czwartek, 12 stycznia 2017

Czesiek

Atak rozpaczy przeszedł w zupełne wyłączenie emocji, jakoś chyba we wtorek. W najgorszych chwilach posiłkowałam się ketrelem i pewnie dzięki niemu, nie rozkręciłam się do stanu chorobowego. Po kilku dniach odstawiłam przeciwpsychotyczny i byłam na czysto z emocjami. Zajęłam się sprzątaniem mieszkania. Trochę mnie nie było. Gdzieś się zapadłam w swój świat.

Będę tęsknić za Czesiem. W sumie, wydaje mi się, że cały czas jest. Leży sobie na podgrzewanej terakocie w przedpokoju. Zimą to było jego miejsce. Nokii założyłam w poniedziałek obrożę uspokajającą. Na wypadek, gdyby zaczęła odczuwać brak Cześka, ale też po to, by mały, nazwany Zyzolem nie działał jej na nerwy. W poniedziałek Zyzol chodził po mieszkaniu, jakby szukając Czestera. Zaglądał tu i ówdzie ciągle pomiaukując.W sumie od samego początku zafiksował się na Cześku.

Czesio. Jeszcze nie czuję, że go nie ma.

Wsparło mnie naprawdę sporo osób. Znajomi, osoby z pracy, a nawet jedna z sióstr i matka.
Siostra przeżyła to bardzo mocno i autentycznie była poruszona do łez z powodu Czesia i mnie w tej sytuacji. Dzwoniła i pisała smsy, pełne współczucia i troski.
To niesamowite, ale wszyscy byli autentycznie przejęci. Kilka osób płakało również.
Być może z boku wygląda to dziwnie, ale wszyscy, którzy poznali moje koty, byli nimi zachwyceni. No i wiedzieli jak jestem z nimi zżyta. Stąd tak bardzo empatycznie zareagowali na wiadomość o odejściu Czesia.

Jestem wszystkim bardzo wdzięczna.

Cały czas jest ze mną G. Ale to na inny wpis.








2 komentarze: