niedziela, 20 sierpnia 2017

Przemyślenia

Jutro muszę wykupić ten antydepresant.

Wczoraj zorganizowałam wyjście. Miało być ognisko, ale pogoda nie dopisała, więc poszliśmy posiedzieć do knajpki w Parku Skaryszewskim. Ostatecznie skończyliśmy wieczór o wpół do trzeciej nad ranem zaliczając po drodze kilka lokali. W tym wycieczkę do McDonalds, w którym nie byłam od lat. Ponieważ nikt z nas nie jest stałym bywalcem takich jadłodajni, potraktowaliśmy kolacjo-śniadanie w MaC-u jako atrakcję. Najbardziej ucieszyły nas kolorowe balony, które można było sobie wziąć z restauracji.
Jak zwykle robiłam zdjęcia grupie. Lubię uwieczniać różne spotkania. I mimo, że było radośnie i zabawnie, jak zwykle zresztą, to czułam, że w tym roku ciągnie się za mną mroczny cień smutku.
Z jednej strony wesoła i podskakująca, z drugiej nie mogłam się odnaleźć.
Może za bardzo skupiam się na swoim samopoczuciu. Może za bardzo chcę poczuć to "coś". Tę wolność, którą osiągnęłam w wakacje zeszłego roku. To był mój najlepszy rok życia. Byłam na urlopie, na wakacjach. Byłam w tylu nowych sytuacjach.
Byłam przekonana, że wszystko co złe jest za mną, a ja jestem dojrzalsza, spokojniejsza i pogodzona z życiem.

Śmierć Czesia i Noki podcięłam mi te skrzydła. Nie wiem ile to jeszcze potrawa.
Zaczynam już myśleć o jesieni i zimie, które będą mi się kojarzyły z walką o ich życie. Nie wiem co mogę jeszcze zrobić. Czuję, że moje życie odeszło wraz z ich odejściem.

Ciągle myślę o oddaniu Zyźka, tak by sobie zrobić furtkę. Z drugiej strony chcę się ratować.
Mam nadzieję, że tak wygląda żałoba, tylko śmierć Nokii i Czesia jest jednocześnie połączona u mnie z ogromnym poczuciem winy. Uważam, że to ja je zabiłam. Więc to nie tylko żałoba, a czucie się sprawcą ich śmierci i to pewnie cały szkopuł.

To pewnie dlatego to wciąż do mnie wraca i potrafi tak bardzo odebrać motywację do życia.
Poczekam jeszcze trochę. Mówią, że rok żałoby to mniej więcej taka norma. Ale czucie się morderczynią to sprawa do terapii, bo raczej samo nie minie. Tylko muszę znaleźć jakiś powód by walczyć o to swoje lepsze samopoczucie. Wciąż muszę to sobie przypominać.

7 komentarzy:

  1. Wiesz, że naprawdę wiem, Kim były dla Ciebie Nokia i Czesio...
    W styczniu bałam sie o Ciebie, bałam to za mało powiedziane...
    Nie wiem, jak dałas radę to przejść, nie wiem. Przeszłas, może to One czuwały, ja wierzę w takie rzeczy.
    Wierzę też w pomoc Boga.
    Na ten moment masz po co żyć - dla Zyźka. Co by powiedziały Ci One, gdybyś go oddała, gdybyś spowodowała jego cierpienie, rozłąkę z kimś, kogo kocha.
    Kiedyś zadałam to pytanie mojej terapeutce, wspaniałemu człowiekowi. Odpowiedziała - dla M.
    To był jedyny powód do życia.
    Dlatego napisałam o Zyźku - na ten czas on jest Przyjacielem, istotą, dla której masz żyć.

    Wykup ten antydepresant. Dobrze wiesz, że nie można przerywać, no chyba że za bardzo idzie się w górę. Wszystko wiesz. Pilnuj tego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, ta reszta jest sprawą terapii, mądrej, empatycznej terapeutki.

    OdpowiedzUsuń
  3. I jeszcze coś - wyobraź sobie dom bez Zyźka...

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję. Jesteś bardzo empatyczna. Ja się po prostu boję jesieni, długich, ciemnych wieczorów, samotności, a raczej tej pustki bez nich.
    Myślałam, że może znalazłabym Zyźkowi rodzinę, wesoły dom, inne zwierzaki.
    Nie mogę patrzeć na to ja on się boi, gdy zobaczy kogoś obcego.

