poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Powrót

Byłam. Wróciłam. Jestem zadowolona. Miałam okazję zostać dłużej, ale wróciłam z siostrzenicą i jej chłopakiem autem. Chciałam jeszcze posiedzieć w Warszawie w te wolne dni.
Kiedy weszłam wczoraj do mieszkania i zobaczyłam swoje spartańskie warunki rozpłakałam się.
Pomyślałam, że muszę komuś oddać Zyźka i z czasem po prostu popełnić samobójstwo. Że niewiele mnie czeka i niewiele z siebie wycisnę.
Nie umiem więcej na ten temat napisać, ale po raz pierwszy dotarło do mnie, że tak naprawdę niczego nie mam. Podczas gdy tam piękne domy, auta, biznesy a przede wszystkim kupa ludzi, którzy mają swoje rodziny.
Ja do nich nie pasuję. Nie umiem żyć w takim tempie, tak jakoś szybko, głośno, choć osobowościowo jesteśmy podobni do siebie ze względu na temperament.

Moja mama wręczała mi i moim siostrom z okazji ich 50tych a moich 40tych urodzin po pięćset złotych. Mi wcześniej, gdy byłyśmy same. Nie umiałam przyjąć tych pieniędzy. Powiedziałam, że nie naprawdę nie trzeba. To nie tak, że jestem jakaż zamożna, bo nie jestem, a wręcz przeciwnie, nie czuję się aż tak bliską rodziną. Mam na myśli, że oni tam są wszyscy, pomagają sobie, a ja przyjeżdżam raz na rok - dwa lata i biorę od matki rencistki pieniądze. Wystarczy, że dała kaskę dziewczynom. To i tak tysiąc złotych. Poza tym płaci co kwartał podatek za działkę rolną, którą przepisała mi wiele lat temu. Ta działka jest wydzierżawiona itd.

Przez cały pobyt robiłam zdjęcia i filmowałam naszą rodzinę, domy, podwórka. Chciałam zabrać ze sobą te pamiątki do Warszawy.
Wszystko przebiegło dobrze. Nic się nie wydarzyło. Choć czułam po napięciu w swoim ciele, że pozostaję czujna i gotowa. W sobotę wzięłam lek na uspokojenie bo troszkę było mi ciężko. Ale dobrze było ich zobaczyć. Po przyjeździe wrzuciłam część zdjęć i filmików na naszą rodzinną grupę, co wywołało dużo radości jak się okazało.

W nocy po-urodzinowej nie spałam, mimo wzięcia leków. Sen nie przyszedł. Wszyscy się rozeszli do swoich pokoi, a ja siedziałam w salonie i zakładałam siostrze stronę jej sklepu z biżuterią na FB. Sama zaproponowałam, że by się jej przydała i że mogę to zrobić. Może chciałam dać od siebie coś, na czym się znam, a może chciałam być bliżej swojego życia. Nad ranem poszłam do siostry do sypialni, bo spałyśmy razem, już nie spała, więc rozmawiałyśmy, a raczej M. opowiadała swoje przemyślenia na temat związków jej dzieci. Coś tam doradzałam, komentowałam.
Rano wszyscy zjedliśmy śniadanie i pojechaliśmy do domu mojej drugiej siostry. Przyjechali znajomi, posiedzieliśmy. Ja znów filmowałam i robiłam zdjęcia. Bardzo chciałam zatrzymać dla siebie te obrazy.

Gdy przyjechałam do Warszawy, czekał u mnie w domu G., ponieważ pilnował Zyźka. Strasznie pił ostatnie dwie doby. Przejęłam się tym i postanowiłam jakoś zainterweniować. Może nawet celowo, żeby odwrócić uwagę od tych luksusów, z których wróciłam.  Uznałam, że chcę mu jakoś pomóc. Uważam, że on ma jeszcze szansę by nie zmarnować sobie życia. Porozmawialiśmy, przeprowadziliśmy pewien terapeutyczny eksperyment. Podniosłam go z tego żulerskiego dołu. Poczułam, że są rzeczy, na których się znam, które umiem robić dobrze. Może to taki pomysł na siebie, aby pomagać ludziom. Może nie będę nigdy bogata, nie będę miała swojego domu, partnera, na pewno nie będę miała dzieci.
Są jednak rzeczy, które mogą być we mnie cenne jak na ten świat. Ta myśl mnie koi. Nie chciałabym być zawodowym terapeutą czy kimś takim, choć przez lata wiele osób zwracało mi na to uwagę.
Myślę, że jestem zbyt leniwa by się kształcić, albo nie wierzę w siebie.

Postaram się poprowadzić G. na tyle na ile uznam, że to terapeutyczne dla niego i dla mnie. Postaram się być pomocna dla tych, których spotykam w swoim życiu. Przez to czuję się potrzebna i ważna. Mam poczucie jako takiej wartości.

To tyle z takich raczej spontanicznych myśli i skojarzeń.

Dzisiaj w skali 1:10
smutek 6
lęk 2
złość na siebie 7
radość, zadowolenie 3
napęd mierny


1 komentarz: