziś wyjątkowo mam z tym kontakt.

4 komentarze:

  1. Mam dziś dziwny dzień, czytam tego bloga długo, jest 1.41. Jeszcze nie skończyłam. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy mogę napisac do Ciebie na mail w profilu?

    OdpowiedzUsuń
  3. Wysłałam Ci maila.

    OdpowiedzUsuń