    Moje koty uwielbiały ludzi. Miały na ich punkcie bzika. Ale co nawjażniejsze zawsze blisko mnie, spały ze mną. Mówiłam, ze jesteśmy takim jednym stadem bo wszędzie całą trojką w tym domu, spanie blisko, zapach, dotyk futerka. Zyzio śpi na fotelach, krzesłach, czasem tylko przyjdzie do mnie. Jestem kompletnie sama i czuję się jak małe dziecko, które straciło rodziców. I to jest chyba najbardziej patologiczne u mnie. Że te koty były moimi opiekunami, dodawały mi otuchy, mnóstwo radości, czułam się kochana.

    Teraz jestem tak cholernie sama. Bez nich nie umiem dać sobie tyle wsparcia ile potrzebuję, by jakoś radzić sobie w życiu. Czuję, że gasnę, czuję, że nawet nie chcę się starać.

    Żałuję, że straciłam wiarę w Boga. Zwłaszcza bycie Świadkiem Jehowy jakoś tak mocno przybliżało mnie do istoty Boga, bo tam się dużo analizuje Osobę Boga. Żyłam tym, czułam, że w tej boskości jawi mi się jako osoba, rodzic, ojciec. Wierzyłam w raj, choć zwierzęta do raju nie trafią według biblii, bo nie mają duszy.

    Najgorsze, że Nokia i Czesio odeszły tak błyskawicznie.
    Płaczę, okropnie płaczę... Normalnie Nokia by już podbiegła, miauknęła, musnęła pyszczkiem. A ja bym się wtuliła w jej futerko,

    Widzisz, jestem jak małe dziecko.

    Ale Ty wiesz, rozumiesz.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, wiem...

    Zyziek boi się ludzi nie bez powodu, boi się, żeby go nie zabrali od Ciebie, boi się rozłąki.

    Bóg - jeśli się wierzy, że istnieje - jest właśnie takim Ojcem i Przyjacielem - idealnym... Niezależnie od wyznania. Taki jest...

    Co do przytulania. Gdybym Cię znała, zapukałabym do Twoich drzwi. Nie byłabym sama i nie weszłabym ja. Wszedłby maleńki, około miesięczny lub dwu kociak. Tak bardzo potrzebujący bliskości człowieka, jego oddechu, utulenia, głaskania.
    Pomyśl o tym...



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe, że niezależnie od wyznania tylko od tego jaką się przejdzie edukację ja jako katoliczka a potem buddystka tego nie doświadczyłam. Inna sprawa, że miało to miejsce na innym poziomie dojrzewania osobowości, posiadania wiedzy o świecie, takie rzeczy. Tak czy owak wiele bym dała, żeby wierzyć w jakiegoś Boga.

      Tak, tylko ja w dużej mierze zapewne odczuwam z poziomu egoistycznego dziecka, które chce być przytulane przez moje koty. Dziecko nie jest w stanie zaopiekować się dojrzale drugą istotą.
      Oczywiście ja Zyziowi poświęcam coraz więcej uwagi. Obecnie uprawiamy wieczorne obchody osiedlowe. Oczywiście Zyziek w specjalnej torbie. Mamy taką małą, kameralną trasę a tam ławeczkę, przy której się zatrzymujemy.

      Odwiedzamy też G. u którego Zyziek ma kuwetę i miski. W ten sposób staram się dostarczać Zyziowi bodźców.
      Czasem zaczynam się bawić z nim sama z siebie, czasem się zmuszam. Ale z Nokią i Czesiem też nie latałam z myszkami, piórkami itd. Tego trochę żałuję, bo one też się nudziły strasznie całe życie w bloku.

      To co charakteryzuje Zyzia, to to, że lubi być noszony na rękach, zupełnie jak dziecko. Przyjmuje wówczas taką pozycję, jakby to siedzenie na rękach było dla niego stanem naturalnym.
      Pomyślałam też, że Zyzio skończył właśnie rok i mimo wszystko jest młody. Jeśli zaczęłabym pracować nad gościnnością i zapraszaniem do siebie gości, to może Zyzio jakoś się oswoił z człowiekiem.

      W każdym razie w chwilach zwątpienia, takich jaka dopadła mnie dzisiaj, chciałabym mu ofiarować jakiś fajny wesoły dom. Najlepiej z podwórkiem z dziećmi. Wydaje mi się, że Zyzio jest jeszcze w takim wieku, w którym kot potrzebuje dużej liczby bodźców.


      Usuń
  6. Strasznie fajne te Wasze spacery. No i to, że G nie ma nic przeciwko kuwecie itd.

    Teraz, w dole, myślisz, że Nokia i Czesio się bardzo nudziły, ja - patrząc na koty u innych w domach - myślę, że nie tak bardzo, a w ogóle najważniejsze było Twoje uczucie do Nich. Nie można zapewnić jednocześnie dachu nad głową, opieki i na full rozrywki.

    OdpowiedzUsuń