niedziela, 6 sierpnia 2017

Próbuję czegoś nowego

W dzień bywa lżej, gorzej wieczorami. Przez ostatnie dni wydałam sporą część swoich oszczędności.
Okazało się, że przez nerwowe zaciskanie szczęki pościerałam sobie zęby, naruszyłam plomby, pojawiły się ubytki. Wydałam sporo pieniędzy a to dopiero połowa. 
Niemniej stwierdziłam, że czas na zrobienie porządków w mieszkaniu, a ponieważ fizycznie wciąż czuję się źle, nie potrafiłam zmusić się do mycia koszmarnie brudnych okien, a przesikany wszerz i wzdłuż materac oraz łóżko, stały się siedliskiem bakterii i jednym wielkim oparem smrodu. Kuchenne i łazienkowe fugi dawno nie widziały swojego pierwotnego koloru. Nie byłam w stanie zrobić z tym wszystkim porządku, aż do tego tygodnia.
Wreszcie podjęłam decyzję. Zadzwoniłam do firmy piorącej materace oraz wynajęłam panią do sprzątania. 
Ruch spowodowany porządkami w domu bardzo mnie ożywił, miło było zamienić z kimś słowo, wypić kawę. W międzyczasie zrobiłam porządek na półkach z ciuchami, kosmetykami, dokumentami. Teraz już wiem, że w przyszłości, jeśli będzie mnie stać, będę korzystać z takiej pomocy. Ja też kiedyś sprzątałam, jak zwykle sfochowana czymś rzuciłam pracę i zatrudniłam się w firmie sprzątającej, gdzie zarabiałam dwa razy więcej, z tym, że pracowałam fizycznie. To było bardzo dawno, był nas cały zespół, od ogrodnika do kucharza oraz ochroniarzy w postaci byłych pracowników GROM-u. Bardzo mile wspominam tamten czas.
Od tej pory jestem mistrzem prania i prasowania białych koszul w postaci idealnej, a prasowanie mnie relaksuje.
W czwartym miesiącu tamtej pracy zachorował na raka mój ojciec. Lekarze nie dawali mu wiele czasu. Zwolniłam się i wyjechałam do rodziny. Ojciec od momentu wykrycia raka żył jeszcze przez cztery tygodnie. Nigdy nie byłam z nim blisko. Bardzo tego żałuję, ale nie miałam okazji. 

W każdym razie pani i pan od porządków byli bardzo mili i rzeczywiście pomocni. 
Jak mawiał Mały Książę, ludzie nie mają przyjaciół, bo nie można ich kupić, ale za to kupują inne rzeczy. Ważne, że w domu zapanowała inna atmosfera, a na pewno dużo bardziej higieniczna.
Wieczorem miałam iść z P. na Jazz na Starówce, ale nie dałam rady. Fizycznie byłam dość słaba.

Za to jutrzejszy dzień mnie nieco przeraża. Teraz nadszedł czas, żeby znów spróbowała chodzić sama. Choćby kilka małych kroczków. Bez otaczania się ludźmi, zwłaszcza za pieniądze lub za to, że coś dla nich robię. Muszę wyjść poza swoją rozpacz i spróbować coś dla siebie wziąć. Może ktoś zechce mi ofiarować coś od siebie, tak empatycznie, prawdziwie. Dużo takiego wsparcia dostałam w pracy od L. Tak, ważne, żebym to podkreśliła. L. bardzo mi pomogła w ostatnim czasie. Dzięki temu mogłam być mimo kiepskiej formy. Myślę, że wywinęłam się od szpitala. Przynajmniej tym razem.

Jestem w kontakcie z pewnym chłopakiem. Do tej pory był to bardzo sporadyczny kontakt. Poznaliśmy się na pierwszych kajakach, które zorganizowałam i od tamtego czasu raz na kilka miesięcy, raz na rok wymienialiśmy się sms-ami, dwa razy się spotkaliśmy.
W tym roku też się spotkaliśmy. To miły facet, ale jest w nim dużo smutku. A ja nie chciałabym po raz kolejny robić za maskotkę. Dzisiaj zaproponowałam, oczywiście pisząc sms, czy ma ochotę jutro wyjść gdzieś razem. Napisał, że to dobry pomysł. Mamy się spotkać jutro późniejszym popołudniem. Zdobyłam się na tę propozycję, bo L. napisał do mnie przedwczoraj z pytaniem co u mnie. Wtedy odpowiedziałam grzecznościowo, ale później pomyślałam, że jak zwykle uciekam.

Wydaje mi się, że obecnie L. wpasowuje się w mój klimat. Myślę, że jego też interesuje koleżeństwo i wspólne wyjście gdzieś od czasu do czasu. Jest ode mnie starszy o rok, ale wygląda bardzo młodo, fajnie się ubiera, jest wysoki i przystojny, zajmuje się fajnymi, społecznymi rzeczami. Wszystko to na ten moment chyba jakoś mnie dowartościowuje. Jaką wartość ze swojej strony daje mu ja - nie wiem do końca, ale wydaje mi się, że jest mnie trochę ciekawy i chyba też dobrze się ze mną czuje. Poznał mnie jako kajakową organizatorkę-wariatkę, a teraz ma okazję widzieć kobietę, która jest bardzo refleksyjna i dużo bardziej spokojna no i przyznająca się do swoich słabości. Ponieważ któregoś dnia powiedział mi o swojej historii, ja też powiedziałam mu o mojej chorobie i o tym, że obecnie jestem w nie najlepszej formie. W zeszłą niedzielę spotkaliśmy się nad Wisłą, chwilę posiedzieliśmy i pogadaliśmy o tym i owym.

Ja też jestem jego ciekawa. Póki co martwię się, że może potrzebuje mnie po to, żeby dodać sobie jakiejś odmiany w życiu. Ale właściwie ja potrzebuję tego samego. Może na tym polegają relacje, a ja próbuję już dorobić jakąś histeryczną ideologię. Czuję, że to jedno z tych spotkań, gdy ludzkie losy spotykają się w tym samym punkcie, po to by za jakiś czas pójść w swoją stronę. Tak chciałabym to widzieć. Bardzo boję się nowych ludzi, zwłaszcza mężczyzn. 

Myślę, że L. też szuka przyjaciela. Tak jest mi łatwiej przyjąć jego obecność. 

1 komentarz: